Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o reformie edukacji w Polsce. I bardzo dobrze, że podpisał. Pomimo wątpliwości, jakie mogło nasuwać tempo wprowadzania tej reformy jest ona niezwykle potrzebna. A przy tym stanowi polityczny sygnał, że zmiany, których podjęła się przeprowadzić rządząca prawica, będą konsekwentnie wdrażane w życie.
Nie przekonują mnie lamenty tych, których przestraszyły demonstracje przeciwników reformy. Którzy – jakoby w trosce o przyszłe wyniki wyborcze PiS – przekonywali, że rząd otwiera w ten sposób kolejny front, że stawia przeciwko sobie setki nauczycieli i dyrektorów gimnazjów, a także że – gdy za dwa lata dojdzie do kumulacji dwóch roczników ubiegających się o miejsce w szkole średniej – dojdzie do chaosu i masowych demonstracji niezadowolonych rodziców, co skończy się klęską prawicy w wyborach samorządowych.
Oczywiście nie chcę przesądzać, jak będzie za dwa lata. Sądzę jednak, że przyjęte z góry założenie, że na pewno dojdzie do katastrofy, nie ma dziś wystarczających racjonalnych przesłanek. Celem reformy – nawet jeśli dojdzie do chwilowych zakłóceń (oby nie) – jest poprawa jakości edukacji. Owszem, bywają dobre gimnazja, ale to raczej wyjątek niż reguła. Jeszcze parę lat temu była to powszechnie podzielana opinia w Polsce. Artykuły na temat fatalnej jakości gimnazjów pojawiały się nawet w „Gazecie Wyborczej”.
Nagle jednak zaczęło się biadolenie, że reforma wyrządza krzywdę dzieciom, że gimnazja się doskonale sprawdziły itd. Co takiego stało się w ciągu ostatnich dwóch lat, że tak radykalnie zmienił się punkt widzenia? Odpowiedź jest prosta: zmieniła się władza. Od ostatnich wyborów – na zasadzie, że cokolwiek zrobi PiS jest z definicji złe – rozpoczęła się wojna w obronie gimnazjów.
Zabawne i zasmucające zarazem było obserwowanie niektórych rodziców, którzy do 2015 roku wydawali się być przerażeni perspektywą posłania dzieci do gimnazjów, a po wyborach zaczęli niespodziewanie i z równie dużą troską narzekać na chaos, jaki przyniesie likwidacja tych szkół.
Rodzice – rzecz naturalna – mają prawo obawiać się o edukację swoich dzieci. Gwałtowne manifestacje w obronie gimnazjów zdołały skutecznie zasiać niepokój wśród wielu z nich. Edukacja powinna być w miarę możliwości wolna od politycznych sporów. Niestety, w warunkach głębokiej polaryzacji nawet przyszłość dzieci ustąpiła miejsca doraźnym korzyściom politycznym. Gdyby opozycja była zdolna do merytorycznej debaty, nie starałaby się wbrew faktom i wielu statystykom, bronić gimnazjów lecz podjęłaby próbę współudziału w przygotowaniu reformy. Mając obok siebie odpowiedzialną opozycję z pewnością można by reformę lepiej dopracować i być może poczekać z jej wdrożeniem rok. Ale w sytuacji, gdy jedynym celem opozycji jest upadek rządu, czasu na dogłębną debatę nie było.
Szkoda. Bo przecież chodzi tu przede wszystkim o dzieci, niezależnie od tego, jakie poglądy mają ich rodzice.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/322643-reforma-edukacji-stala-sie-dla-opozycji-orezem-w-jej-walce-z-rzadem?wersja=mobilna