To nie jest kolejny tekst o tym, że warcholska opozycja próbuje podpalić Polskę. Nie jest też to następny artykuł udowadniający, że Kaczyński ostatecznie grzebie demokrację i chwyta za mordę biednych dziennikarzy. Nigdy nie ma na to dobrego czasu, ale wybraliśmy naprawdę zły moment na kryzys polityczny, podsycanie emocji i żonglerkę najbardziej ostrymi zapowiedziami. Niby to tylko nasz wewnętrzny spór, ale jednak warto, by przynajmniej główni bohaterowie tego spektaklu mieli świadomość otoczenia, w jakim toczy się cała gra.
Po pierwsze - jesteśmy w przededniu przyjazdu do Polski wojsk NATO, które w założeniach mają wzmocnić wschodnią flankę Sojuszu. Jak czytamy w depeszy PAP sprzed kilku dni:
6 stycznia 2017 r. do portu w Bremenhaven w Niemczech ma zawinąć statek ze sprzętem amerykańskiej brygady pancernej, na co dzień stacjonującej w Fort Carson w stanie Kolorado. Następnie tak szybko, jak to możliwe, sprzęt zostanie przemieszczony do Polski, a następnie także do Rumunii i państw bałtyckich, co ma być sprawdzianem dla amerykańskich żołnierzy.
Że nie podoba się to Moskwie - nie trzeba nawet pisać. Że polska walka o realizację tego scenariusza była długa i mozolna (a na tej ścieżce pozytywnie zasłużyli się i politycy PiS, i PO - tak, tak…) - również.
Prokremlowskie media już teraz próbują wykorzystywać polski konflikt. Nasz kraj przedstawiany jest jak Ukraina: niemal upadły, trawiony wojną domową, na granicy wybuchu jakiegoś Majdanu. Czy trzeba kogoś przekonywać, że do tak zdestabilizowanego kraju nie można przysyłać amerykańskich żołnierzy, ciężkiego sprzętu NATO?
Czy trzeba dodawać, że obecność przedstawicieli prorosyjskiej partii Zmiana na protestach opozycji wpisuje się doskonale w ten scenariusz?
Jak celnie zauważył szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych - Kreml przedstawia nasz kraj jako państwo oderwane od wspólnoty Zachodu. Czy ktoś z ekipy rządowej przemyślał konsekwencje pozwolenia na dalsze chybotanie polską łódką? Czy ktoś z opozycji zastanowił się, jakie (wizerunkowe i polityczne) skutki przyniesie dalsza okupacja Sejmu i rzucanie się pod koła samochodów z politykami PiS?
Bądźmy jednak szczerzy i przez chwilę poważni: dyskusja o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO przerasta dzisiaj możliwości opinii publicznej. Opozycja wie, że nie ma tutaj paliwa politycznego i potencjału do podgrzania nastrojów społecznych. Dziennikarze - że temat nie zelektryzuje widzów. Co prawda gdzieś tam Jarosław Kaczyński spotyka się z Giulianim, ale każdy macha na to ręką, nie pyta nawet o efekty rozmów, gwarancje od Amerykanów, o dalsze wzmacnianie wschodniej flanki.
W grę wchodzi 20-50 tys. żołnierzy w Europie. Duża część tego kontyngentu będzie stacjonować w Polsce
— powiedział Giuliani (doradca wyborczy Trumpa) w rozmowie z „Rz”.
Po drugie - najbliższe tygodnie i miesiące zdecydują o dużym i ważnym fragmencie polskiej polityki energetycznej. Ekipa ministra Piotra Naimskiego od samego początku mocno walczy o dywersyfikację źródeł energii. Przyspieszenie w Świnoujściu, zainicjowanie rozmów w sprawie Baltic Pipe (planowanego gazociągu łączącego Danię i Polskę, de facto definitywnego złamania monopolu Gazpromu), próba powstrzymania projektów Nord Stream 2 i Opal (o którym za chwilę).
Nie mamy ze strony opozycji żadnej konkretnej propozycji w tej sprawie, żadnego pomysłu, jak zawalczyć - skuteczniej, bardziej ambitnie - o polskie interesy. Temat nie istnieje też w głównych mediach (poza chlubnym wyjątkiem Wiadomości TVP), a przecież to kluczowy przedmiot walki o suwerenność: polityczną, gospodarczą. Rząd nie chce (nie potrafi?) uczynić z tego głównego wątku dyskusji politycznej, a szkoda, wszak to dobre i dość oczywiste pole do jasnego sprawdzianu: jesteś za czy przeciw wzmocnieniu niepodległości Polski.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To nie jest kolejny tekst o tym, że warcholska opozycja próbuje podpalić Polskę. Nie jest też to następny artykuł udowadniający, że Kaczyński ostatecznie grzebie demokrację i chwyta za mordę biednych dziennikarzy. Nigdy nie ma na to dobrego czasu, ale wybraliśmy naprawdę zły moment na kryzys polityczny, podsycanie emocji i żonglerkę najbardziej ostrymi zapowiedziami. Niby to tylko nasz wewnętrzny spór, ale jednak warto, by przynajmniej główni bohaterowie tego spektaklu mieli świadomość otoczenia, w jakim toczy się cała gra.
