Radykalna opozycja zabrnęła w ślepy zaułek, na którego końcu znajduje się mur nie do przebicia. Jeszcze wczoraj jeden z jej liderów Ryszard Petru tknięty resztkami instynktu samozachowawczego próbował zrobić „w tył zwrot” i uciec z pułapki. Ale po 24 godzinach zmienił zdanie. Teraz gna pochylony na czele peletonu z odsłonięta głową, mierząc centralnie w betonową ścianę.
Naprawdę trudno by było znaleźć w historii polskiego parlamentaryzmu drugą taką postać. W ciągu niespełna 10 dni dwukrotnie zrobił z siebie idiotę i to w pełnym świetle reflektorów. Moim zdaniem z politycznego punktu widzenia wyjazd na Maderę z panią Joasią jest niczym w porównaniu z jego podejściem do negocjacji w sprawie uregulowania kryzysu w parlamencie.
Można spokojnie stwierdzić, że od momentu kiedy sam się wycofał ze swoich złożonych poprzedniego dnia propozycji stracił wszystko jako polityk. Bowiem w polityce najgorsze są: śmieszność oraz utrata zaufania. Śmieszność miała miejsce podczas wyjazdu na Sylwestra, a utrata zaufania dokonała się wczoraj w parlamencie. Jeśli istnieje wzorzec zrobienia z gęby cholewy to jest nim szef Nowoczesnej, który wcześniej jeszcze kilka dni wcześniej aspirował do roli przywódcy opozycji.
W karierze pana Petru wycofanie się ze swoich propozycji i de facto zerwanie przez to negocjacji dotyczących porozumienia jest swoistym incydentem w Venlo z listopada 1939 roku, który oceniany jest przez wielu historyków jako kluczowy moment ostatecznej utraty zaufania władz Wielkiej Brytanii do kanclerza Adolfa Hitlera. Berlin pod pretekstem prowadzenia tajnych negocjacji dopuścił się wówczas prowokacji i uprowadzenia par force dwójki angielskich agentów z terytorium Holandii oraz osadzenia ich w obozie koncentracyjnym. Od tamtej pory Downing Street nie potraktowało poważnie żadnej propozycji pochodzącej od Hitlera lub z kręgu bliskich mu współpracowników. Wszelkie próby nawiązania rozmów pokojowych z Londynem kończyły się albo odrzuceniem ich, albo zamieniały się w grę operacyjną brytyjskiego wywiadu, by wystrychnąć na dudka Adolfa Hitlera. Od incydentu w Venlo premier Winston Churchill przyjął jako doktrynę zerwanie wszelkich poważnych rozmów dyplomatycznych z III Rzeszą, choć fakt ten nigdy nie został oficjalnie ogłoszony. Istnieje bowiem granica po przekroczeniu której, nikt już nie potraktuje takiego polityka poważnie. I w przypadku Ryszarda Petru nie był to bynajmniej wyjazd na przysłowiową Maderę z partyjną koleżanką.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Radykalna opozycja zabrnęła w ślepy zaułek, na którego końcu znajduje się mur nie do przebicia. Jeszcze wczoraj jeden z jej liderów Ryszard Petru tknięty resztkami instynktu samozachowawczego próbował zrobić „w tył zwrot” i uciec z pułapki. Ale po 24 godzinach zmienił zdanie. Teraz gna pochylony na czele peletonu z odsłonięta głową, mierząc centralnie w betonową ścianę.
Naprawdę trudno by było znaleźć w historii polskiego parlamentaryzmu drugą taką postać. W ciągu niespełna 10 dni dwukrotnie zrobił z siebie idiotę i to w pełnym świetle reflektorów. Moim zdaniem z politycznego punktu widzenia wyjazd na Maderę z panią Joasią jest niczym w porównaniu z jego podejściem do negocjacji w sprawie uregulowania kryzysu w parlamencie.
Można spokojnie stwierdzić, że od momentu kiedy sam się wycofał ze swoich złożonych poprzedniego dnia propozycji stracił wszystko jako polityk. Bowiem w polityce najgorsze są: śmieszność oraz utrata zaufania. Śmieszność miała miejsce podczas wyjazdu na Sylwestra, a utrata zaufania dokonała się wczoraj w parlamencie. Jeśli istnieje wzorzec zrobienia z gęby cholewy to jest nim szef Nowoczesnej, który wcześniej jeszcze kilka dni wcześniej aspirował do roli przywódcy opozycji.
W karierze pana Petru wycofanie się ze swoich propozycji i de facto zerwanie przez to negocjacji dotyczących porozumienia jest swoistym incydentem w Venlo z listopada 1939 roku, który oceniany jest przez wielu historyków jako kluczowy moment ostatecznej utraty zaufania władz Wielkiej Brytanii do kanclerza Adolfa Hitlera. Berlin pod pretekstem prowadzenia tajnych negocjacji dopuścił się wówczas prowokacji i uprowadzenia par force dwójki angielskich agentów z terytorium Holandii oraz osadzenia ich w obozie koncentracyjnym. Od tamtej pory Downing Street nie potraktowało poważnie żadnej propozycji pochodzącej od Hitlera lub z kręgu bliskich mu współpracowników. Wszelkie próby nawiązania rozmów pokojowych z Londynem kończyły się albo odrzuceniem ich, albo zamieniały się w grę operacyjną brytyjskiego wywiadu, by wystrychnąć na dudka Adolfa Hitlera. Od incydentu w Venlo premier Winston Churchill przyjął jako doktrynę zerwanie wszelkich poważnych rozmów dyplomatycznych z III Rzeszą, choć fakt ten nigdy nie został oficjalnie ogłoszony. Istnieje bowiem granica po przekroczeniu której, nikt już nie potraktuje takiego polityka poważnie. I w przypadku Ryszarda Petru nie był to bynajmniej wyjazd na przysłowiową Maderę z partyjną koleżanką.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/322840-jeden-petru-wzorzec-zrobienia-z-geby-cholewy-trudno-znalezc-w-historii-polskiego-parlamentaryzmu-druga-taka-postac