Zaimponowali mi wolnościowi okupanci sali sejmowej. I to bardzo zaimponowali. Jest absolutnym bohaterstwem siedzenie posłów w Sejmie, gdy nikt im w tym nie przeszkadza.
Kiedy są trudności, łatwiej jest się motywować, snuć plany, tworzyć scenariusze kontrakcji. Kiedy nikt nie przeszkadza, jest szaleństwo podejrzeń, że za chwilę ktoś wyskoczy zza węgła, że gdzieś coś czy ktoś się czai i knuje. A wtedy nie ma dosłownie sekundy spokoju, trzeba walczyć we własnej głowie z podejrzeniami, lękami, rozpatrywać wszystkie możliwe czarne scenariusze, walczyć z pokusami. To naprawdę okropna udręka i bardzo współczuję posłom na nią narażonym. Tym bardziej przy niewidzialnym przeciwniku, którego tylko pozornie nie ma, bo jest dobrze ukryty i w każdej chwili może skądś wyskoczyć, a wtedy „cały misterny plan w p…” – jak mawiał Stefan „Siara” Siarzewski. A już prawdziwym heroizmem jest robienie w tych warunkach selfie, szczególnie nocą. Przecież w każdej chwili może zadrżeć ręka, pojawić się jakiś grymas na twarzy albo uśmiech, jakiś dziwny gest czy ktoś niezorientowany wejdzie w obiektyw. I w świat pójdzie przekaz nieoddający grozy sytuacji, potworności nocy spędzanych w pustym Sejmie, napięcia psychicznego na granicy szaleństwa. Dlatego robienie selfie przez wolnościowych okupantów Sejmu uważam za absolutny szczyt heroizmu.
Zaimponowali mi bardzo, ale to bardzo przewodniczący PO Grzegorz Schetyna i wiceprzewodniczący tej partii Tomasz Siemoniak. Bo zrobili sobie selfie na sali sejmowej o 1.20 w nocy, gdy dopiero rozpoczynało się drugie święto.
Mogli się położyć spać, napić się bądź robić coś równie przyjemnego, a oni, popychani poczuciem obowiązku i z wielką determinacją, przyszli na Wiejską, by strzelić sobie selfie i zakomunikować światu, iż trwają na posterunku. Co z tego, że pewnie tylko 15 minut spędzili na froncie, skoro potem cały świat mógł zobaczyć to ich bohaterstwo, a ludzie dotychczas obojętni mogli poczuć wspólnotę losu i przy stołach, w fotelach, na kanapach oraz w łóżkach postanowili przyłączyć się do bohaterskich żołnierzy sejmowego ruchu oporu. Na takie bohaterstwo nie stać byłoby nawet takich herosów Résistance, pokazanych w przejmującym dokumencie „’Allo! ‘Allo!”, jak René i Edith Artois, madame Fanny La Fan, Roger LeClerc czy Monsieur Alfonse. Przyjść do Sejmu około pierwszej w nocy, pokonując po drodze zasieki, wilcze doły, pola minowe i omijając czołgi, to wyczyn porównywalny z tym, co na Okinawie robił Desmond Doss, a co można oglądać w kinach w najnowszym filmie Mela Gibsona.
Z podziwem patrzyłem na bohaterstwo byłego ministra Rafała Trzaskowskiego i cienia ministra spraw zagranicznych, który trzymał karton z wypisanym na nim dekalogiem wolności. Ryzykował, że ktoś wpisujący punkty dekalogu zrobi błąd ortograficzny i cała heroiczna praca pójdzie na marne. Ryzykował, że ktoś, kto robił mu fotkę z tą płachtą źle to ujmie, niedobrze oświetli czy coś przytnie i w świat pójdzie fałszywy komunikat, a przez to wspierający sejmowych bohaterów, na przykład na Jamajce czy w Vanuatu, nie będą wiedzieli, do czego się odnosić. Ale najgorsze jest to, że Rafał Trzaskowski oraz inni bohaterowie zaangażowani w produkcję dekalogu wolności dzielnie znieśli to, iż stworzyli pretekst do wypisywania różnych głupot zamiast kanonu wolności. I potem te przerobione wersje też poszły w świat, a nasi bohaterowie musieli walczyć z dezinformacją i zwykłym robieniem sobie jaj. Jakby mało mieli problemów i zadań związanych z prezentacją dekalogu.
Znieść z godnością te wszystkie prowokacje, wredne memy, głupie żarty i darcie łacha, to naprawdę wymaga odwagi, brawury, poświęcenia i wielkiego oddania sprawie.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Zaimponowali mi wolnościowi okupanci sali sejmowej. I to bardzo zaimponowali. Jest absolutnym bohaterstwem siedzenie posłów w Sejmie, gdy nikt im w tym nie przeszkadza.
