Ludzie, którzy zaangażowali się w KOD, nie mają wesołych min. Co prawda wszyscy niby wiemy, że popieramy sprawy, a nie konkretnych przywódców, ale jednak, gdy ludzie zawodzą, to sprawa zawsze cierpi i zawsze pozostaje pytanie o sens aktywności.
Mateusz Kijowski okazał się dużym dzieckiem, rzucającym się na nowego iPhone’a i myślącym o nowej kurtce motocyklowej. Że coś jest nie tak, widać było od dawna. Już sprawa alimentów powinna być sygnałem ostrzegawczym dla prawdziwych twórców KOD. Tak jak całkowity brak charyzmy u człowieka, który miał obalić rząd, a który potrafił jedynie powtarzać parę wyuczonych banałów. Ale zapewne było tak, że właśnie z powodu tych ograniczeń reżyserzy wskazali na Kijowskiego. To jego ograniczenia zdawały się gwarantować kontrolę nad ruchem z tylnych siedzeń. Któż mógł podejrzewać, że ograniczenia i słabości przerosną najśmielsze oczekiwania?
Sprawa finansów lidera KOD musi kryć jeszcze niejedną tajemnicę. Bo przecież prawdziwi twórcy KOD - ruchu pomyślanego jako wał powtrzymujący PiS, stale delegitymizujący nową władzę - nie mogli nie zadbać o finansowanie Kijowskiego. To nie są idioci, mają wielkie doświadczenie polityczne liczone w dekadach, i muszą wiedzieć, że ktoś, kto daje twarz tak wielkiemu przedsięwzięciu, kto musi być stale dyspozycyjny, musi mieć z czego żyć. Więc Kijowski jakieś pieniądze moim zdaniem dostawał, w jakiś inny sposób, bo przecież owi reżyserzy nie wpadliby na samobójczy pomysł opłacania go ze zbiórek publicznych.
Ale widocznie dla Kijowskiego to było zbyt mało, więc przeprowadził operację wyprowadzenia części pieniędzy KOD do własnej firmy. Na własną rękę, bez konsultacji. Sądzę, że dla jego mocodawców to ostateczny dowód, że wybrali bardzo źle, i że inwestycja okazała się klapą.
Być może problemy Kijowskiego przyniosą decyzję szerszą: o przeformułowaniu roli KOD-u. Mówił o tym nie byle kto bo Aleksander Smolar, szef Fundacji Batorego, rozważając, czy aby KOD nie przynosi więcej szkód niż korzyści, wysysając energię z partii politycznych.
Zapewne dlatego Kijowskiego nie zmuszono do natychmiastowej dymisji, choć jest jasne, że polityczne umarł. Po prostu teraz przed reżyserami stoi poważniejsze pytanie: co dalej w szerszym planie? Przecież Ryszard Petru też zawiódł. Jest jeszcze Grzegorz Schetyna, ale on raczej irytuje ludzi z cienia niż budzi ich nadzieję.
KOD nie musi całkowicie zniknąć. Może zostać sprowadzony do roli niewielkiej bojowej organizacji wspomagającej innych graczy. Ale może też, paradoksalnie, zostać reanimowany pod przywództwem wyrażnie promowanego Władysława Frasyniuka. W tym drugim scenariuszu może to jednak oznaczać szybką polityzację KOD-u, przekształcenie go w ruch wprost zmierzający do władzy, budujący partyjne struktury, dążący do wchłonięcia PO i Nowoczesnej.
W każdym razie idzie nowe. Sentymentów nie będzie, bo stawką jest - jak zawsze - władza nad Polską i Polakami. Ci, co się nie sprawdzili, szybko trafią na śmietnik historii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/322370-prawdziwi-tworcy-kod-nie-mogli-nie-zadbac-o-finansowanie-kijowskiego-stad-ta-irytacja-ze-zadbal-o-kolejne-kieszonkowe