Doprawdy nie sposób znaleźć argumenty, za pomocą których można by spróbować bronić nowe przepisy, wprowadzane przez władze parlamentu. Zmniejszenie liczby stałych korespondentów, których każde medium może na Wiejskiej umieścić, uniemożliwienie robienia zdjęć i nagrywania sali posiedzeń z sejmowej galerii, usunięcie dziennikarzy z większości gmachu – to tylko niektóre z nich. A ich oczywisty wspólny mianownik to drastyczna redukcja możliwości efektywnego sprawowania przez IV władzę funkcji kontrolnej wobec polityków.
Kiedy jest się ugrupowaniem, atakowanym bez przerwy za prawdziwe czy domniemane skłonności antydemokratyczne, warto postarać się nie dawać do takich ataków pretekstu (dodajmy: w tym wypadku niestety wiarygodnego pretekstu). Ale marszałkom obu izb takie myślenie jest najwyraźniej obce. Ewidentnie natomiast nie są im obce kompleksy, charakterystyczne w ogóle dla polityków, ale prawicowych w szczególności. Łączą się tu harmonijnie urazy, związane z doświadczeniem bycia przez wiele lat autentycznym obiektem nagonki z innymi, typowymi już nie tylko dla parlamentarzystów z ugrupowań skonfliktowanych z III RP, a wynikającymi z ogólnej niechęci do patrzących posłom i senatorom na ręce dziennikarzy. Teraz obecna parlamentarna większość chce nie tylko zejść dziennikarzom z oczu, ale po prostu się na nich odegrać – takie są psychologiczne przyczyny dokonywanych zmian.
Można oczywiście udawać, że się tego wszystkiego nie widzi. I pleść banialuki, jakoby zmiany właśnie poprawiały warunki pracy mediów (bo będą miały do dyspozycji nowe, rozbudowane centrum prasowe – tyle że wyściubienie nosa z tej złotej klatki będzie trudne). Albo argumentować, że podobne rozwiązania istnieją w innych parlamentach krajów demokratycznych. Co jest częściowo prawdą, tylko że warto dostrzec, iż polską tradycję ukształtowała pod tym względem erupcja wolności roku ’89. I odchodzenie od tej tradycji wygląda naprawdę fatalnie. Tym bardziej, że swobodę pracy dziennikarzy na Wiejskiej sukcesywnie ograniczano od początku lat 90, z kadencji na kadencję. Była to jednak polityka małych kroków – obecna władza chce natomiast dokonać tu wielkiego skoku.
I wreszcie politycy będą mieli spokój i komfort. Nie będą niepokojeni niewygodnymi pytaniami.
Oczywiście nie mam złudzeń – żadne protesty ani krytyki nie wpłyną na zasadnicze zmiany w projektowanych regulacjach. Uzasadnione i nieuzasadnione urazy PiS-owców wobec środków przekazu, chęć odreagowania ich i dokuczenia dziennikarzom są na to zbyt wielkie. Zaś spora część obecnych opozycjonistów może koniunkturalnie udawać solidarność z tymi ostatnimi, lecz tak naprawdę sama doceni zapewniane im przez PiS-owskich marszałków błogą ciszę i sielski spokój w gmachach na Wiejskiej – tym bardziej że przecież mają nadzieję, że kiedyś sami będą rządzić… Nowe regulacje wejdą więc zapewne w życie niezależnie od tego, ilu dziennikarzy je skrytykuje. Ale też trudno milczeć wobec działań tak jawnie absurdalnych i pod każdym względem szkodliwych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319500-sielski-spokoj-na-wiejskiej-politykom-sie-spodoba-ale-to-bardzo-szkodliwe-rozwiazania