Kiedy są trudności, łatwiej jest się motywować, snuć plany, tworzyć scenariusze kontrakcji. Kiedy nikt nie przeszkadza, jest szaleństwo podejrzeń, że za chwilę ktoś wyskoczy zza węgła, że gdzieś coś czy ktoś się czai i knuje. A wtedy nie ma dosłownie sekundy spokoju, trzeba walczyć we własnej głowie z podejrzeniami, lękami, rozpatrywać wszystkie możliwe czarne scenariusze, walczyć z pokusami. To naprawdę okropna udręka i bardzo współczuję posłom na nią narażonym. Tym bardziej przy niewidzialnym przeciwniku, którego tylko pozornie nie ma, bo jest dobrze ukryty i w każdej chwili może skądś wyskoczyć, a wtedy „cały misterny plan w p…” – jak mawiał Stefan „Siara” Siarzewski. A już prawdziwym heroizmem jest robienie w tych warunkach selfie, szczególnie nocą. Przecież w każdej chwili może zadrżeć ręka, pojawić się jakiś grymas na twarzy albo uśmiech, jakiś dziwny gest czy ktoś niezorientowany wejdzie w obiektyw. I w świat pójdzie przekaz nieoddający grozy sytuacji, potworności nocy spędzanych w pustym Sejmie, napięcia psychicznego na granicy szaleństwa. Dlatego robienie selfie przez wolnościowych okupantów Sejmu uważam za absolutny szczyt heroizmu.
Zaimponowali mi bardzo, ale to bardzo przewodniczący PO Grzegorz Schetyna i wiceprzewodniczący tej partii Tomasz Siemoniak. Bo zrobili sobie selfie na sali sejmowej o 1.20 w nocy, gdy dopiero rozpoczynało się drugie święto.
Mogli się położyć spać, napić się bądź robić coś równie przyjemnego, a oni, popychani poczuciem obowiązku i z wielką determinacją, przyszli na Wiejską, by strzelić sobie selfie i zakomunikować światu, iż trwają na posterunku. Co z tego, że pewnie tylko 15 minut spędzili na froncie, skoro potem cały świat mógł zobaczyć to ich bohaterstwo, a ludzie dotychczas obojętni mogli poczuć wspólnotę losu i przy stołach, w fotelach, na kanapach oraz w łóżkach postanowili przyłączyć się do bohaterskich żołnierzy sejmowego ruchu oporu. Na takie bohaterstwo nie stać byłoby nawet takich herosów Résistance, pokazanych w przejmującym dokumencie „’Allo! ‘Allo!”, jak René i Edith Artois, madame Fanny La Fan, Roger LeClerc czy Monsieur Alfonse. Przyjść do Sejmu około pierwszej w nocy, pokonując po drodze zasieki, wilcze doły, pola minowe i omijając czołgi, to wyczyn porównywalny z tym, co na Okinawie robił Desmond Doss, a co można oglądać w kinach w najnowszym filmie Mela Gibsona.
Z podziwem patrzyłem na bohaterstwo byłego ministra Rafała Trzaskowskiego i cienia ministra spraw zagranicznych, który trzymał karton z wypisanym na nim dekalogiem wolności. Ryzykował, że ktoś wpisujący punkty dekalogu zrobi błąd ortograficzny i cała heroiczna praca pójdzie na marne. Ryzykował, że ktoś, kto robił mu fotkę z tą płachtą źle to ujmie, niedobrze oświetli czy coś przytnie i w świat pójdzie fałszywy komunikat, a przez to wspierający sejmowych bohaterów, na przykład na Jamajce czy w Vanuatu, nie będą wiedzieli, do czego się odnosić. Ale najgorsze jest to, że Rafał Trzaskowski oraz inni bohaterowie zaangażowani w produkcję dekalogu wolności dzielnie znieśli to, iż stworzyli pretekst do wypisywania różnych głupot zamiast kanonu wolności. I potem te przerobione wersje też poszły w świat, a nasi bohaterowie musieli walczyć z dezinformacją i zwykłym robieniem sobie jaj. Jakby mało mieli problemów i zadań związanych z prezentacją dekalogu.
Znieść z godnością te wszystkie prowokacje, wredne memy, głupie żarty i darcie łacha, to naprawdę wymaga odwagi, brawury, poświęcenia i wielkiego oddania sprawie.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/320965-robienie-selfie-przez-wolnosciowych-okupantow-sejmu-to-absolutny-szczyt-heroizmu-i-poswiecenia