W środę na sesji Rady Miejskiej Sankt-Petersburga pobili się radni. Co wzbudziło takie emocje ojców dawnej stolicy Rosji? Temat, który w grodzie nad Newą, znacznie bardziej niż cała reszta kraju zanurzonym w przeszłości (bo choć rosyjski XX wiek i tu zebrał straszliwe żniwo, to zarazem ciągłość generacji i ciągłość kulturowa zostały tu zachowane w zauważalnie większym stopniu, niż w Moskwie – mimo stalinowskich rzezi i hitlerowskiej blokady „Piterca” z dziada-pradziada spotkać znacznie łatwiej niż rdzennego Moskwianina) a zwłaszcza w jego inteligencji, wzbudza ostatnio autentyczne poruszenie. Temat, dodajmy, który trudno zrozumieć Polakowi.
Otóż ci z Państwa, którym zdarzyła się podróż do „Pitra” wiedzą, że jednym z głównych symboli tego miasta jest katedra – sobór Isaakijewskij (czyli p.w. świętego Izaaka). Wzniesiony na polecenie Aleksandra jest drugą co do wielkości świątynią Rosji. Budowlą niezwykle cenną architektonicznie. I jedną z narodowych świętości. Tu modlili się carowie.
W latach 20. świątynię zsekularyzowano. Było w niej muzeum ateizmu, a potem, i do dziś, po prostu muzeum. Przede wszystkim samego soboru (jest co zwiedzać, wnętrze jest pełne dzieł artystycznych najwyższej rangi). Opowiadające też o dziejach jego kilkudziesięcioletniej budowy. I o tym, co działo się ze świątynią w czasie Blokady. Wysokość kopuły to ponad sto metrów; z tarasu widokowego można obejrzeć Północną Stolicę z lotu ptaka.
A należy sobór nie do Cerkwi, tylko do miasta. Od lat 90. są w nim odprawiane msze, ale tak, by jak najmniej przeszkadzały działalności muzeum. To z jakiegoś punktu widzenia zrozumiałe – muzeum jest bowiem dochodowe. Turyści płacą za bilety wstępu tyle, że wystarczy na jego bieżącą działalność, a nawet konserwację ogromnego budynku.
Ale budynek, budowany jako świątynia, i to jedna z głównych nie tylko Rosji, ale całego prawosławnego świata, świątynią wciąż nie jest. Msze odbywają się jakby na obcym (choć nie wrogim) terytorium. W trakcie obrzędów potrafi nagle zza ikonostasu wyjść jakaś skracająca sobie drogę przewodniczka…
Już w 2015 roku diecezja wystąpiła do władz o zwrot świątyni, ale wtedy to nie nastąpiło. Dopiero teraz władze miasta (putinowskie rzecz jasna) nagle ogłosiły, że przychylają się do wniosku. Do 2019 roku świątynia ma znów stać się świątynią. Diecezja zaś oświadczyła, że muzeum będzie działać nadal, tylko że odtąd będzie to „muzeum przy cerkwi, a nie cerkiew przy muzeum”, że osoby indywidualne (czyli nie należące do zorganizowanych wycieczek) będą mogły wchodzić do soboru bez biletu, a dalsze koszty utrzymania bierze na siebie.
No i się zaczęło.
Rosyjscy liberałowie (w północnej stolicy dość silni) zaczęli organizować ruch sprzeciwu. Petycje, demonstracje (na jednej z nich pojawił się znamienny plakat „Cerkwio, znaj swoje miejsce!”). Petersburski internet zaroił się od dyskusji i wpisów o charakterze agresywnym i często, by porównać do czegoś znanego Czytelnikom, palikociarskim. Przeciw zwrotowi świątyni podnoszono wszelkie możliwe argumenty („przecież to nigdy nie była własność Cerkwii, ta świątynia zawsze należała do państwa” – prawda jest skomplikowana; w carskich czasach sobór był – tak jak pewna część cerkwi – utrzymywany przez skarb Imperium, ale oczywiście był świątynią; cały Kościół prawosławny był wtedy częścią aparatu państwowego), ale gołym okiem widać, że protestującym nie o to idzie. Że po prostu manifestują niechęć do religii, używając wszelkich możliwych pretekstów. Oczywiście prawosławni petersburżanie też zaczęli się mobilizować, i w różny sposób dawać wyraz przekonaniu, że świątynia, która nie jest świątynią – to świat postawiony na głowie, i trzeba to zmienić.
