Poświęcić parę słów wypowiedzi Lecha Wałęsy, który raczył był wezwać do wyrzucenia Polski z Unii, żeby zrobić na złość Kaczyńskiemu, zdecydowałem się po sporych wahaniach. Gentleman ów zdołał już przecież znieczulić wszystkich na wszelkie rodzaje wypowiadanych przez siebie bredni, i nikt w Polsce nie traktuje go już poważnie.
Tylko że - właśnie - w Polsce. Bo na świecie jest niestety inaczej. Tam „Lechu” nadal cieszy się resztkami statusu totemu, więc jego wypowiedzi mają tam nadal pewne znaczenie. I dlatego, niestety, nie można jego enuncjacji do końca ignorować. Budują one bowiem klimat wokół Polski.
Przypadek Wałęsy jest też znaczący z innego punktu widzenia. Jest on otóż - zgoda, że ekstremalnym - przypadkiem szerszego zjawiska, dotyczącego części polityków opozycji. Zwalczając na terenie międzynarodowym obecny polski rząd, przeżywają dylemat - jak daleko można się tu posunąć, nie przekraczając linii, za którą zaczyna się narodowe zaprzaństwo.
Otóż groteskowe wypowiedzi Wałęsy mają taką funkcję, że przesuwają granice tego, co w tej dziedzinie jest akceptowalne. „Lechu żąda wyrzucenia Polski z UE”- myśli sobie taki X, Y czy Z z opozycji. „Oczywiście przegina, jak to on. Ja tak daleko oczywiście nie pójdę. Ale skoro on tak powiedział, no to ja powiem coś wprawdzie nie aż tak ostrego, ale ostrzejszego niż to, co mówiłem dotąd…”.
Przestrzegałbym polityków opozycji przed taką eskalacją. Bardzo łatwo w ten sposób bowiem znaleźć się w mentalnej sferze, w której interes Polski, a nawet polskiej demokracji utożsamia się wyłącznie z własnym interesem. Najpierw tym politycznym, a potem również tym zupełnie prywatnym.
Lech Wałęsa przeszedł już tę drogę i z wszystkich możliwych powodów lepiej nie iść w jego ślady.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319630-lech-walesa-czyli-nie-idzcie-panstwo-ta-droga