Kaczyzm, faszyzm, nacjonalizm, militaryzm, populizm, antyliberalizm… Początek roku był bardzo pracowity dla Romana Kuźniara. Strzelał tymi terminami niczym z karabinu od rana do wieczora. Ktoś ewidentnie nacisnął czerwony guzik z napisem „Kuźniar”.
Zaczęło się rano w TOK FM:
W Polsce budowany jest faszyzm. To, co w tej chwili buduje się w Polsce – kaczyzm – to jest odmiana faszyzmu. Trzeba spojrzeć na definicję faszyzmu, takiego jaki on był w latach 20. we Włoszech. (…) My jesteśmy skażeni rozumieniem faszyzmu przez nazizm. Ale to co w tej chwili w Polsce powstaje, to jest zdecydowanie odmianą ustroju faszystowskiego. Kaczyzm niewątpliwie jest odmianą faszyzmu, tylko z takimi instynktami neokomunistycznymi, dlatego że ci ludzie wyrośli w komunizmie, w PRL-u, którzy budują w tej chwili ten nowy ustrój w Polsce, ale proszę spojrzeć – on wypełnia bez mała wszystkie elementy definicji faszyzmu z lat 20., połowy lat 20., a więc nacjonalizm, a więc militaryzm, a więc łączenie haseł lewicowych i prawicowych, czyli kapitalistycznych i takich troszkę socjalistycznych z tamtego czasu. To jest silny antyliberalizm. To, czego brakuje właściwie w tej koncepcji państwa faszystowskiego, jakie buduje Kaczyński i jego grupa, to ekspansji terytorialnej, bo to było w jakiś sposób elementem również doktryny faszystowskiej. (…) Następuje etatyzm, przejmowanie przez państwo różnych gałęzi przemysłu, nacjonalizacja banków. Idziemy w tą stronę, ale myślę, że nie wolno ducha gasić, Wierzę, że jednak kaczka orła nie pokona i ten kaczyzm – próba budowy odmiany ustroju faszystowskiego w Polsce się nie uda, dlatego że Polacy są wolnym narodem i nie pozwolą się, że tak powiem, wziąć za twarz.
Gdyby nie konieczność występu przed kamerą, kilka godzin później w TVN24 można by było ten słowotok puścić z porannej taśmy. Kuźniar mówił bowiem dokładnie tymi samymi zdaniami:
Nie jest dla nikogo tajemnicą, że w Polsce budowany jest system faszystowski, taki który spełnia definicję faszyzmu. Mam na myśli ten faszyzm włoski, z lat 1920. Bo my w Polsce, kiedy słyszymy „faszyzm”, od razu mamy na myśli nazistowskie Niemcy. (…) Wszystkie kluczowe elementy definicji faszyzmu włoskiego, z wyjątkiem jednego – są właściwie już spełnione w planie, który w tej chwili jest rozwijany, wykładany na stół – autorytaryzm, populizm, nacjonalizm, militaryzm – mam tu na myśli militaryzację społeczeństwa. To jest również silny antyliberalizm, zarówno od strony gospodarczej, jak i od strony politycznej. To jest próba łączenia ideologii lewicowej, socjalistycznej z kapitalistyczną, narodową. Wszystkie te elementy tam są z wyjątkiem właściwie jednego – podboju.
Po co Kuźniara zaproszono na Wiertniczą? Wyłącznie po to, by profesor powtórzył swoje poranne mądrości. Inne wątki były w rozmowie marginalne. Redaktor Kajdanowicz zajmował się głównie podsuwaniem kolejnych tropów do snucia wizji faszystowskiej Polski. Dopytywał więc o wojsko na ulicach. Kuźniar natychmiast przeszedł do Wojsk Obrony Terytorialnej:
Kiedy tylko to się pojawiło, nie miałem żadnych wątpliwości, że tego typu formacji nie tworzy się do walki z wrogiem zewnętrznym, tylko do walki z wrogiem wewnętrznym.
A potem już było o połączeniu „młodej armii Putina” z wzorami latynoamerykańskimi.
Dlatego, że ten system, który jest w tej chwili tworzony, jest taką hybrydą faszyzmu włoskiego z lat 20. (…) z takim neokomunizmem. Dlatego że ci ludzie wyrośli w warunkach komunistycznych i ich instynkty, ich mentalność, ich kultura polityczna z rozumieniem różnych zjawisk politycznych jest takie neokomunistyczne, postsowieckie.
Kajdanowiczowi było mało. Zatroskał się jeszcze, „co powinno się wydarzyć, żeby ten czarny scenariusz się nie zrealizował”. Kuźniar wskazał, iż „ocalenie jest w samych Polakach”, bo opozycja „nie ma instrumentów do zatrzymania tego procesu”.
Te same zdania, co rano. Dokładnie ta sama „analiza”. Ta sama puenta: wszystko w rękach Polaków, tylko społeczeństwo może zatrzymać budujący się faszyzm!
Tak właśnie krok po kroku, cierpliwie, kreuje się bunt społeczny. Można oczywiście pomyśleć, że tefałeny i im podobni idą na rympał, że to przegięcie, że Kuźniar nie ma cienia potencjału na bycie liderem opinii, ale jednak ma na tyle poprzecinane linki hamulcowe, że powie publicznie każdą głupotę. A to element planu. Przecież sympatyzujący z KOD-em jak gąbki chłoną takie bzdury. Wręcz czekają na nie. I kolportują dalej.
Jeśli mają Państwo skłonności masochistyczne, polecam porównanie obu wczorajszych występów: w radiu i w telewizji.
