W przeciwieństwie do wielu osób, chciałbym Ryszardowi Petru bardzo podziękować. Nie wdaję się w moralne oceny jego eskapady do Portugalii, bo nie czuję się upoważniony. Politycznie i edukacyjnie Ryszard Petru zrobił rzecz naprawdę wielką i godną docenienia. Nikt tak jak Ryszard Petru nie ośmieszył cyrku, który wciąż dzieje się w Sejmie, a jest nazywany tak górnolotnie, że aż na granicy żenady. Im bardziej okupanci Sejmu dęli w trąby i surmy, tym bardziej powinni się czuć przez pana Ryszarda obnażeni, wyśmiani i skompromitowani. I jego czyn tym bardziej jest godny wyróżnienia, że przecież pan Ryszard bezlitośnie wykpił też samego siebie i bardzo wykpił oddane sobie oraz sprawie bojowniczki ze swego klubu. Szkoda, że nie dobrowolnie, a przyparty do muru, ale to inna sprawa. Mimo wszystko lider Nowoczesnej wyprodukował mniej więcej taki przekaz: „niemiłosiernie wydurnialiśmy się w Sejmie i z każdym dniem ta durnota narastała, grożąc totalną katastrofą, więc zaryzykowałem osobistą kompromitacją, żeby to wykpić i w sumie przerwać”. Czyn ten, mimo że wymuszony, był tak odważny i nieszablonowy, iż nic dziwnego, że posłanki Scheuring-Wielgus, Gasiuk-Pihowicz, Lubnauer czy Rosa zaniemówiły, pogubiły się w zeznaniach, zapętliły i straciły wszelki rezon (o sensie nie wspominam, bo z tym zawsze był problem). Po prostu nie spodziewały się po panu Ryszardzie takiej brawury, odwagi i pomysłowości. I zdaje się, że nadal nie dociera do nich wielkość czynu ich przywódcy.
Jeszcze bardziej niż gwardzistki Ryszarda Petru jego wielkiego czynu nie zrozumieli okupanci z PO spod znaku pań Muchy, Gajewskiej, Wielichowskiej, Kopacz, Pomaskiej, Szumilas, Okły-Drewnowicz czy panów Nitrasa, Szczerby, Olszewskiego, Myrchy, Rutnickiego, Trzaskowskiego, Budki, Grabarczyka. A nawet jeśli zrozumieli, to zżera ich zawiść, że to lider konkurencji wymyślił, a nie ich własny szef Grzegorz Schetyna. Chociaż nie, właściwie Schetyna najprawdopodobniej wymyślił to samo, co Ryszard Petru i w tym samym czasie, tylko jeszcze nie ma odwagi się do tego przyznać. Tym bardziej że palma pierwszeństwa zostanie już na zawsze w rękach pana Ryszarda. Oto bowiem reporter „Wiadomości” TVP1 Marcin Tulicki zadał Grzegorzowi Schetynie pytanie, co robił on 31 grudnia 2016 r. i 1 stycznia 2017 r. I przewodniczący PO skrupulatnie wymienił, że 25, 26, 29 i 30 grudnia 2016 r. oraz 2, 3 i 4 stycznia 2017 r. pojawiał się w Sejmie. Natomiast na pytanie o 31 grudnia i 1 stycznia nie odpowiedział. Jest oczywiste, że Grzegorz Schetyna nie chciał skłamać co do 31 grudnia i 1 stycznia, bo przecież w każdej chwili może się pojawić fotka podobna do tej zrobionej Ryszardowi Petru w samolocie do Portugalii. To znaczy podobna w tym sensie, że pokazująca pana Grzegorza w tym miejscu, co to wszyscy plotkują, że tam był, a nikt nie ma dowodów i pewności. Bo w samolocie z koleżanką klubową Grzegorz Schetyna nie dałby się sfotografować nigdy.
