„Dniem świra” nazwaliśmy wraz z Rafałem Ziemkiewiczem w programie „W tyle wizji” (TVP Info) to, co się działo16 grudnia 2016 r.
Program się skończył, a rozpoczęła się „noc świra”. Nie chodzi mi oczywiście o przezywanie kogokolwiek „świrem”, tylko o nawiązanie do głośnego filmu Marka Koterskiego. Opowiada on o „syndromie świra”, gdy wyłącza się racjonalność, a do głosu dochodzą wszelkie mity, schematy, kalki, kompleksy, urojenia, zmory, uprzedzenia czy rytuały. I wszystko zamienia się w „świrowatą rzeczywistość”, gdzie działają właściwie tylko prawa Murphy’ego, czyli jeśli coś może pójść źle, to właśnie tak się dzieje. 16 grudnia po południu i następnego dnia po północy zadziałało prawo Murphy’ego, ale nie samo z siebie. Poczynając od porannych zapowiedzi posła PSL Eugeniusza Kłopotka przez „grzanie” w mediach społecznościowych po organizowanie się KOD z przyległościami oraz swego rodzaju „odjazd” posłów PO (wygląda na to, że zaplanowany). Nie bez znaczenia były też nerwowe reakcje marszałka Marka Kuchcińskiego oraz części polityków PiS, choć może i bez tych pretekstów znalazłby się powód do akcji. To wszystko układa się w testowanie scenariusza „kryterium ulicznego”.
Niektórzy politycy opozycji i ludzie mediów wyraźnie zachęcali do rozkołysania „kryterium ulicznego”. Służyły temu m.in. transmisje na zewnątrz (przy pomocy smartfonów) w wykonaniu posłów (głównie PO), w których chodziło wyłącznie o rozhuśtanie emocji. Prym wiodła w tym posłanka PO Agnieszka Pomaska, biegająca ze smartfonem za politykami PiS, a około trzeciej nad ranem wprowadzona wręcz w stan amoku i skrajnej histerii, co sama zresztą dokumentowała i transmitowała. Nocna kulminacja „kryterium ulicznego” bazowała na tym, że w okolicach Sejmu pojawili się ludzie w takim stanie, iż łatwo można było ich użyć do zadymy o nie dających się przewidzieć skutkach. Widać to było m.in. po tym, jak ktoś z protestujących rzucił świecę dymną, a za chwilę obok niej położył się mężczyzna i udawał, że jest ranny, żeby wywołać jeszcze większe zamieszanie, a wręcz ostre zamieszki (potem swobodnie się podniósł i zadowolony z siebie odszedł). W wielu punktach na ulicach przyległych do Sejmu wyraźnie „nabuzowani” ludzie szukali zwarcia. Byłaby to okazja do wykreowania ofiar (rannych), które pokazałyby kamery, żeby wywołać wściekłość i próby pomszczenia tych ofiar. To nie bardzo się udało, bo chyba przesadzono ze „środkami dopingującymi” i potencjalne ofiary były i mało sterowalne, i zbyt rozkojarzone, żeby skutecznie działać. Ale wyraźnie można było zauważyć, że kulminacją miał być wyjazd z terenu Sejmu aut z premier Beatą Szydło, ministrami i ważnymi politykami PiS. To wtedy miały paść ofiary, a to z kolei mogłoby wywołać gniew, zaś wszystko razem miało zablokować wyjazd samochodów i doprowadzić do potyczek między nimi.
Trudno oczywiście osądzić, czy istniał jakiś precyzyjny plan, czy chodziło tylko o zgromadzenie na małym terenie dostatecznie wielu „nagrzanych” osób i postawienie na spontaniczność oraz wyższą amplitudę ich zachowań, a potem z tego żywiołu już coś by się wyłoniło. W każdym razie widać było dość wyraźny podział ról: ludzie mediów i politycy mobilizowali oraz kołysali emocje, często świadomie posługując się kłamstwami (jak poseł Nowoczesnej Jerzy Meysztowicz mówiący do kamer o użyciu przez policję gazu łzawiącego, co nie miało nic wspólnego z prawdą, ale zainspirowało Reutersa do zbudowania na tej bzdurze informacji agencyjnej), zaś swego rodzaju kamikadze na ulicach mieli tylko reagować na sygnały i pozwolić się ponieść emocjom oraz wykorzystać swój obniżony krytycyzm i jasność podejmowania decyzji. Wszystko to wyglądało na testowanie scenariusza „kryterium ulicznego” na kolejne etapy konfrontacji z władzą w następnych dniach i tygodniach. Ale gdyby już miedzy północą a czwartą rano 17 grudnia doszło do wystarczająco spektakularnych rozruchów, ten scenariusz mógłby zostać przyspieszony i na bieżąco zmodyfikowany.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Dniem świra” nazwaliśmy wraz z Rafałem Ziemkiewiczem w programie „W tyle wizji” (TVP Info) to, co się działo16 grudnia 2016 r.
