Miała być „otwarta” i „obiektywna” dyskusja o jakości artystycznej „Smoleńska”. Skończyło się na seansie nienawiści. Pokaz filmu Antoniego Krauzego w berlińskim kinie „Babylon”zorganizowany przez „Klub Nieudaczników Polskich” zamienił się w prawdziwy teatr absurdu. Tyle, że to nie film był kabaretem, tylko zachowanie widzów podczas pokazu.
Powiem to jasno: celem pokazu w berlińskim kinie „Babylon” nie miała być rzeczowa dyskusja na temat wartości artystycznej filmu Antoniego Krauzego. Oczywistym zamiarem organizatorów - „Klubu Nieudaczników Polskich”, otwarcie sympatyzującym z KODem, było ośmieszenie filmu w oczach dobrze się bawiącej polonii berlińskiej oraz widzów niemieckich – często znajomych tej pierwszej.
Podczas pokazu publiczność się świetnie bawiła. Szczególną radość widzów wywołała scena, w której wdowa po generale Błasiku została skonfrontowana z zarzutami o rzekomym „problemie męża z alkoholem”. Okazuje się, że widok płaczącej i cierpiącej wdowy potrafi wywołać u niektórych osobników prawdziwą radość i śmiech. Mnie z kolei, szczerze mówiąc, zbierało się na wymioty oglądając rozbawione twarze podczas pokazu filmu „Smoleńsk” w Berlinie.
Po pokazie, zakończonym głośnym krzykiem z miejsc publiczności „PROPAGANDA!”, przyszedł czas na uroczyście zapowiadany „panel dyskusyjny”. Uczestników „panelu” było dwóch: dr Piotr Olszówka, historyk sztuki na berlińskim Uniwersytecie Humboldta i dziennikarz niemieckiej „Berliner Zeitung” – Philipp Fritz. Obaj wykazali się niezwykłą inwencją, choć niekoniecznie wiedzą o temacie. Warto dodać, iż publiczność została zupełnie wykluczona z udziału w tej „dyskusji”. Owszem, pojedynczo pojawiały się krytyczne uwagi i pytania pod adresem jednostronnego monologu dwóch „ekspertów” na podium, te głosy jednak skutecznie tłumiono.
„Dyskusję” rozpoczął historyk sztuki. Pytany o ocenę artystyczną filmu „Smoleńsk” odpowiedział:
Zupełnie nie rozumiem ani tego filmu, ani kontekstu, w którym został pokazany. Przecież on już nikogo do siebie nie przekona. Obóz rządzący cieszy się pełnią władzy, nie potrzebuje dziś kolejnego narzędzia do jej zdobycia, do grania na emocjach. Więc pytam: po co państwo przyszliście na ten pokaz? Film był straszny, żenujący, pełen błędów. Brakuje mu uczuciowości, nie nosi żadnej idei.
Słysząc oklaski publiczności uśmiechnął się i dodał:
Ten film to rodzaj politycznej pornografii.
Przy wyrazie „pornografia” publiczność wybuchła śmiechem.
Do „dyskusji” dołączył dziennikarz „Berliner Zeitung”:
Zgadzam się, poszedłbym jednak dalej: „Smoleńsk” to propaganda. I to nieudana. Ciężko mi było na to patrzeć. Jestem oburzony. Jak mógł się on stać dogmatem państwowym?
— wyznał Fritz.
Dziennikarz okazał się być nie tylko znawcą tematyki smoleńskiej, lecz również psychoanalitykiem. Pytany o reakcję publiczności podczas pokazu stwierdził:
Film był nie do wytrzymania. Dlatego publiczność tak zareagowała. Jedynym antidotum na tę propagandę jest szczery śmiech. Tylko tak widzowie zdołali wytrzymać do końca filmu. Było mi ich naprawdę żal. A za aktorów jest mi wstyd.
Z oceną Fritza zgodził się Piotr Olszówka:
Wie pan, ja się wstydzę za moich rodaków od trzydziestu lat. Nieustannie i codziennie. Rozumiem widzów. Ich śmiech to naturalna reakcja na ten film.
„Znawcy” odnieśli się również do poszczególnych bohaterów „Smoleńska”: Co najdziwniejsze ich uwagę przykuł przede wszystkim Jan Pietrzak, który pojawia się w filmie może przez minutę.
Według doktora historii sztuki w filmie celowo wykorzystano osoby związane ideologicznie z obozem władzy. Występ Pietrzaka ocenił jako „narzędzie propagandy obecnej władzy”:
Postać Jana Pietrzaka jest zupełnie niewiarygodna. To kluczowa postać propagandy tego obozu. Nie da się jej w żaden sposób porównać z rolą Krystyny Jandy w „Człowieku z marmuru” To zupełnie inna liga
— ocenił Olszówka.
Fritz z kolei zastanawiał się nad „destrukcyjną naturą” „Smoleńska”:
Ciekaw jestem jak odebrali ten film widzowie podczas premiery w Warszawie. Jestem przekonany, że film stał się elementem wojny polsko-polskiej. On dzieli, wzbudza konflikty, podsyca nienawiść.
Olszówka podsumował:
Divide et impera! „Smoleńsk” to propaganda.
Patrząc w twarze rozradowanych widzów robiło mi się niedobrze. Owszem, Antoniemu Krauzemu można wytykać popełnienie błędów artystycznych. Można też dyskutować nad jakością filmu „Smoleńsk”. Nie rozumiem postawy większości widzów. Co mam myśleć o osobach, które się śmieją na widok płaczącej wdowy, którą wezwano na zidentyfikowanie ciała męża i której opisano w detalach jak katastrofa lotnicza doprowadziła do rozczłonkowania ofiar?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/322427-nasza-relacja-przesmiewczy-pokaz-filmu-smolensk-w-berlinie-na-sali-smiech-i-zabawa