Gdy internet przypomniał mi wczoraj o istnieniu Romana Kuźniara, w pamięci odświeżył się pewien dokument, opisywany przez nas z Marcinem Wikłą przed paroma tygodniami w tygodniku „wSieci” przy okazji analizy uległości władzy Platformy wobec Moskwy po katastrofie smoleńskiej.
Natrafiliśmy wówczas na szyfrogram ówczesnego ambasadora w Berlinie Marka Prawdy, który 6 września 2010 r. podsumował dla szefa MSZ Radosława Sikorskiego wizytę w stolicy Niemiec Bronisława Komorowskiego. Prezydent spotkał się wówczas ze swoim niemieckim odpowiednikiem, przewodniczącym Bundestagu i panią kanclerz.
Poza spodziewaną agendą rozmów – dotyczących m.in. stosunków dwustronnych, rocznicy uklęknięcia Willy’ego Brandta przed Pomnikiem Bohaterów Getta czy nadchodzącym XX-leciu traktatu o dobrym sąsiedztwie, dowiedzieliśmy się o czymś jeszcze. Czymś, co nas z jednej strony zaskoczyło, a z drugiej potwierdziło, jakim nieporozumieniem (a potencjalnie katastrofą) była obecność Bronisława Komorowskiego w Belwederze. Marek Prawda pisze do Sikorskiego:
PBK ponowił prośbę o wyznaczenie przez ChW (Christiana Wulffe’a – przyp. red.) koordynatora projektu dot. refleksji nt. przyszłości Europy (konferencja w Krzyżowej), ze swej strony wskazując na prof. Romana Kuźniara.
Wyobrażają Państwo to sobie? Roman Kuźniar jako główny odpowiedzialny za refleksję o przyszłości kontynentu?! Samo w sobie brzmi to intelektualnie perwersyjnie.
A jeśli przypomnimy sobie, co ten mędrzec potrafi wygadywać, zobaczymy, jak bardzo Komorowski chciał zaszkodzić Polsce i całej Europie.
Najlepiej przywołać tu artykuł Kuźniara z marca 2007 r. w „Le Monde diplomatique”, gdy stanowczo opowiadał się przeciw tarczy antyrakietowej tymi słowy:
Wejście Polski do systemu antyrakietowego byłoby wielkim błędem. Po pierwsze dlatego, że nie należy przystępować do rzeczy złych. Po drugie, teza o rzekomym zagrożeniu bezpieczeństwa, które miałoby się zmniejszyć po instalacji elementów tarczy w Polsce, jest zwyczajnie nieprawdziwa. Wbrew zwolennikom tarczy promującym zacieśnianie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, Polska nie jest dziś przez nikogo zagrożona. (…) Reszta świata, łącznie z Rosją z jej milionową armią i tysiącami czołgów, może tylko zazdrościć Polsce poziomu bezpieczeństwa. To Rosja jest dziś zagrożona i to władze w Moskwie boją się destabilizacji.
Wobec wydarzeń, które nastąpiły po tym arcymądrym artykule, Kuźniar musiał nieco zweryfikować wypowiedzi na temat bezpieczeństwa europejskiego. Ale nie znaczy to, że wziął ślub z rozumem. Może więc coś świeższego. Wrzesień 2014 r. i komentarz do rosyjskiej agresji na Ukrainie:
To dziwna wojna i ma w niej miejsce wiele niewyjaśnionych rzeczy. Gdyby nie to, że giną ludzie, to byłaby to śmieszna wojna. I śmieszna Rosja, która prowadząc taką wojnę, ośmiesza się sama.
Mimo wszystko oszczędźmy naszego bohatera i nie wspominajmy szerzej o plotkach…
Można postawić pytanie, dlaczego ten facet jest wciąż zapraszany do mediów? Przecież wielokrotnie skompromitował się swoimi „analizami”, które były kompletnie sprzeczne z polskim interesem. A zatem trzeba zapytać Pasikowskim: dla kogo miauczy Roman Kuźniar?
Jako suplement oddajmy głos autorom książki „Resortowe dzieci. Politycy”:
Oficjalna nota biograficzna Kuźniara nasycona jest informacjami dotyczącymi okresu po roku 1990 - wcześniej wiadomo jedynie, że pracował w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych i że w 1977 r. ukończył Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W 1981 r. uzyskał tytuł doktora, a kolejny oficjalny etap jego życiorysu zaczyna się dopiero w roku 1990. Nie ma w nim informacji, które są w archiwalnych dokumentach zgromadzonych w IPN-ie, że Roman Kuźniar był członkiem PZPR i że przeszedł specjalne przeszkolenie wojskowe. W stanie wojennym w 1982 r. otrzymał odznaczenie państwowe „Za zasługi dla obronności kraju”. Związanie się z systemem PRL-u umożliwiło mu karierę naukową i co się z tym wiązało - wyjazdy zagraniczne. W latach 80., zajmując się badaniami nad problemami kapitalizmu, był służbowo m.in. w Madrycie, Francji i na stypendium w USA.
Roman Kuźniar w latach 80. pracował w Państwowym Instytucie Spraw Międzynarodowych. Według dokumentów służb specjalnych PRL-u, wielu urzędników PISM zostało zarejestrowanych przez komunistyczne służby specjalne jako tajni współpracownicy. (…) W wykazie tajnych dokumentów, które na przełomie lat 1989/1990 zostały zniszczone w Departamencie I MSW, czyli komunistycznym wywiadzie, znajduje się protokół zniszczenia z 18 stycznia 1990 r. Czytamy w nim, że urodzony w 1953 r. Kuźniar został zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Uniw” pod numerem 16645.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/321856-ktos-wcisnal-czerwony-guzik-kuzniar-tylko-u-nas-o-kosmicznym-pomysle-komorowskiego-na-zagospodarowanie-profesora