Na początek krótki fragment z wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla piątkowej „Rzeczpospolitej”.
„Rz”: PiS konfliktuje się nie tylko politycznie, z partiami opozycyjnymi, ale także z bardzo wieloma grupami społecznymi: nauczycielami, ekologami, aktorami, działaczkami kobiecymi, leśnikami nawet… Po co?
Jarosław Kaczyński: To na pewno jest złe. Jeżeli chodzi o kobiety, to przecież wszystko wybuchło wokół projektu, który nie był naszym projektem, z którym nie mieliśmy nic wspólnego. Ale został złożony, a my przyrzekliśmy, że wszelkie projekty obywatelskie będziemy przesyłać do dalszych prac.
Dopytywany o cele, jakie stawia przed obozem Zjednoczonej Prawicy, prezes Prawa i Sprawiedliwości odpowiada:
Stabilizację, uspokojenie nastrojów wszędzie tam, gdzie to będzie od nas zależało.
Dodaje też, że „sfera informacyjna to największa słabość naszego rządu”.
Przyjdzie jeszcze czas na bardziej szczegółowe analizy politycznego roku, ale wydaje się, że jednym z najważniejszych wniosków, jakie obóz władzy powinien wyciągnąć na nadchodzące 365 dni jest konieczność wprowadzenia większej stabilizacji i spokoju. Do tej pory jest inaczej. Rząd Beaty Szydło, Jarosława Kaczyńskiego, całej prawicy stał się gabinetem 1001 otwartych frontów.
Niektóre z nich były oczywiście konieczne i naturalne (starcie z wciąż mocnymi obrońcami status quo na wielu płaszczyznach), inne przynajmniej politycznie zrozumiałe. Ale duża część, jeśli nie większość, to konflikty zupełnie niepotrzebne. Jedne wywoływane gdzieś mimochodem, przez brak wyczucia i osłony informacyjno-wizerunkowej, inne z powodu coraz wyraźniejszej arogancji władzy, która pojawia się w szeregach PiS.
Rok ten - wbrew zapowiedziom i sugestiom Kaczyńskiego - kończy się jednak nie wysyłanymi sygnałami o uspokojeniu emocji, ale, delikatnie mówiąc, otwarciem kolejnych frontów. Jednym z nich jest proponowana zmiana reguł, na jakich pracują w Sejmie dziennikarze. Odsyłam do tekstów Ani Sarzyńskiej, Roberta Mazurka i Piotra Skwiecińskiego.
Zgadzam się z nimi w zupełności. Refleksje moich kolegów i koleżanek uzupełnię jedynie o jedno zdanie: zmiany w Sejmie są potrzebne, wiedzą o tym chyba wszyscy, którzy pracują na co dzień przy Wiejskiej (w tym często niżej podpisany). Obozowi władzy zabrakło jednak elementarnego przewidywania wypadków i konsekwencji, a wprowadzane zmiany nie były niemal w ogóle konsultowane z przedstawicielami prasy. Tak się po prostu nie robi w cywilizowanych instytucjach.
Wiem, że Czytelników średnio to interesuje - media przecież nie obrażą się na Sejm, a reporterzy i tak będą na Wiejską przychodzić. To drugorzędne, że twarzą protestów dziennikarzy stali się dziś ludzie, delikatnie mówiąc, związani z Platformą i całym obozem III RP. Niezależnie od tego, fakt jest taki, że wprowadzane zmiany, choć jakoś tam potrzebne, nie są koniec końców dobre. Można i trzeba to było zrobić inaczej.
Politycy PiS (a przynajmniej ich część, bo naprawdę wielu „na offie” zgadza się z powyższymi tezami) zadziwiająco często przejawiają skłonność do autodestrukcji w swoim obozie, do powrotu w przaśność, z której z tak wielkim mozołem wychodzili w kampaniach roku 2015. Kompletnie to niezrozumiałe, szkodliwe dla całej prawicy i w gruncie rzeczy niepotrzebne. Bo co jest stawką na przykład przy kwestii zmian dla dziennikarzy? Nieobecność kilku nielubianych reporterów? I tak zrobią materiały, jeszcze bardziej zajadłe. Brak kilku zdjęć z sali plenarnej? Wyślą paparazzi za rządową limuzyną. Naprawdę warto o to kruszyć kopię? Już kiedyś politycy PiS zaczęli bojkotować tvn24 - pary (dla obu stron) wystarczyło na niewielki okres.
Ale to przecież nie tylko o dziennikarzy chodzi.
Prawica otrząsnęła się z przaśności. 5 wniosków po „najciekawszej kampanii od lat”
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na początek krótki fragment z wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla piątkowej „Rzeczpospolitej”.
