W tej chwili jedyną poważną nadzieją tych, którzy są zainteresowani zmianą sytuacji w Polsce i powrotu do dawnego układu, są przede wszystkim czynniki wiązane z zagranicą. Ten wasalny stosunek do instytucji międzynarodowych to nic nowego. Oni coraz bardziej zdają sobie sprawę, że ze względu na słabość ich pozycji i słabnącą pozycję w Polsce, jest to dla nich jedyna nadzieja. Od początku głoszą hasło: załatwi tę sprawę ulica albo zagranica. Widać, że możliwości na ulicy są coraz słabsze. Pozostaje tylko zagranica
— mówi w rozmowie z portalem Polityce.pl Jan Olszewski, premier Rzeczypospolitej w latach 1991-1992.
Panie premierze, doszło wczoraj w Sejmie do bardzo niepokojących wydarzeń. Wielogodzinna okupacja mównicy sejmowej przez posłów PO i Nowoczesnej, agresywna manifestacja KOD przed sejmem, blokada wyjazdu polityków PiS z Sejmu. Jak ocenia pan te wydarzenia? Prawo i Sprawiedliwość mówi jasno, że to nowa wersja „nocnej zmiany”.
Jan Olszewski: Ugrupowanie, które było przyzwyczajone do tego, że traktuje kraj jako swoją własność, odczuwa teraz swoją katastrofę: zostało odsunięte od władzy.
Widać, że frustracja związana z tą stratą narasta. Angażowane są coraz to nowy siły. Wygląda to niebezpiecznie?
Oczywiście, że to jest zawsze niebezpieczne. A zwłaszcza niebezpieczne jest w sytuacji pogarszającej się ogólnej koniunktury, z której Polska korzystała przez prawie ćwierć wieku. Od pewnego czasu dokonuje się pewien zwrot ogólnej sytuacji. Zwłaszcza z tego punktu widzenia, tej zmieniającej się koniunktury światowej, jest dosyć niebezpieczna, ale to już zupełnie inny wymiar.
Opozycja twierdzi, że przyczyną protestu jest reorganizacja pracy mediów w Sejmie. Jednak akurat wczoraj Sejm głosował ustawę dezubeizacyjną, która od tygodni jest przedmiotem wielu protestów. Myśli pan, że to ona była bezpośrednią przyczyną tego konfliktu?
Na pewno miała bardzo istotny wpływ, bo to pierwszy od wielu lat bardzo stanowczy i zdecydowany gest. To na pewno nie tylko w środowisku samych zainteresowanych – a to jest bardzo mocne środowisko, jeśli chodzi o jego wpływy – ale także w takim ogólniejszym sensie było systemem alarmowym dla wszystkich przeciwników, bo dowodzi pewnej determinacji po stronie ludzi kierujących państwem.
Widzi pan jakieś podobieństwa pomiędzy „nocną zmianą” w 1992 roku, a obecną sytuacją? W ostateczności chodziło o podobne sprawy, choć oczywiście na zupełnie inną skalę.
To była inna skala i zupełnie inna sytuacja. Można powiedzieć, że działaliśmy na pozycji niemalże straceńczej wobec tej sytuacji. Nasze rozeznanie wówczas i możliwości działania były nieporównywalne wobec sytuacji obecnej. Ale analogia oczywiście istnieje, ponieważ mamy do czynienia ciągle z tymi samymi czynnikami w istocie rzeczy, tylko proporcje są nieporównywalne.
Prawo i Sprawiedliwość od początku próbuje studzić emocje, stabilizować sytuację w państwie, ale opozycja interpretuje to jako niemoc, jako bezwładność. Grzegorz Schetyna mówi dziś, że sytuacja wymaga interwencji głowy państwa. PO i Nowoczesna przyprowadziły ludzi przed pałac prezydencki i żądają reakcji, podgrzewają atmosferę. Dystans, próba wycofania się przez rząd z tego konfliktu jest właściwa? Jakie rozwiązanie pomogłoby go złagodzić?
To jest sprawa dosyć niejednoznaczna. Niewątpliwie, w każdej sytuacji, każdy rząd, każda władza popełnia pewne błędy. Wycofywanie się z takich zupełnie oczywistych czasami wpadek to tylko dowód na to, że zachowuje element realizmu. Wyciąganie z tego wniosku, że władza jest słaba, jest dosyć absurdalne.
