Fiesta po wypadku premier Szydło jest miarą klęski tzw. salonu. Posługują się mową nienawiści, którą latami zwalczali.
Przez lata Gazeta Wyborcza próbowała nas strofować, uczyć tolerancji i bycia Europejczykiem. Poziom tych „nauczycieli” demaskuje redaktor Paweł Wroński.
Tweeter jest miejscem szybkiej reakcji na zdarzenia. Są to najczęściej wpisy spontaniczne, płynące nawet nie z wyważonego umysłu, co z chwilowego odruchu szarych komórek. Tym bardziej należy je cenić.
Po uderzeniu samochodu kolumny rządowej z panią premier na pokładzie, oczywiście też nie trzeba było długo czekać na reakcje. Jedynie redaktor Tomasz Lis był wstrzemięźliwy, bo podobno dostał burę od swych niemieckich mocodawców i okresowo podwinął kitę. Cała reszta niezawodnych w takich sytuacjach mędrców salonu (nie mylić z mędrcami Syjonu) ruszyła do intelektualnego podzielenia się ze światem swoimi odczuciami. Dominowała trudno skrywana satysfakcja z kolizji rządowej limuzyny. Cytować tych tweetów nie ma co, bo to plugastwo gorszego sortu. Jednak nad samym zjawiskiem warto się pochylić. Jednym z pierwszych rozradowanych był redaktor Paweł Wroński i wpisał dyrdymałki, wyrażające jego kontent z tego, że pani premier stało się coś niedobrego.
Tak, tak, znaczący redaktor, cały czas jeszcze próbującej udawać znaczącą „Gazety Wyborczej” uznał, że nie ma w tym nic złego, że publicznie obnaży swoją ciemną stronę. Co więcej miał przekonanie, że takim prostackim oglądem sytuacji, znajdzie aprobatę wśród swoich czytelników. I znalazł.
I tutaj dochodzimy do sedna.„Gazeta Wyborcza” przez lata uzurpowała sobie prawo do narzucania jedynie słusznej narracji i do bycia światopoglądowym demiurgiem III RP. I co najbardziej tragiczne dla Polski, przez lata jej się to udawało. To oni wyznaczali standardy dla tych, którzy za kilka złotych wydanych na dziennik mieli poczucie zapisania się do inteligencji. Co więcej członkowie redakcji wraz z redaktorem naczelnym, byli niedościgłymi wzorami krajowego intelektualisty. Szczególnie błyszczeli w konfrontacji ze zdefiniowanym, zresztą przez siebie, ciemnogrodem.
Teraz, kiedy przegrali ideologicznie, kiedy tępiony przez nich bezwzględnie Jarosław Kaczyński rządzi niepodzielnie, a nakładowa rozpacz zagląda w oczy, trzeba zwalniać dziennikarzy i ciąć wynagrodzenia za wierszówkę, opadają maski.
I kogóż widzimy? Kto się wykluwa choćby ze 140 znakowych tweetów?
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Fiesta po wypadku premier Szydło jest miarą klęski tzw. salonu. Posługują się mową nienawiści, którą latami zwalczali.
Przez lata Gazeta Wyborcza próbowała nas strofować, uczyć tolerancji i bycia Europejczykiem. Poziom tych „nauczycieli” demaskuje redaktor Paweł Wroński.
Tweeter jest miejscem szybkiej reakcji na zdarzenia. Są to najczęściej wpisy spontaniczne, płynące nawet nie z wyważonego umysłu, co z chwilowego odruchu szarych komórek. Tym bardziej należy je cenić.
Po uderzeniu samochodu kolumny rządowej z panią premier na pokładzie, oczywiście też nie trzeba było długo czekać na reakcje. Jedynie redaktor Tomasz Lis był wstrzemięźliwy, bo podobno dostał burę od swych niemieckich mocodawców i okresowo podwinął kitę. Cała reszta niezawodnych w takich sytuacjach mędrców salonu (nie mylić z mędrcami Syjonu) ruszyła do intelektualnego podzielenia się ze światem swoimi odczuciami. Dominowała trudno skrywana satysfakcja z kolizji rządowej limuzyny. Cytować tych tweetów nie ma co, bo to plugastwo gorszego sortu. Jednak nad samym zjawiskiem warto się pochylić. Jednym z pierwszych rozradowanych był redaktor Paweł Wroński i wpisał dyrdymałki, wyrażające jego kontent z tego, że pani premier stało się coś niedobrego.
Tak, tak, znaczący redaktor, cały czas jeszcze próbującej udawać znaczącą „Gazety Wyborczej” uznał, że nie ma w tym nic złego, że publicznie obnaży swoją ciemną stronę. Co więcej miał przekonanie, że takim prostackim oglądem sytuacji, znajdzie aprobatę wśród swoich czytelników. I znalazł.
I tutaj dochodzimy do sedna.„Gazeta Wyborcza” przez lata uzurpowała sobie prawo do narzucania jedynie słusznej narracji i do bycia światopoglądowym demiurgiem III RP. I co najbardziej tragiczne dla Polski, przez lata jej się to udawało. To oni wyznaczali standardy dla tych, którzy za kilka złotych wydanych na dziennik mieli poczucie zapisania się do inteligencji. Co więcej członkowie redakcji wraz z redaktorem naczelnym, byli niedościgłymi wzorami krajowego intelektualisty. Szczególnie błyszczeli w konfrontacji ze zdefiniowanym, zresztą przez siebie, ciemnogrodem.
Teraz, kiedy przegrali ideologicznie, kiedy tępiony przez nich bezwzględnie Jarosław Kaczyński rządzi niepodzielnie, a nakładowa rozpacz zagląda w oczy, trzeba zwalniać dziennikarzy i ciąć wynagrodzenia za wierszówkę, opadają maski.
I kogóż widzimy? Kto się wykluwa choćby ze 140 znakowych tweetów?
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/327153-fiesta-po-wypadku-premier-szydlo-jest-miara-kleski-tzw-salonu-posluguja-sie-mowa-nienawisci-ktora-latami-zwalczali