Schetyna kluczy, gdyż nie jest pewny, kto i gdzie mógł go widzieć 31 grudnia i 1 stycznia, i „przypadkowo” pstryknąć mu słit focię. Ale robi to głęboko niesłusznie. Choćby z tego powodu, że on znacznie bardziej niż Petru od początku dostrzegał cyrkowość i durnotę protestów w Sejmie, tylko nie wiedział, jak to przerwać i jak to obnażyć. Ryszard Petru sam się nie przyznał do portugalskiej wyprawy, dzięki której otarł się o wielkość, więc trochę to obniża jego zasługi. I w czasie, kiedy Petru milczał, choć był już przyszpilony zdjęciem tête-à-tête, Schetyna mógł odważnie przyznać, że był na tych nartach w Austrii czy gdzie tam faktycznie przebywał. Ośmieszyłby wprawdzie Pomasko-Mucho-Gajewsko-Szczerbo-Myrcho-Nitrasów, ale to akurat byłoby mu bardzo na rękę, gdyż ci państwo tylko pakują go w kłopoty i najchętniej zrobiłby z nich „miazgę”, tylko teraz nie ma ku temu dobrych okoliczności. Gdyby Schetyna przyznał jeszcze przed Petru, że wyjechał na Sylwestra i Nowy Rok i każdy, komu się to nie podoba „może mu skoczyć na ładownicę”, byłby bohaterem. Wyjechał, bo miał taką ochotę, czyli uznaje cyrk w Sejmie za cyrk, który nie powinien mu paraliżować urlopowych planów. Grzegorzowi Schetynie albo zabrakło odwagi, albo liczył na łut szczęścia, że nikomu nie udało się uwiecznić go na słit foci. I to był błąd, gdyż stracił szansę przekłucia balonu sejmowego cyrku przed politycznym konkurentem. Ale nawet teraz byłby jeszcze wygrany ogłaszając stosowny komunikat, bo przecież jeśli znalazł się w sytuacji tête-à-tête, to tylko z żoną Kaliną.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W przeciwieństwie do wielu osób, chciałbym Ryszardowi Petru bardzo podziękować. Nie wdaję się w moralne oceny jego eskapady do Portugalii, bo nie czuję się upoważniony. Politycznie i edukacyjnie Ryszard Petru zrobił rzecz naprawdę wielką i godną docenienia. Nikt tak jak Ryszard Petru nie ośmieszył cyrku, który wciąż dzieje się w Sejmie, a jest nazywany tak górnolotnie, że aż na granicy żenady. Im bardziej okupanci Sejmu dęli w trąby i surmy, tym bardziej powinni się czuć przez pana Ryszarda obnażeni, wyśmiani i skompromitowani. I jego czyn tym bardziej jest godny wyróżnienia, że przecież pan Ryszard bezlitośnie wykpił też samego siebie i bardzo wykpił oddane sobie oraz sprawie bojowniczki ze swego klubu. Szkoda, że nie dobrowolnie, a przyparty do muru, ale to inna sprawa. Mimo wszystko lider Nowoczesnej wyprodukował mniej więcej taki przekaz: „niemiłosiernie wydurnialiśmy się w Sejmie i z każdym dniem ta durnota narastała, grożąc totalną katastrofą, więc zaryzykowałem osobistą kompromitacją, żeby to wykpić i w sumie przerwać”. Czyn ten, mimo że wymuszony, był tak odważny i nieszablonowy, iż nic dziwnego, że posłanki Scheuring-Wielgus, Gasiuk-Pihowicz, Lubnauer czy Rosa zaniemówiły, pogubiły się w zeznaniach, zapętliły i straciły wszelki rezon (o sensie nie wspominam, bo z tym zawsze był problem). Po prostu nie spodziewały się po panu Ryszardzie takiej brawury, odwagi i pomysłowości. I zdaje się, że nadal nie dociera do nich wielkość czynu ich przywódcy.