Program się skończył, a rozpoczęła się „noc świra”. Nie chodzi mi oczywiście o przezywanie kogokolwiek „świrem”, tylko o nawiązanie do głośnego filmu Marka Koterskiego. Opowiada on o „syndromie świra”, gdy wyłącza się racjonalność, a do głosu dochodzą wszelkie mity, schematy, kalki, kompleksy, urojenia, zmory, uprzedzenia czy rytuały. I wszystko zamienia się w „świrowatą rzeczywistość”, gdzie działają właściwie tylko prawa Murphy’ego, czyli jeśli coś może pójść źle, to właśnie tak się dzieje. 16 grudnia po południu i następnego dnia po północy zadziałało prawo Murphy’ego, ale nie samo z siebie. Poczynając od porannych zapowiedzi posła PSL Eugeniusza Kłopotka przez „grzanie” w mediach społecznościowych po organizowanie się KOD z przyległościami oraz swego rodzaju „odjazd” posłów PO (wygląda na to, że zaplanowany). Nie bez znaczenia były też nerwowe reakcje marszałka Marka Kuchcińskiego oraz części polityków PiS, choć może i bez tych pretekstów znalazłby się powód do akcji. To wszystko układa się w testowanie scenariusza „kryterium ulicznego”.
Niektórzy politycy opozycji i ludzie mediów wyraźnie zachęcali do rozkołysania „kryterium ulicznego”. Służyły temu m.in. transmisje na zewnątrz (przy pomocy smartfonów) w wykonaniu posłów (głównie PO), w których chodziło wyłącznie o rozhuśtanie emocji. Prym wiodła w tym posłanka PO Agnieszka Pomaska, biegająca ze smartfonem za politykami PiS, a około trzeciej nad ranem wprowadzona wręcz w stan amoku i skrajnej histerii, co sama zresztą dokumentowała i transmitowała. Nocna kulminacja „kryterium ulicznego” bazowała na tym, że w okolicach Sejmu pojawili się ludzie w takim stanie, iż łatwo można było ich użyć do zadymy o nie dających się przewidzieć skutkach. Widać to było m.in. po tym, jak ktoś z protestujących rzucił świecę dymną, a za chwilę obok niej położył się mężczyzna i udawał, że jest ranny, żeby wywołać jeszcze większe zamieszanie, a wręcz ostre zamieszki (potem swobodnie się podniósł i zadowolony z siebie odszedł). W wielu punktach na ulicach przyległych do Sejmu wyraźnie „nabuzowani” ludzie szukali zwarcia. Byłaby to okazja do wykreowania ofiar (rannych), które pokazałyby kamery, żeby wywołać wściekłość i próby pomszczenia tych ofiar. To nie bardzo się udało, bo chyba przesadzono ze „środkami dopingującymi” i potencjalne ofiary były i mało sterowalne, i zbyt rozkojarzone, żeby skutecznie działać. Ale wyraźnie można było zauważyć, że kulminacją miał być wyjazd z terenu Sejmu aut z premier Beatą Szydło, ministrami i ważnymi politykami PiS. To wtedy miały paść ofiary, a to z kolei mogłoby wywołać gniew, zaś wszystko razem miało zablokować wyjazd samochodów i doprowadzić do potyczek między nimi.
Trudno oczywiście osądzić, czy istniał jakiś precyzyjny plan, czy chodziło tylko o zgromadzenie na małym terenie dostatecznie wielu „nagrzanych” osób i postawienie na spontaniczność oraz wyższą amplitudę ich zachowań, a potem z tego żywiołu już coś by się wyłoniło. W każdym razie widać było dość wyraźny podział ról: ludzie mediów i politycy mobilizowali oraz kołysali emocje, często świadomie posługując się kłamstwami (jak poseł Nowoczesnej Jerzy Meysztowicz mówiący do kamer o użyciu przez policję gazu łzawiącego, co nie miało nic wspólnego z prawdą, ale zainspirowało Reutersa do zbudowania na tej bzdurze informacji agencyjnej), zaś swego rodzaju kamikadze na ulicach mieli tylko reagować na sygnały i pozwolić się ponieść emocjom oraz wykorzystać swój obniżony krytycyzm i jasność podejmowania decyzji. Wszystko to wyglądało na testowanie scenariusza „kryterium ulicznego” na kolejne etapy konfrontacji z władzą w następnych dniach i tygodniach. Ale gdyby już miedzy północą a czwartą rano 17 grudnia doszło do wystarczająco spektakularnych rozruchów, ten scenariusz mógłby zostać przyspieszony i na bieżąco zmodyfikowany.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319797-nocne-kryterium-uliczne-w-warszawie-plan-czy-seria-zbiegow-okolicznosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.