Po pierwsze - jesteśmy w przededniu przyjazdu do Polski wojsk NATO, które w założeniach mają wzmocnić wschodnią flankę Sojuszu. Jak czytamy w depeszy PAP sprzed kilku dni:
6 stycznia 2017 r. do portu w Bremenhaven w Niemczech ma zawinąć statek ze sprzętem amerykańskiej brygady pancernej, na co dzień stacjonującej w Fort Carson w stanie Kolorado. Następnie tak szybko, jak to możliwe, sprzęt zostanie przemieszczony do Polski, a następnie także do Rumunii i państw bałtyckich, co ma być sprawdzianem dla amerykańskich żołnierzy.
Że nie podoba się to Moskwie - nie trzeba nawet pisać. Że polska walka o realizację tego scenariusza była długa i mozolna (a na tej ścieżce pozytywnie zasłużyli się i politycy PiS, i PO - tak, tak…) - również.
Prokremlowskie media już teraz próbują wykorzystywać polski konflikt. Nasz kraj przedstawiany jest jak Ukraina: niemal upadły, trawiony wojną domową, na granicy wybuchu jakiegoś Majdanu. Czy trzeba kogoś przekonywać, że do tak zdestabilizowanego kraju nie można przysyłać amerykańskich żołnierzy, ciężkiego sprzętu NATO?
Czy trzeba dodawać, że obecność przedstawicieli prorosyjskiej partii Zmiana na protestach opozycji wpisuje się doskonale w ten scenariusz?
Jak celnie zauważył szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych - Kreml przedstawia nasz kraj jako państwo oderwane od wspólnoty Zachodu. Czy ktoś z ekipy rządowej przemyślał konsekwencje pozwolenia na dalsze chybotanie polską łódką? Czy ktoś z opozycji zastanowił się, jakie (wizerunkowe i polityczne) skutki przyniesie dalsza okupacja Sejmu i rzucanie się pod koła samochodów z politykami PiS?
Bądźmy jednak szczerzy i przez chwilę poważni: dyskusja o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO przerasta dzisiaj możliwości opinii publicznej. Opozycja wie, że nie ma tutaj paliwa politycznego i potencjału do podgrzania nastrojów społecznych. Dziennikarze - że temat nie zelektryzuje widzów. Co prawda gdzieś tam Jarosław Kaczyński spotyka się z Giulianim, ale każdy macha na to ręką, nie pyta nawet o efekty rozmów, gwarancje od Amerykanów, o dalsze wzmacnianie wschodniej flanki.
W grę wchodzi 20-50 tys. żołnierzy w Europie. Duża część tego kontyngentu będzie stacjonować w Polsce
— powiedział Giuliani (doradca wyborczy Trumpa) w rozmowie z „Rz”.
Po drugie - najbliższe tygodnie i miesiące zdecydują o dużym i ważnym fragmencie polskiej polityki energetycznej. Ekipa ministra Piotra Naimskiego od samego początku mocno walczy o dywersyfikację źródeł energii. Przyspieszenie w Świnoujściu, zainicjowanie rozmów w sprawie Baltic Pipe (planowanego gazociągu łączącego Danię i Polskę, de facto definitywnego złamania monopolu Gazpromu), próba powstrzymania projektów Nord Stream 2 i Opal (o którym za chwilę).
Nie mamy ze strony opozycji żadnej konkretnej propozycji w tej sprawie, żadnego pomysłu, jak zawalczyć - skuteczniej, bardziej ambitnie - o polskie interesy. Temat nie istnieje też w głównych mediach (poza chlubnym wyjątkiem Wiadomości TVP), a przecież to kluczowy przedmiot walki o suwerenność: polityczną, gospodarczą. Rząd nie chce (nie potrafi?) uczynić z tego głównego wątku dyskusji politycznej, a szkoda, wszak to dobre i dość oczywiste pole do jasnego sprawdzianu: jesteś za czy przeciw wzmocnieniu niepodległości Polski.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/320106-przyjazd-wojsk-nato-bitwa-o-niezaleznosc-energetyczna-gra-z-ke-i-moskwa-o-gazociag-to-najgorszy-moment-na-kryzys-polityczny