Wprowadzane właśnie zmiany w organizacji pracy dziennikarzy w Sejmie, to nie pierwsza próba ograniczenia dostępu dziennikarzy do budynku parlamentu i polityków.
Już Ludwik Dorn, gdy był marszałkiem Sejmu wydał zarządzenie, o radykalnym ograniczeniu miejsc dostępnych dla reporterów. Jednak z tych restrykcji nic nie wyszło. Liczbę dziennikarzy, posiadających sejmowe akredytacje ograniczono dopiero za czasów marszałka Bronisława Komorowskiego.
w 2008 roku ówczesny szef biura prasowego, Jarosław Szczepański, radykalnie ograniczył liczbę akredytacji na Wiejskiej. Ich liczba spadła z 1500 w 2007 do 900 w 2008. Jednak kolejni dziennikarze odwoływali się wówczas od tej decyzji. Wówczas także ograniczono dziennikarzom dostęp do sejmowych kuluarów.
Wtedy PiS było w opozycji i broniło prawa dziennikarzy do dostępu do Sejmu. Ze strony opozycji padała wtedy słowa o zamachu na wolność słowa oraz politycznych represjach. Szczególnie w kontekście ograniczenia dziewięciu dziennikarzom „Naszego Dziennika” możliwości relacjonowania prac Sejmu i wydarzeń rozgrywających się w kuluarach parlamentu. Ograniczenia dotknęły także innych redakcji.
Czy rządząca koalicja tak bardzo obawia się krytycznych analiz publikowanych na łamach „Naszego Dziennika”?
-pytał poseł Arkadiusz Mularczyk, wiceszef sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
Posłowie PiS alarmowali też, że w ten sposób urzędnicy rządzącej koalicji próbują utrudnić dostęp opinii publicznej do informacji.
Wówczas dziennikarze różnych redakcji mówili jednym głosem, walcząc z ograniczeniem sejmowych akredytacji. Dziś poza listem 28 redaktorów naczelnych do Marszałka Sejmu nie widać wspólnego frontu. W liście napisano:
Takie regulacje, oznaczałyby ograniczenie prawa dziennikarzy do wykonywania zawodu, a co za tym idzie - prawa opinii publicznej do informacji o pracach władzy ustawodawczej. Obecny model - otwarty dla prasy i obywateli parlament - stał się symbolem wolności słowa. Choć w ostatnim czasie podlegał modyfikacjom (np. ograniczenie obecności mediów w kuluarach) tym niemniej fundament, polegający na możliwie pełnym dostępie do posłów, nie tylko na galerii prasowej czy na konferencjach prasowych, pozostał nienaruszony. Propozycje idące w kierunku ograniczenia swobody pracy dziennikarzy, fotoreporterów i ekip technicznych budzą sprzeciw przede wszystkim ze względu na wynikające z tego ograniczenie prawa obywateli do informacji.
Dziś politycy rządzącej partii w ograniczeniu dostępu dziennikarzy do budynku Sejmu nie widzą już zamachu na wolność słowa, ani utrudniania dostępu opinii publicznej do informacji. Tymczasem w pracy dziennikarzy nastąpią realne ograniczenia, a to oznacza utrudnienie funkcji kontrolnej mediów wobec władzy. Kto wie, może politycy poczują się tak bezkarni i nie będą już szukali bezpieczeństwa na cmentarzach. To nie jest dobra zmiana. Ale na pewno amunicja, którą PiS samo dało opozycji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319742-czy-aby-na-pewno-ograniczenie-dziennikarzom-dostepu-do-sejmu-jest-w-naszym-interesie-moze-politycy-nie-beda-sie-juz-musieli-chowac-na-cmentarzach?wersja=mobilna