Jeszcze bardziej niż gwardzistki Ryszarda Petru jego wielkiego czynu nie zrozumieli okupanci z PO spod znaku pań Muchy, Gajewskiej, Wielichowskiej, Kopacz, Pomaskiej, Szumilas, Okły-Drewnowicz czy panów Nitrasa, Szczerby, Olszewskiego, Myrchy, Rutnickiego, Trzaskowskiego, Budki, Grabarczyka. A nawet jeśli zrozumieli, to zżera ich zawiść, że to lider konkurencji wymyślił, a nie ich własny szef Grzegorz Schetyna. Chociaż nie, właściwie Schetyna najprawdopodobniej wymyślił to samo, co Ryszard Petru i w tym samym czasie, tylko jeszcze nie ma odwagi się do tego przyznać. Tym bardziej że palma pierwszeństwa zostanie już na zawsze w rękach pana Ryszarda. Oto bowiem reporter „Wiadomości” TVP1 Marcin Tulicki zadał Grzegorzowi Schetynie pytanie, co robił on 31 grudnia 2016 r. i 1 stycznia 2017 r. I przewodniczący PO skrupulatnie wymienił, że 25, 26, 29 i 30 grudnia 2016 r. oraz 2, 3 i 4 stycznia 2017 r. pojawiał się w Sejmie. Natomiast na pytanie o 31 grudnia i 1 stycznia nie odpowiedział. Jest oczywiste, że Grzegorz Schetyna nie chciał skłamać co do 31 grudnia i 1 stycznia, bo przecież w każdej chwili może się pojawić fotka podobna do tej zrobionej Ryszardowi Petru w samolocie do Portugalii. To znaczy podobna w tym sensie, że pokazująca pana Grzegorza w tym miejscu, co to wszyscy plotkują, że tam był, a nikt nie ma dowodów i pewności. Bo w samolocie z koleżanką klubową Grzegorz Schetyna nie dałby się sfotografować nigdy.
Schetyna kluczy, gdyż nie jest pewny, kto i gdzie mógł go widzieć 31 grudnia i 1 stycznia, i „przypadkowo” pstryknąć mu słit focię. Ale robi to głęboko niesłusznie. Choćby z tego powodu, że on znacznie bardziej niż Petru od początku dostrzegał cyrkowość i durnotę protestów w Sejmie, tylko nie wiedział, jak to przerwać i jak to obnażyć. Ryszard Petru sam się nie przyznał do portugalskiej wyprawy, dzięki której otarł się o wielkość, więc trochę to obniża jego zasługi. I w czasie, kiedy Petru milczał, choć był już przyszpilony zdjęciem tête-à-tête, Schetyna mógł odważnie przyznać, że był na tych nartach w Austrii czy gdzie tam faktycznie przebywał. Ośmieszyłby wprawdzie Pomasko-Mucho-Gajewsko-Szczerbo-Myrcho-Nitrasów, ale to akurat byłoby mu bardzo na rękę, gdyż ci państwo tylko pakują go w kłopoty i najchętniej zrobiłby z nich „miazgę”, tylko teraz nie ma ku temu dobrych okoliczności. Gdyby Schetyna przyznał jeszcze przed Petru, że wyjechał na Sylwestra i Nowy Rok i każdy, komu się to nie podoba „może mu skoczyć na ładownicę”, byłby bohaterem. Wyjechał, bo miał taką ochotę, czyli uznaje cyrk w Sejmie za cyrk, który nie powinien mu paraliżować urlopowych planów. Grzegorzowi Schetynie albo zabrakło odwagi, albo liczył na łut szczęścia, że nikomu nie udało się uwiecznić go na słit foci. I to był błąd, gdyż stracił szansę przekłucia balonu sejmowego cyrku przed politycznym konkurentem. Ale nawet teraz byłby jeszcze wygrany ogłaszając stosowny komunikat, bo przecież jeśli znalazł się w sytuacji tête-à-tête, to tylko z żoną Kaliną.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/322529-ryszard-petru-zrobil-rzecz-wielka-odwazna-i-godna-podzieki-a-teraz-czas-na-grzegorza-schetyne