Polsko-niemieckie relacje są mocno zmitologizowane, a wynika to przede wszystkim z dominacji politycznego punktu widzenia. Wynika też z natrętnej często dydaktyki uprawianej przez niemieckie media (także te działające w Polsce) wobec polskich władz i społeczeństwa. Obecna wizyta kanclerz Angeli Merkel w naszym kraju jest też postrzegana przede wszystkim przez pryzmat polityki. Najważniejsze z tego punktu widzenia są wybory do Bundestagu we wrześniu 2017 r. oraz zależny od nich kształt polsko-niemieckiego partnerstwa. Ono ma się dużo lepiej niż wynikałoby z obrazu w mediach, ale zmiana na stanowisku kanclerza, czyli zastąpienie Angeli Merkel Martinem Schulzem, byłaby w polsko-niemieckich relacjach wstrząsem, choć nie kompletną rewolucją. Polska ma z Niemcami różne problemy, ale dalece nie takie jak wynikałoby z histerii „Gazety Wyborczej”. Nie ma żadnej spalonej ziemi, a różnice są nie większe niż z innymi ważnymi dla Niemiec państwami, tylko opisów tamtych relacji w niemieckich mediach nie śledzi się u nas tak uważnie. Angela Merkel nie odwiedza żadnej oblężonej twierdzy, tylko stabilnego, przewidywalnego partnera Niemiec. To, że różni czynownicy w ukazujących się w Polsce mediach malują obraz zgliszcz wynika albo z zadań, jakie są im stawiane, albo z najzwyczajniejszej głupoty bądź stanu silnego zaczadzenia nienawiścią do rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Niemieckie media próbują wywierać nacisk na polskie władze, a nawet egzaminować je z demokracji, ale to żadna niespodzianka, jeśli zważyć, że te media zawsze stanowiły istotny element niemieckiej polityki zagranicznej. One po prostu sprawdzają, jak daleko rządzący Niemcami politycy mogą się posunąć w polityce wobec Polski. Media robią to, co nie wypada niemieckim politykom i dyplomatom, szczególnie tym z CDU, bo ci z SPD nie są już tacy powściągliwi. Niemieckie media są więc czymś w rodzaju zwiadu dla niemieckiej polityki zagranicznej i ta praktyka została ukształtowana już kilka dekad temu. Niemieckie media są niemal jednolitofrontowo lojalne wobec własnego państwa i celów jego polityki zagranicznej, co w Polsce jest nie do pomyślenia, szczególnie w mediach Michnika i innych organach postępu. Ale wrzaski i inne objawy histerii nie są tym, co dla rządzących w Niemczech jest najważniejsze. A najważniejsze są pieniądze.
Realia są takie, że Polska jest dla Niemiec dużo ważniejszym partnerem gospodarczym niż Rosja. Wartość rocznego eksportu Niemiec do Polski (ponad 50 mld euro) jest dwuipółkrotnie wyższa niż eksportu niemieckich firm do Rosji. Ważniejszymi od Polski odbiorcami niemieckich towarów są tylko USA, Francja, Holandia, Chiny, Wielka Brytania i Włochy. Obroty niemieckich firm z USA, Francją czy Holandią są o około dwie trzecie wyższe niż z Polską, ale w wypadku Włoch różnica jest już bardzo niewielka (około 15 proc.), co pokazuje, jak ważnym dla Niemiec partnerem jest nasz kraj i jego gospodarka.. W 2016 r. obroty w handlu Polski z Niemcami przekroczyły wedle szacunków 100 mld euro (nie ma jeszcze oficjalnych danych), co czyni z Polski siódmego partnera gospodarczego Niemiec. Rosja jest na trzynastym miejscu i około dwie trzecie obrotów z tym państwem stanowi niemiecki import surowców energetycznych. Te dane to najważniejszy atut Polski w stosunkach z Niemcami, o którym w naszym kraju za mało się mówi.