No i patrzcie Państwo, do jakich szczytów humanitarnego wyrafinowania doszły te nasze stróże prawa w togach. Bandycie należy się ćwierć miliona złotych z górą, bo siedział w dusznej celi, a sędziom Trybunału Konstytucyjnego należą się setki tysięcy rekompensat za wykorzystane urlopy. I to jest konstytucyjne jak najbardziej. Natomiast co do 500 złotych dla rodziny na drugie i następne dzieci, często żyjące w przysłowiowej piwnicznej izbie…oho!…tu już są poważne wątpliwości natury konstytucyjnej.
Oświadczenia majątkowe do wiadomości publicznej muszą składać parlamentarzyści, członkowie rządu, prezydenci miast i wielu innych funkcjonariuszy publicznych. Natomiast sędziowie z jakiegoś powodu uważają, iż takie chamskie metody uwłaczają ich godności. Wszystkie inne oświadczenia uważają za konstytucyjne, a tylko własne za niekonstytucyjne. Okropnie zbulwersowany sędzia Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa opowiadał mrożące krew w żyłach historie o bandziorach, którzy tylko czekają na sędziowskie oświadczenia majątkowe, żeby się na ich majątek zasadzić. Tak jakby bandziory nie wiedziały, co ma sędzia w garażu. Sędzia Żurek za szykanę uważa także rutynową kontrolę jego oświadczenia przez CBA, co świadczy o jego silnym poczuciu przynależności do nadzwyczajnej kasty ludzi.
W ogóle namnożyło się u nas konstytucjonalistów co niemiara. Wyroki w sprawie niekonstytucyjności taki sędzia Żurek wydaje w telewizji od ręki, nawet nie musi czytać ustawy, wystarczy, że rzuci okiem. Były prezes TK Rzepliński nawet okiem nie potrzebuje rzucać okiem, wystarczą mu dwa zdania redaktora TVN-u i już wie wszystko. Były prezydent Komorowski na wyrywki ocenia pod względem konstytucyjności, co tylko przeczyta w gazecie. Zatem nie można się dziwić, że sędzia Tuleya pochylając się nad niedolą zawodowego mordercy w dusznej celi, przy okazji radośnie gaworzył o konstytucji.
Wszyscy podlegamy prawu, każdego z nas mogą osądzić sądy, rzekomo bez żadnego wyjątku. W konstytucji nawet napisano, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa. Nieważne czy minister, złodziej, policjant albo chłoporobotnik – każdy pójdzie siedzieć, jeśli połakomi się na cudze. Zostaną osądzeni przez sądy i przykładnie ukarani. Z jednym wyjątkiem – sędziowie nie będą sądzeni przez sądy, lecz przez swoich kolegów. Do tego bowiem w gruncie rzeczy sprowadza się sędziowska niezawisłość i korporacyjna solidarność. Ja też bym chciał być sądzony przez kolegę, a najlepiej przez mojego szwagra. Ale nie jestem sędzią ani nawet asesorem. I nigdy nie będę, a w związku z tym nie dla mnie koleżeńska sprawiedliwość.
Mamy podobno w Polsce tylu sędziów, że moglibyśmy nimi obdzielić parę sąsiednich państw. Jednocześnie jesteśmy na szarym końcu, jeśli chodzi o długość i rozwlekłość spraw w sądach, czeka się na wyroki latami albo nawet dziesięciolecia. Jak to możliwe? Ano tak, że bardzo wielu sędziów nie sądzi, lecz celebruje prezesowanie, przewodniczenie, zarządzanie. Piastują bowiem zaszczytne i ważne funkcje, stanowiska, pozycje. Na orzekanie czasu nie mają, mają za to apanaże i przywileje. Nie przejmują się, że wieloletnia przewlekłość spraw w sądach oznacza faktyczne bezprawie. Ale to jest, o dziwo, konstytucyjne.
I nie przeszkadza to wcale różnym Rzeplińskim, Safjanom, Zollom i Stępniom opowiadać farmazony o III RP jako „państwie prawa”. Niezależność sędziowska jest z nabożeństwem odmieniana przez wszystkie przypadki niczym dogmat wiary. Sędzia Żurek ślini się w telewizji, gdy wymawia to słowo. Tymczasem wystarczy, że były prezydent Komorowski potrzebował trzeciej władzy, żeby przyklasnęła jego bredniom i delikwenci z Rzeplińskim i Gersdorf na czele, piszcząc z ochoty, przybiegli w te pędy, aby przypodobać się drugiej władzy. Taki mają „etos” prezesi najwyższych instancji sądowniczych w Polsce.
Lech Wałęsa kwestionuje kompetencje oraz intencje historyka Sławomira Cenckiewicza, gdyż jego dziadek był ubekiem. Według niego to jest niekonstytucyjne: „Chyba nasze prawo nie jest fair. Czy to jest w porządku, by dopuszczać ludzi, którzy byli związani z ubecją, do papierów tego typu?” Tymczasem taki sędzia Tuleya rości sobie pretensje do roli strażnika państwa prawa, podczas gdy jego rodzice byli pracownikami komunistycznej bezpieki. Kadrowymi ubekami, jakby powiedział Wałęsa. A sędzia Żurek, o dziwo, nie komentuje tego nadzwyczajnego przypadku. Dziwna jest ta nasza konstytucja, a już sędziowie to nadzwyczajna kasta. Całe szczęście, że rząd normalny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/326048-wpadlismy-w-lapy-nadzwyczajnej-kasty-ludzi-cala-nadzieja-w-normalnym-rzadzie