„Rz”: PiS konfliktuje się nie tylko politycznie, z partiami opozycyjnymi, ale także z bardzo wieloma grupami społecznymi: nauczycielami, ekologami, aktorami, działaczkami kobiecymi, leśnikami nawet… Po co?
Jarosław Kaczyński: To na pewno jest złe. Jeżeli chodzi o kobiety, to przecież wszystko wybuchło wokół projektu, który nie był naszym projektem, z którym nie mieliśmy nic wspólnego. Ale został złożony, a my przyrzekliśmy, że wszelkie projekty obywatelskie będziemy przesyłać do dalszych prac.
Dopytywany o cele, jakie stawia przed obozem Zjednoczonej Prawicy, prezes Prawa i Sprawiedliwości odpowiada:
Stabilizację, uspokojenie nastrojów wszędzie tam, gdzie to będzie od nas zależało.
Dodaje też, że „sfera informacyjna to największa słabość naszego rządu”.
Przyjdzie jeszcze czas na bardziej szczegółowe analizy politycznego roku, ale wydaje się, że jednym z najważniejszych wniosków, jakie obóz władzy powinien wyciągnąć na nadchodzące 365 dni jest konieczność wprowadzenia większej stabilizacji i spokoju. Do tej pory jest inaczej. Rząd Beaty Szydło, Jarosława Kaczyńskiego, całej prawicy stał się gabinetem 1001 otwartych frontów.
Niektóre z nich były oczywiście konieczne i naturalne (starcie z wciąż mocnymi obrońcami status quo na wielu płaszczyznach), inne przynajmniej politycznie zrozumiałe. Ale duża część, jeśli nie większość, to konflikty zupełnie niepotrzebne. Jedne wywoływane gdzieś mimochodem, przez brak wyczucia i osłony informacyjno-wizerunkowej, inne z powodu coraz wyraźniejszej arogancji władzy, która pojawia się w szeregach PiS.
Rok ten - wbrew zapowiedziom i sugestiom Kaczyńskiego - kończy się jednak nie wysyłanymi sygnałami o uspokojeniu emocji, ale, delikatnie mówiąc, otwarciem kolejnych frontów. Jednym z nich jest proponowana zmiana reguł, na jakich pracują w Sejmie dziennikarze. Odsyłam do tekstów Ani Sarzyńskiej, Roberta Mazurka i Piotra Skwiecińskiego.
Zgadzam się z nimi w zupełności. Refleksje moich kolegów i koleżanek uzupełnię jedynie o jedno zdanie: zmiany w Sejmie są potrzebne, wiedzą o tym chyba wszyscy, którzy pracują na co dzień przy Wiejskiej (w tym często niżej podpisany). Obozowi władzy zabrakło jednak elementarnego przewidywania wypadków i konsekwencji, a wprowadzane zmiany nie były niemal w ogóle konsultowane z przedstawicielami prasy. Tak się po prostu nie robi w cywilizowanych instytucjach.
Wiem, że Czytelników średnio to interesuje - media przecież nie obrażą się na Sejm, a reporterzy i tak będą na Wiejską przychodzić. To drugorzędne, że twarzą protestów dziennikarzy stali się dziś ludzie, delikatnie mówiąc, związani z Platformą i całym obozem III RP. Niezależnie od tego, fakt jest taki, że wprowadzane zmiany, choć jakoś tam potrzebne, nie są koniec końców dobre. Można i trzeba to było zrobić inaczej.
Politycy PiS (a przynajmniej ich część, bo naprawdę wielu „na offie” zgadza się z powyższymi tezami) zadziwiająco często przejawiają skłonność do autodestrukcji w swoim obozie, do powrotu w przaśność, z której z tak wielkim mozołem wychodzili w kampaniach roku 2015. Kompletnie to niezrozumiałe, szkodliwe dla całej prawicy i w gruncie rzeczy niepotrzebne. Bo co jest stawką na przykład przy kwestii zmian dla dziennikarzy? Nieobecność kilku nielubianych reporterów? I tak zrobią materiały, jeszcze bardziej zajadłe. Brak kilku zdjęć z sali plenarnej? Wyślą paparazzi za rządową limuzyną. Naprawdę warto o to kruszyć kopię? Już kiedyś politycy PiS zaczęli bojkotować tvn24 - pary (dla obu stron) wystarczyło na niewielki okres.
Ale to przecież nie tylko o dziennikarzy chodzi.
Prawica otrząsnęła się z przaśności. 5 wniosków po „najciekawszej kampanii od lat”
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319586-rzady-1001-otwartych-frontow-czy-oboz-wladzy-pojdzie-za-wskazowkami-kaczynskiego-i-wyciszy-emocje-tam-gdzie-to-mozliwe