Spotkałem go ileś lat temu w Sejmie, od razu przeszliśmy na „ty”. Nasze światopoglądy rozjeżdżały się diametralnie, ale mieliśmy do siebie szacunek, którego teraz w politycznych sporach bardzo brakuje. Tomek był naszym „łącznikiem” z przewodniczącym Leszkiem Millerem. Celowo piszę łącznikiem, choć przecież oficjalnie pełnił funkcje rzecznika SLD, ale on nie odgradzał dziennikarzy od swojego szefa. Tak rozumiał swoją robotę.
Po tym, jak dowiedział się, że śmiertelnie choruje, zmienił swoje życie. Wziął ślub, głośno mówił o miłości. Przyznał, że bliżej mu do Boga, co w lewicowym towarzystwie nie było takie oczywiste. Wtedy stał się prawie bohaterem prawicy, ale to akurat uważam za pewne nieporozumienie, bo człowiekiem tej strony politycznej barykady nigdy nie był.
Tomek Kalita w pewien sposób mi zaimponował, a w pewien sposób przeraził. Tym, że ze swojej choroby, glejaka zrobił sprawę publiczną. Trzeba mieć sporo odwagi, ale jeszcze więcej empatii, by w takim momencie myśleć o tym, by pomóc innym chorym. Głośno mówił, że cierpiącym na takie choroby potrzebna jest medyczna marihuana.
CZYTAJ TAKŻE: Nie żyje Tomasz Kalita. Były rzecznik SLD przegrał walkę z chorobą nowotworową. Miał 37 lat
Tomek był młodszy ode mnie, wiadomość o śmierci kogoś takiego zawsze wywołuje dreszcz na plecach. Trudno przyjąć wiadomość o takiej śmierci, mimo, że trudno uznać ją za zaskakującą. Jak tu teraz, cholera jasna, wykasować Jego numer z komórki…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/323611-odszedl-tomek-kalita-facet-ktorego-nie-dalo-sie-nie-lubic-mimo-ze-bardzo-sie-roznilismy