Ostatnie wydarzenia w Sejmie i wokół niego pokazują intelektualną i polityczną słabość opozycji, która – mimo wsparcia medialnej nawały – nie jest w stanie skomunikować się ze społeczeństwem. Ma bowiem podstawowy problem ze zdefiniowaniem linii sporu z Prawem i Sprawiedliwością.
Straszenie dyktaturą, faszyzmem i totalitaryzmem nie działa. Nie tylko sprawia wrażenie pustego rytuału, lecz czyni opozycję jeszcze bardziej odklejoną od rzeczywistości. Każdy rozsądnie myślący może bowiem na własne oczy przekonać się, że to wszystko opowieści z mchu i paproci.
Walka ze sztandarowymi projektami Prawa i Sprawiedliwości jest z góry skazana na klęskę, bo jeszcze bardziej zniechęca społeczeństwo do opozycji. Dlatego nie ma krytyki obniżenia wieku emerytalnego, darmowych leków dla seniorów czy podniesienia minimalnej płacy. Jakikolwiek głos w tej sprawie byłby skontrowany od razu pytaniem: a co wy zrobiliście przez osiem lat? Były co prawda próby dezawuowania programu Rodzina 500+, ale zaprzestano ich, bo zobaczono, że to droga donikąd.
Opozycja szuka więc za wszelką cenę takiego pola starcia z władzą, które zmobilizuje elektorat. Spór o Trybunał Konstytucyjny, który przez ponad rok ogniskował energię opozycji, okazał się kulą w płot. Po pierwsze, był tak skomplikowany, że większość ludzi nic z tego nie rozumiała. Po drugie, był tak daleki od codziennych problemów Polaków, że mało ich obchodził. Cała para poszła więc w gwizdek.
Teraz opozycja wywołała kolejną awanturę, wzywając wręcz do wybuchu Majdanu. I znów bomba atomowa okazała się zmokłym kapiszonem. Czy ludzie wyjdą na barykady, by walczyć o regulamin pracy dla dziennikarzy w Sejmie? Czy rzesze Polaków są gotowe przelewać krew, by bronić ubeckich emerytur? Ubeków można zrozumieć, bo jak komuś tnie się emeryturę z 20 lub 10 do 2 tysięcy, to ma prawo czuć się sfrustrowany. Ale dla większości ludzi to żaden powód do mobilizacji (raczej do satysfakcji).
Potencjał poparcia dla dzisiejszej opozycji od momentu przegranych wyborów nie zwiększył się. Nie ma ona żadnej merytorycznej kontroferty dla obecnych rządów. Nie przedstawia obywatelom takiej propozycji z prostego powodu: ponieważ nigdy tego – nawet gdy była u władzy – nie robiła i najzwyczajniej w świecie tego nie potrafi. Ci, którzy byli w stanie myśleć w tych kategoriach (jak Jan Maria Rokita czy Jarosław Gowin), zostali z tamtych szeregów już dawno wypchnięci. Król jest nagi i trudno ten fakt przesłonić nawet gazetą Sorosa i Michnika.
Nie oznacza to, że opozycję należy lekceważyć. Wręcz przeciwnie. Im bardziej jest jałowa i bezradna politycznie, tym bardziej sfrustrowana i zdeterminowana, by sięgać po niebezpieczne środki. Intelektualny uwiąd i merytoryczna impotencja skutkują tym, że pozostaje już tylko wiara w siłę mięśni.
Opozycja zdaje sobie sprawę, że demokratycznymi metodami może już nie prędko wrócić do władzy, ponieważ większość Polaków – jak od wielu miesięcy pokazują sondaże – po prostu tego nie chce. Każdy dzień realizowanych przez władze obietnic wyborczych, wpisujących się w oczekiwania Polaków, odsuwa taką perspektywę. Pozostają więc sposoby pozaparlamentarne i antydemokratyczne, za wszelką cenę i bez względu na koszty. Można więc spodziewać się dalszych prowokacji i eskalowania konfliktu przy wykorzystaniu każdego pretekstu.
W tej sytuacji nie wolno dać się sprowokować siłom, które chcą unieważnić demokratyczny wybór Polaków, mając zarazem świadomość, że mogą się one posunąć bardzo daleko, nawet do przelewu krwi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319994-intelektualnym-impotentom-pozostaje-tylko-wiara-w-sile-miesni