Jeśli natomiast mówimy o postawie prezydenta w tym momencie, jego nieingerowanie w tego rodzaju gwałtownie wybuchające konflikty, pewnego rodzaju dystans w tej sprawie, to wydaje mi się to zupełnie oczywiste i wynika z funkcji, którą wykonuje prezydent.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W tej chwili jedyną poważną nadzieją tych, którzy są zainteresowani zmianą sytuacji w Polsce i powrotu do dawnego układu, są przede wszystkim czynniki wiązane z zagranicą. Ten wasalny stosunek do instytucji międzynarodowych to nic nowego. Oni coraz bardziej zdają sobie sprawę, że ze względu na słabość ich pozycji i słabnącą pozycję w Polsce, jest to dla nich jedyna nadzieja. Od początku głoszą hasło: załatwi tę sprawę ulica albo zagranica. Widać, że możliwości na ulicy są coraz słabsze. Pozostaje tylko zagranica
— mówi w rozmowie z portalem Polityce.pl Jan Olszewski, premier Rzeczypospolitej w latach 1991-1992.
Panie premierze, doszło wczoraj w Sejmie do bardzo niepokojących wydarzeń. Wielogodzinna okupacja mównicy sejmowej przez posłów PO i Nowoczesnej, agresywna manifestacja KOD przed sejmem, blokada wyjazdu polityków PiS z Sejmu. Jak ocenia pan te wydarzenia? Prawo i Sprawiedliwość mówi jasno, że to nowa wersja „nocnej zmiany”.
Jan Olszewski: Ugrupowanie, które było przyzwyczajone do tego, że traktuje kraj jako swoją własność, odczuwa teraz swoją katastrofę: zostało odsunięte od władzy.
Widać, że frustracja związana z tą stratą narasta. Angażowane są coraz to nowy siły. Wygląda to niebezpiecznie?
Oczywiście, że to jest zawsze niebezpieczne. A zwłaszcza niebezpieczne jest w sytuacji pogarszającej się ogólnej koniunktury, z której Polska korzystała przez prawie ćwierć wieku. Od pewnego czasu dokonuje się pewien zwrot ogólnej sytuacji. Zwłaszcza z tego punktu widzenia, tej zmieniającej się koniunktury światowej, jest dosyć niebezpieczna, ale to już zupełnie inny wymiar.
Opozycja twierdzi, że przyczyną protestu jest reorganizacja pracy mediów w Sejmie. Jednak akurat wczoraj Sejm głosował ustawę dezubeizacyjną, która od tygodni jest przedmiotem wielu protestów. Myśli pan, że to ona była bezpośrednią przyczyną tego konfliktu?
Na pewno miała bardzo istotny wpływ, bo to pierwszy od wielu lat bardzo stanowczy i zdecydowany gest. To na pewno nie tylko w środowisku samych zainteresowanych – a to jest bardzo mocne środowisko, jeśli chodzi o jego wpływy – ale także w takim ogólniejszym sensie było systemem alarmowym dla wszystkich przeciwników, bo dowodzi pewnej determinacji po stronie ludzi kierujących państwem.
Widzi pan jakieś podobieństwa pomiędzy „nocną zmianą” w 1992 roku, a obecną sytuacją? W ostateczności chodziło o podobne sprawy, choć oczywiście na zupełnie inną skalę.
To była inna skala i zupełnie inna sytuacja. Można powiedzieć, że działaliśmy na pozycji niemalże straceńczej wobec tej sytuacji. Nasze rozeznanie wówczas i możliwości działania były nieporównywalne wobec sytuacji obecnej. Ale analogia oczywiście istnieje, ponieważ mamy do czynienia ciągle z tymi samymi czynnikami w istocie rzeczy, tylko proporcje są nieporównywalne.
Prawo i Sprawiedliwość od początku próbuje studzić emocje, stabilizować sytuację w państwie, ale opozycja interpretuje to jako niemoc, jako bezwładność. Grzegorz Schetyna mówi dziś, że sytuacja wymaga interwencji głowy państwa. PO i Nowoczesna przyprowadziły ludzi przed pałac prezydencki i żądają reakcji, podgrzewają atmosferę. Dystans, próba wycofania się przez rząd z tego konfliktu jest właściwa? Jakie rozwiązanie pomogłoby go złagodzić?
To jest sprawa dosyć niejednoznaczna. Niewątpliwie, w każdej sytuacji, każdy rząd, każda władza popełnia pewne błędy. Wycofywanie się z takich zupełnie oczywistych czasami wpadek to tylko dowód na to, że zachowuje element realizmu. Wyciąganie z tego wniosku, że władza jest słaba, jest dosyć absurdalne.
Jeśli natomiast mówimy o postawie prezydenta w tym momencie, jego nieingerowanie w tego rodzaju gwałtownie wybuchające konflikty, pewnego rodzaju dystans w tej sprawie, to wydaje mi się to zupełnie oczywiste i wynika z funkcji, którą wykonuje prezydent.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319799-nasz-wywiad-jan-olszewski-wyraznie-widac-ze-opozycja-zdala-sobie-sprawe-z-rozmiaru-wlasnej-kleski-determinacja-pewnych-srodowisk-bedzie-narastala