Każdy, kto nie ma jedynie słusznych i postępowych poglądów z automatu jest ćwokiem, chamem, kukłą i pół-gnidą.
Aktor Daniel Olbrychski zerwał próby do spektaklu „Kwartet” Heinera Müllera w Teatrze Narodowym, bo nie podobają mu się poglądy partnerującej mu na scenie Anny Chodakowskiej.
Aktorzy znają się od lat, więc demonstracja Olbrychskiego jest tym bardziej znacząca. Także z tego powodu, że pokazuje klasykę świata wartości i zachowań tzw. tolerancjonistów i hurrademokratów. W ich świecie nie ma po prostu miejsca na inne poglądy niż jedynie słuszne. Ale nie ustają w nauczaniu „głupiego” i zapyziałego społeczeństwa, jak to powinno być otwarte na inność, tolerancyjne i wyrozumiałe. Sami oczywiście nie muszą mieć takich cech, bo po co. Wystarczy, że regularnie wygłaszają swoje kazania i pouczenia wobec innych. Daniel Olbrychski jest tu tylko jednym z wielu „przypadków chorobowych”, bo równie otwarte na dyskusje z innymi poglądami są dziesiątki, o ile nie setki, „ałtorytetów” z „właściwej” strony politycznych i kulturowych sporów. A właściwie nie sporów, bo tam nie chodzi o jakąkolwiek wymianę poglądów, tylko przyjęcie tych jedynie słusznych bądź wykluczenie i potępienie. W świecie teatru pokaz otwartości i tolerancji od kilku miesięcy obserwujemy w Teatrze Polskim we Wrocławiu, gdzie głęboko niesłuszny dyrektor Cezary Morawski zastąpił jedynie słusznego Krzysztofa Mieszkowskiego, który powinien być dyrektorem tej placówki dożywotnio, niezależnie od tego, co by w tym czasie robił. Jedynie słusznym należy się to po prostu jak psu kość.
Erupcje otwartości, tolerancji i poszanowania dla innych poglądów regularnie demonstruje profesor specjalizująca się w etyce Magdalena Środa. Niedawno napisała o posłance uczestniczącej w smoleńskiej miesięcznicy, że jest „jakąś kobietą – kukłą”. Co jest dość typowe jeszcze z tego powodu, że Magdalena Środa jest dumna z bycia feministką, za czym ma się kryć szacunek dla kobiet i wyjątkowe ich dowartościowanie, a z drugiej strony bezkompromisowa walka z wszelkimi przejawami wykluczenia, dyskryminacji i pogardy dla kobiet. Oczywiście dla kobiet feministek, bo inne absolutnie na to nie zasługują, więc można je nazywać „kukłami”. W tym samym manifeście otwartości i tolerancji specjalistka od etyki Środa pozwoliła sobie jeszcze wzniośle i w atmosferze tolerancji nazwać „pół-gnidą” byłego premiera, prezesa PiS. W równie szlachetne stany i równie często jak Magdalena Środa (w tym w spektakularne wybuchy gniewu w programach telewizyjnych) popada profesor socjologii Ireneusz Krzemiński, niejako zawodowo zajmujący się stygmatyzowaniem, negatywnymi stereotypami, uprzedzeniami, wykluczeniem i dyskryminacją. Krzemiński zupełnie bezpretensjonalnie i otwarcie mówi, że jakichś poglądów nie można po prostu mieć i koniec. I nie ma nawet sensu o tym dyskutować, choć absolutnie nie chodzi o rasizm, ksenofobię, antysemityzm czy dyfamację.
Nie ma najmniejszego zaskoczenia w tym, że heroldzi gołosłownego tolerancjonizmu, otwartości i hurrademokracji nie znoszą żadnej formy inności w kwestii poglądów, wartości, zasad czy norm. Nie znoszą przede wszystkim z tego powodu, że tkwią w ideowych czy kulturowych bunkrach o wyjątkowo grubych oraz mocno zbrojonych ścianach i stropach. Bunkry pozwalają im na głoszenie z wielkim namaszczeniem i poczuciem wyjątkowej misji swoich z reguły niemiłosiernie trywialnych poglądów, tak naszpikowanych stereotypami, kalkami i sądami z piątej ręki, że właściwie nie nadającymi się do otwartej dyskusji. W takiej dyskusji te banały mają bardzo mizerne szanse obrony, nawet przed średnio bystrymi krytykami. Dlatego trzeba te bezwstydne trywializmy zabunkrować i zrobić z nich rodzaj kanonu czy świętej księgi, bo wtedy stają się niedyskutowalnymi aksjomatami. Ten, kto ich bezdyskusyjnie i bezrefleksyjnie nie przyjmuje jest po prostu ćwokiem, chamem, kukłą czy pół-gnidą. Obrzucanie ludzi inaczej myślących obelgami i epitetami ma uciąć wszelką dyskusję, jest czymś w rodzaju zapory ogniowej. I oczywiście wyklucza to traktowanie inaczej myślących jak pełnowartościowych ludzi. Ale przecież ćwoki, chamy, kukły i pół-gnidy same są sobie winne, bo mogły mieć jedynie słuszne poglądy, a wtedy nie podlegałyby stygmatyzującej ocenie, automatycznie wchodząc do panteonu świętych i nietykalnych. A tym wolno już wszystko, nawet gdy zalewają nas cysternami tego swojego namaszczonego i nadętego ple ple o niczym.
Daniel Olbrychski stanął tylko na wysokości zadania „ałtoryteów” zamieszkujących bunkier wszechsłuszności, bo nie można dopuścić do tego, by Anna Chodakowska bezkarnie miała inne poglądy i wyznawała inne wartości. Przy okazji pokazał też jakim jest gentlemanem, gdyż swój małostkowy afront zademonstrował podczas prób do przedstawienia mającego upamiętniać jubileusz pracy Anny Chodakowskiej w Teatrze Narodowym. Rycerskość à rebour kompletnie nie zaskakuje, gdyż jest czymś oczywistym dla ludzi z parnasu spod znaku żelbetu. Otwartość, tolerancja, rycerskość i inne takie z oczywistych powodów nie przysługują tym, których mieszkańcy „ałtorytetowego” bunkra uważają za ćwoków, chamów, kukły i pół-gnidy. Właściwie nie byłoby sensu pisać o tych sprawach, gdyż są wyjątkowo żenujące. Ale ekspansywność „ałtorytetów” z bunkra, ich tupet i pycha oraz dobre samopoczucie są tak wielkie, że czasem warto się przyjrzeć nawet wyjątkowej żenadzie. Szczególnie, że w wypadku Anny Chodakowskiej chodzi jeszcze o tę specyficzną rycerskość, której mimo żenady nie powinno się jednak przemilczać. A rycerz sam sobie wystawia świadectwo puszczając pawia, zamiast wręczyć kwiaty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319478-altorytet-puscil-pawia-olbrychski-zerwal-proby-bo-nie-akceptuje-pogladow-partnerujacej-mu-chodakowskiej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.