Jakie jest zdanie większości mieszkańców miasta – nie wiadomo. Wydaje się jednak oczywiste, że decyzja zapadła, i katedra stanie się znowu katedrą. Co dla Polaka, niezależnie od poglądów religijnych, jest raczej stanem oczywistym. A dla Rosjanina – daleko niekoniecznie.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W środę na sesji Rady Miejskiej Sankt-Petersburga pobili się radni. Co wzbudziło takie emocje ojców dawnej stolicy Rosji? Temat, który w grodzie nad Newą, znacznie bardziej niż cała reszta kraju zanurzonym w przeszłości (bo choć rosyjski XX wiek i tu zebrał straszliwe żniwo, to zarazem ciągłość generacji i ciągłość kulturowa zostały tu zachowane w zauważalnie większym stopniu, niż w Moskwie – mimo stalinowskich rzezi i hitlerowskiej blokady „Piterca” z dziada-pradziada spotkać znacznie łatwiej niż rdzennego Moskwianina) a zwłaszcza w jego inteligencji, wzbudza ostatnio autentyczne poruszenie. Temat, dodajmy, który trudno zrozumieć Polakowi.
Otóż ci z Państwa, którym zdarzyła się podróż do „Pitra” wiedzą, że jednym z głównych symboli tego miasta jest katedra – sobór Isaakijewskij (czyli p.w. świętego Izaaka). Wzniesiony na polecenie Aleksandra jest drugą co do wielkości świątynią Rosji. Budowlą niezwykle cenną architektonicznie. I jedną z narodowych świętości. Tu modlili się carowie.
W latach 20. świątynię zsekularyzowano. Było w niej muzeum ateizmu, a potem, i do dziś, po prostu muzeum. Przede wszystkim samego soboru (jest co zwiedzać, wnętrze jest pełne dzieł artystycznych najwyższej rangi). Opowiadające też o dziejach jego kilkudziesięcioletniej budowy. I o tym, co działo się ze świątynią w czasie Blokady. Wysokość kopuły to ponad sto metrów; z tarasu widokowego można obejrzeć Północną Stolicę z lotu ptaka.
A należy sobór nie do Cerkwi, tylko do miasta. Od lat 90. są w nim odprawiane msze, ale tak, by jak najmniej przeszkadzały działalności muzeum. To z jakiegoś punktu widzenia zrozumiałe – muzeum jest bowiem dochodowe. Turyści płacą za bilety wstępu tyle, że wystarczy na jego bieżącą działalność, a nawet konserwację ogromnego budynku.
Ale budynek, budowany jako świątynia, i to jedna z głównych nie tylko Rosji, ale całego prawosławnego świata, świątynią wciąż nie jest. Msze odbywają się jakby na obcym (choć nie wrogim) terytorium. W trakcie obrzędów potrafi nagle zza ikonostasu wyjść jakaś skracająca sobie drogę przewodniczka…
Już w 2015 roku diecezja wystąpiła do władz o zwrot świątyni, ale wtedy to nie nastąpiło. Dopiero teraz władze miasta (putinowskie rzecz jasna) nagle ogłosiły, że przychylają się do wniosku. Do 2019 roku świątynia ma znów stać się świątynią. Diecezja zaś oświadczyła, że muzeum będzie działać nadal, tylko że odtąd będzie to „muzeum przy cerkwi, a nie cerkiew przy muzeum”, że osoby indywidualne (czyli nie należące do zorganizowanych wycieczek) będą mogły wchodzić do soboru bez biletu, a dalsze koszty utrzymania bierze na siebie.
No i się zaczęło.
Rosyjscy liberałowie (w północnej stolicy dość silni) zaczęli organizować ruch sprzeciwu. Petycje, demonstracje (na jednej z nich pojawił się znamienny plakat „Cerkwio, znaj swoje miejsce!”). Petersburski internet zaroił się od dyskusji i wpisów o charakterze agresywnym i często, by porównać do czegoś znanego Czytelnikom, palikociarskim. Przeciw zwrotowi świątyni podnoszono wszelkie możliwe argumenty („przecież to nigdy nie była własność Cerkwii, ta świątynia zawsze należała do państwa” – prawda jest skomplikowana; w carskich czasach sobór był – tak jak pewna część cerkwi – utrzymywany przez skarb Imperium, ale oczywiście był świątynią; cały Kościół prawosławny był wtedy częścią aparatu państwowego), ale gołym okiem widać, że protestującym nie o to idzie. Że po prostu manifestują niechęć do religii, używając wszelkich możliwych pretekstów. Oczywiście prawosławni petersburżanie też zaczęli się mobilizować, i w różny sposób dawać wyraz przekonaniu, że świątynia, która nie jest świątynią – to świat postawiony na głowie, i trzeba to zmienić.
Jakie jest zdanie większości mieszkańców miasta – nie wiadomo. Wydaje się jednak oczywiste, że decyzja zapadła, i katedra stanie się znowu katedrą. Co dla Polaka, niezależnie od poglądów religijnych, jest raczej stanem oczywistym. A dla Rosjanina – daleko niekoniecznie.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/323922-cerkwio-znaj-swoje-miejsce-czyli-o-tym-jak-w-rosji-polityka-i-religia-graja-ze-soba-inaczej-niz-u-nas