W nadchodzących tygodniach i miesiącach będzie widoczna coraz większa międzynarodowa izolacja liderów polskiej opozycji.
Ryszard Petru wyszedł ze spotkania z szefem Komisji Europejskiej Jeanem-Claudem Junckerem wyraźnie zawiedziony. I mamrotał coś o tym, że w Komisji Europejskiej brakuje wiedzy na temat zbrodni PiS w sprawie budżetu oraz w innych kwestiach. Ale naprawdę straszne jest to, że nie było woli, żeby się od Ryszarda Petru dowiedzieć, jak jest naprawdę. Gesty Junckera mówiły zresztą wszystko: najpierw poprzestawiał Petru podczas robienia wspólnej fotki, a potem kazał mu iść za sobą. Wszystko to wyglądało jak odrabianie pańszczyzny, czyli ktoś kiedyś Petru z Junckerem umówił i trzeba było to spotkanie odfajkować. Innymi słowy, kurtuazyjne nic. Nie zajmowałbym się Ryszardem Petru w Brukseli, bo to fakt bez politycznych konsekwencji i bez żadnego znaczenia, choć sam szef Nowoczesnej będzie pewnie twierdził, że jest strasznym ważniakiem, skoro kilka minut poświęcił mu przewodniczący Komisji Europejskiej. Tyle że sposób potraktowania Petru nakłada się na ważne procesy dziejące się w Brukseli i nie tylko tam.
Oto w Parlamencie Europejskim PO nic nie zyskała, a wręcz straciła – stanowisko koordynatora wszystkich komisji Parlamentu Europejskiego, które piastował prof. Jerzy Buzek. PiS utrzymało stan posiadania, a nawet zyskało, bo Ryszard Czarnecki awansował w hierarchii ważności 14 wiceprzewodniczących, zaś Karol Karski pozostał jednym z pięciu kwestorów europarlamentu. Mimo nakręcanych przez europosłów PO „debat” o Polsce w europarlamencie oraz wbrew licznym kampaniom donosów na polskie władze, należący do małej frakcji parlamentarzyści PiS nie tylko nie są izolowani, jak chciała PO, ale wręcz poszerzyli swoje wpływy i znaczenie. Także kosztem PO. Również wybór prof. Bogusława Liberadzkiego z SLD na wiceprzewodniczącego PE, i to takiego z wysokim statusem, dowodzi ograniczania znaczenia europosłów PO, bo Liberadzki był przeciwny urządzaniu w Brukseli i Strasburgu cyrku wokół Polski. Wreszcie wybór Antonio Tajaniego na przewodniczącego europarlamentu oznacza ograniczenie możliwości szkodzenia Polsce na tym forum, mimo że wywodzi się on z tej samej frakcji, w której jest PO (EPP). Antonio Tajani ma duży dystans do histerii wręcz opętanych donoszeniem na Polskę europosłów PO w rodzaju Janusza Lewandowskiego, grafini Róży von Thun und Hohenstein, Adama Szejnfelda czy Barbary Kudryckiej.
PO i Nowoczesna wciąż mogą liczyć na opętanego krzewieniem w Polsce postępu wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa, ale przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi w Niemczech i prezydenckimi we Francji oraz w obliczu Brexitu i prezydentury Donalda Trumpa w USA, skłonność Komisji Europejskiej do wychowywania polskiego rządu będzie bez porównania mniejsza niż chcieliby tego politycy PO i Nowoczesnej oraz ich polityczni kumple w Europie. Można więc mówić o odchodzeniu instytucji europejskich od wariactwa na punkcie Polski. Wariactwa podsycanego z Polski i w żaden sposób nie hamowanego, a wręcz przeciwnie, przez przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. I Tusk wcale nie zapunktował na europejskich salonach swoim groteskowym wystąpieniem 17 grudnia 2016 r. we Wrocławiu, gdyż zostało ono jednoznacznie odebrane jako próba destabilizowania sytuacji w Polsce, co w wypadku najwyższych urzędników UE nie jest dobrze oceniane.
Europa wprawdzie nie bardzo się interesowała okupacją Sejmu (może poza zadymami 16 grudnia 2016 r., a i to niespecjalnie), lecz do rządów i elit politycznych na Zachodzie dotarły informacje od urzędujących w Polsce dyplomatów i ludzi tajnych służb, że PO i Nowoczesna przygotowywały pucz, a kiedy pierwsze dwa dni zdecydowały o jego niepowodzeniu, zamieniły wszystko w groteskę. Nie jest tak, że na poziomie rządów, dyplomacji i tajnych służb państw Zachodu łyka się wszelkie brednie o Polsce pojawiające się w lewicowo-liberalnych mediach. Nie łyka się, natomiast do tych kręgów dotarło, że opozycja w Polsce potrafi wyłącznie wywoływać zamęt i destabilizację, jest skrajnie nieodpowiedzialna i w większości składa się z kompletnych nieudaczników albo z ofiar losu i lowelasów w jednym. Z takimi ludźmi nikt poważny na Zachodzie nie będzie rozmawiał o ważnych sprawach. Jestem pewien, że w nadchodzących tygodniach i miesiącach będzie widoczna coraz większa międzynarodowa izolacja liderów polskiej opozycji – jako ludzi niepoważnych i nieodpowiedzialnych.
Opozycja zagrała 16 grudnia 2016 r. va banque, licząc na wsparcie z Zachodu. I to starcie przegrała. Jeśli dodać do tego, że jednocześnie i PO, i Nowoczesną trawią wewnętrzne kryzysy oraz wojenki, możliwości nakręcania w Polsce atmosfery majdanu są coraz mniejsze. Co nie znaczy, że nie będzie kolejnych prób destabilizacji. Będą, gdyż słaba opozycja będzie skłonna wykonywać jakieś desperackie gesty, żeby przykryć te swoje słabości. W Waszyngtonie i europejskich stolicach opozycja w Polsce będzie zdecydowanie wyraźniej i częściej traktowana jako pajace, lowelasi czy zwykli zadymiarze, a nie poważna polityczna alternatywa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/324142-nieudany-pucz-sprawil-ze-opozycja-juz-jest-postrzegana-na-zachodzie-jako-pajace-i-lowelasi-a-nie-powazna-alternatywa