Zamykanie Sejmu przed dziennikarzami to nie problem. Problemem jest zamykanie Sejmu przed wyborcami. Bo wyborca może wejść do parlamentu z wycieczką. Jak dobrze pójdzie wpuszczą go na galerię, z której zobaczy obrady Sejmu. Nie będzie miał szansy porozmawiać z posłem, nie zobaczy spotkań komisji, na których tworzy się prawo i zapadają najważniejsze dla niego decyzje, nie obejrzy kuluarów – sejmowej kuchni. Do tego wszystkiego wyborca wydelegował media – to one mają patrzeć władzy na ręce. Przepraszam za powtarzanie oczywistości, ale najwyraźniej nie są one oczywistościami dla marszałków Sejmu i Senatu.
Notabene imponują mi politycy PiS przynajmniej w jednym, w stałości postaw. Tak jak za poprzednich rządów, tak i teraz otwierają setki frontów, na których nie mogą wygrać, bo też i gra toczy się o nic. Mogą za to wkurzyć kolejne grupy Polaków, co z metodyczną precyzją czynią.
Gratuluję, rachunek przyjdzie za trzy lata.
Przypomnę ekscelencjom marszałkom, że PiS szedł do wyborów także pod hasłami większej jawności życia publicznego. To Prawo i Sprawiedliwość ujmowało się za wyrzucanymi z mediów publicznych dziennikarzami, to politycy tej partii stanęli murem za dziennikarzami „Wprost”, na których spadły represje po ujawnieniu afery podsłuchowej, to wreszcie partia Jarosława Kaczyńskiego obiecywała opozycji pakiet demokratyczny, a dziennikarzom pełną przejrzystość polityki. Dziś, panowie, wypędzacie z Sejmu dziennikarzy.
Oczywiście pognanie z parlamentu pismaków może się spodobać części wyborców – dziennikarze są równie nielubiani co politycy, ale proszę wybaczyć, co to za argument? Skoro lubiani są tylko strażacy, to czy oni powinni rządzić? Ale żarty na bok.
Wyborcom, którym nie podobają się pałętający po Sejmie dziennikarze powiem tylko, że gdyby nie owi dziennikarze nie zobaczyliby filmu Jacka Kurskiego „Nocna zmiana”, bo nigdy by on nie powstał. Nie dowiedzieliby się o tym, którzy posłowie chodzą po Sejmie pijani, a którzy zasypiają na wycieraczkach, bo nikt by ich na tym nie przyłapał. Nigdy nie poznaliby skrywanych przez posłów deali i umów zawieranych w kuluarach, bo na zawsze pozostałyby one tajemnicą polityków. Nigdy wreszcie nie usłyszeliby tłumaczących się z afer polityków, bo tylko w
Sejmie mogli ich dopaść i zmusić do wyjaśnień dziennikarze. Nie byłem dziś na pikiecie dziennikarzy pod Sejmem nie tylko dlatego, że nie do twarzy mi z transparentem Towarzystwa Dziennikarskiego i nie przepadam za towarzystwem co najmniej jednej Hieny Roku i kilkorga kandydatów do tego tytułu. Nie chadzam na manifestacje i już. Ale jutro przyłączę się do protestu dziennikarzy i do mojej porannej rozmowy w RMF nie zaproszę polityka.
A dla państwa mam ostatni argument i jednocześnie ćwiczenia z wyobraźni. Wyobraźcie sobie bowiem, że to wściekli po aferze podsłuchowej politycy Platformy Obywatelskiej zamykają Sejm przed dziennikarzami? Co byście wtedy powiedzieli? Że w parlamencie musi być porządek i dobrze, że marszałek Kopacz go wprowadza? Na pewno?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319542-pol-porcji-mazurka-sejm-nalezy-zamknac-nie-przed-dziennikarzami-a-przed-znaczna-czescia-politykow