Paweł Rabiej przestał pełnić funkcję rzecznika Nowoczesnej. Nie jest do końca jasne, czy miało to związek z jego niedzielnym wpisem na Twitterze, w którym de facto zaprzeczał niemieckiemu sprawstwu w masowych zbrodniach II wojny światowej. Oczywiste jest jednak, że tego rodzaju opiniami popularności swojej partii na pewno nie zwiększył.
CZYTAJ: Kara za fałszowanie historii? Paweł Rabiej przestał pełnić funkcję rzecznika prasowego Nowoczesnej
Wielokrotnie wskazywałem na imitacyjny charakter środowisk liberalnej lewicy. Przekonania i polityka tych grup są wypadkową dwóch czynników: po pierwsze to totalna negacja wszystkiego, co robi rzadząca prawica, po drugie – to imitacja poglądów dominujących w liberalnych elitach Zachodu. Własny wkład intelektualny naszych imitatorów politycznej poprawności jest niewielki: chyba żeby zaliczyć do niego wypowiedzi Marcina Króla o tym, jak to Kaczyński nie zna Europy, bo (w odróżnieniu od Króla) nie jadał ostryg w Bretanii.
Splot obu czynników: imitacji i negacji prowadzić musi ostatecznie do całkowitego rozminięcia się liberalnej lewicy z poglądami i oczekiwaniami Polaków. Jego rezultatem jest też nierzadko przyjęcie obcego punktu widzenia nawet w sprawach tak fundamentalnych jak stosunek do faktów i do polskiej historii.
Wypowiedź Pawła Rabieja była więc naturalną konsekwencją przyjęcia takiej postawy i – w efekcie – utraty zdolności rozpoznawania interesów państwa. To oczywiście dyskwalifikuje każdego, kto chciałby w Polsce na poważnie parać się polityką.
W tym samym kontekście można również odczytywać publikację „Newsweeka”, który piórem Pauli Szewczyk, specjalistki – jak sama się określa – od problematyki LGBT, próbuje nadać treść pojęciu „polskich obozów koncentracyjnych”. Dotąd nikt przytomny w Polsce nie kwestionował faktu, że pojęcie to jest historycznym fałszem. „Newsweek” jednak twórczo zmierzył się z tematem i „odkrył”, że takie obozy istniały po 1945 roku i więziono w nich Niemców oraz Ślązaków podejrzewanych o brak lojalności wobec Polski.
To żadna sensacja, takie obozy istniały. Tyle, że powołały je władze komunistyczne, a na ich czele stali bądź sowieccy oficerowie bądź komuniści w rodzaju okrytego złą sławą Salomona Morela – komendanta obozu w Świętochłowicach.
Morel – jak wynika z jego późniejszych losów – wcale nie uważał się za Polaka. Wyemigrował do Izraela i wszelkie próby pociągnięcia go do odpowiedzialności zostały – pomimo starań władz RP – odrzucone przez Izrael. Nic dziwnego, Morel był już wtedy obywatelem Izraela i nie podlegał ekstradycji.
Poza obozami dla Niemców i Ślązaków istniały jeszcze liczne obozy przejściowe dla żołnierzy AK, jeden z nich – odbity w głośnej akcji z rąk Sowietów – znajdował się w podwarszawskim wówczas Rembertowie. Inne chronione były przez oddziały UB. Oczywiście o tych obozach „Newsweek” nie napisze, że były komunistyczne. Woli napisać: polskie. Bo choć więźniów tam głodzono, bito i torturowano, to nie pasują one do tezy, że Polacy byli narodem sprawców, a nie ofiar. Tezy uparcie promowanej w zachodnich – najczęściej niemieckich lub amerykańskich – mediach lub kampusach uniwersyteckich.
Naturalnie można też uznać, że artykuł w „Newsweeku” to przypadek, że pani Szewczyk – jako specjalistce od LGBT – łatwiej odróżnić transseksualistę od biseksualistki niż Polaka od Niemca. Bo przecież to niemożliwe, aby redaktor naczelny tego tygodnika, tak bardzo chciał się przypodobać niemieckiemu wydawcy, że postanowił bez zastrzeżeń przyjąć cudzy punkt widzenia.
„Newsweek” chciałby postawić paralelę między Polakami a Niemcami: skoro obozy były niemieckie, a nie nazistowskie, to powojenne obozy były polskie a nie komunistyczne. Tyle, że taką paralelę dałoby się postawić jedynie wtedy, gdyby komunizm – tak jak nazizm w Niemczech – był powszechną namiętnością Polaków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/324527-po-czyjej-stronie-stoi-liberalna-lewica-w-walce-o-dobre-imie-polski