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Polsko-niemieckie relacje są mocno zmitologizowane, a wynika to przede wszystkim z dominacji politycznego punktu widzenia. Wynika też z natrętnej często dydaktyki uprawianej przez niemieckie media (także te działające w Polsce) wobec polskich władz i społeczeństwa. Obecna wizyta kanclerz Angeli Merkel w naszym kraju jest też postrzegana przede wszystkim przez pryzmat polityki. Najważniejsze z tego punktu widzenia są wybory do Bundestagu we wrześniu 2017 r. oraz zależny od nich kształt polsko-niemieckiego partnerstwa. Ono ma się dużo lepiej niż wynikałoby z obrazu w mediach, ale zmiana na stanowisku kanclerza, czyli zastąpienie Angeli Merkel Martinem Schulzem, byłaby w polsko-niemieckich relacjach wstrząsem, choć nie kompletną rewolucją. Polska ma z Niemcami różne problemy, ale dalece nie takie jak wynikałoby z histerii „Gazety Wyborczej”. Nie ma żadnej spalonej ziemi, a różnice są nie większe niż z innymi ważnymi dla Niemiec państwami, tylko opisów tamtych relacji w niemieckich mediach nie śledzi się u nas tak uważnie. Angela Merkel nie odwiedza żadnej oblężonej twierdzy, tylko stabilnego, przewidywalnego partnera Niemiec. To, że różni czynownicy w ukazujących się w Polsce mediach malują obraz zgliszcz wynika albo z zadań, jakie są im stawiane, albo z najzwyczajniejszej głupoty bądź stanu silnego zaczadzenia nienawiścią do rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Niemieckie media próbują wywierać nacisk na polskie władze, a nawet egzaminować je z demokracji, ale to żadna niespodzianka, jeśli zważyć, że te media zawsze stanowiły istotny element niemieckiej polityki zagranicznej. One po prostu sprawdzają, jak daleko rządzący Niemcami politycy mogą się posunąć w polityce wobec Polski. Media robią to, co nie wypada niemieckim politykom i dyplomatom, szczególnie tym z CDU, bo ci z SPD nie są już tacy powściągliwi. Niemieckie media są więc czymś w rodzaju zwiadu dla niemieckiej polityki zagranicznej i ta praktyka została ukształtowana już kilka dekad temu. Niemieckie media są niemal jednolitofrontowo lojalne wobec własnego państwa i celów jego polityki zagranicznej, co w Polsce jest nie do pomyślenia, szczególnie w mediach Michnika i innych organach postępu. Ale wrzaski i inne objawy histerii nie są tym, co dla rządzących w Niemczech jest najważniejsze. A najważniejsze są pieniądze.
Realia są takie, że Polska jest dla Niemiec dużo ważniejszym partnerem gospodarczym niż Rosja. Wartość rocznego eksportu Niemiec do Polski (ponad 50 mld euro) jest dwuipółkrotnie wyższa niż eksportu niemieckich firm do Rosji. Ważniejszymi od Polski odbiorcami niemieckich towarów są tylko USA, Francja, Holandia, Chiny, Wielka Brytania i Włochy. Obroty niemieckich firm z USA, Francją czy Holandią są o około dwie trzecie wyższe niż z Polską, ale w wypadku Włoch różnica jest już bardzo niewielka (około 15 proc.), co pokazuje, jak ważnym dla Niemiec partnerem jest nasz kraj i jego gospodarka.. W 2016 r. obroty w handlu Polski z Niemcami przekroczyły wedle szacunków 100 mld euro (nie ma jeszcze oficjalnych danych), co czyni z Polski siódmego partnera gospodarczego Niemiec. Rosja jest na trzynastym miejscu i około dwie trzecie obrotów z tym państwem stanowi niemiecki import surowców energetycznych. Te dane to najważniejszy atut Polski w stosunkach z Niemcami, o którym w naszym kraju za mało się mówi.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/326575-wbrew-ujadaniu-medialnych-organow-postepu-to-berlin-ma-wiecej-powodow-by-chciec-dobrych-relacji-z-warszawa