Gdyby Krzysztof Krawczyk napisał jeden ze swoich przebojów po wysłuchaniu tego, co dzisiaj w sejmie miał do powiedzenia Marek Lipski, kurator Marcina P., za żadne skarby nie zaśpiewałby o marynarzu. „Chciałbym być kuratorem” - tak to powinno brzmieć! Bo odpowiedzi pana Lipskiego na pytania posłów to była czysta poezja z naprawdę dużą dozą humoru.
Dlaczego kurator, czyli człowiek, który miał sprawować kuratelę nad wielokrotnie skazywanym aferzystą nie upilnował go, co więcej, dlaczego pozwolił mu na rozwinięcie przestępczego złoto-bursztynowego biznesu? Otóż, przez niedoświadczenie. Lipski z rozczulającą szczerością wyznał, że czuje się tak samo oszukany przez Marcina P. jak 19 tysięcy osób, które straciły przez niego oszczędności. Gdański kurator stracił co prawda tylko złudzenia, ale strata musiała być bolesna, bo mężczyzna mówił, że ta praca była jego powołaniem.
Pan Lipski nie upilnował Marcina P., bo „statystycznie chodził do innych ludzi”, kiedy „pracował w najbardziej patologicznej części Gdańska”. Ku zaskoczeniu pana kuratora, w tej patologii nie było oszustów o takim formacie jak właściciel Amber Gold. Sprawa po prostu go przerosła:
Trafił mi się taki zbieg okoliczności, że Marcin P. zamieszkał na moim terenie
— tłumaczył w dosyć dowcipny sposób Marek Lipski. Odkrył też nieco kuchni pracy kuratora sądowego. Uznał, że Marcin P. to niesłychanie wiarygodny facet, bo nie zażywał narkotyków. Skąd to wie? Nie widział go nigdy po spożyciu narkotyków. Dobre! Z takim nosem, powinien się zatrudnić na jakimś kolumbijskim lotnisku, szefowie karteli sami zamknęliby swoje interesy.
Było też o weryfikacji ustaleń. Nie zgadną Państwo, gdzie można sprawdzać, czy wielokrotnie skazany facet mówi prawdę. O swojej pracy, o swoim statusie materialnym, o swoich zamiarach. Pan Lipski wymyślił, i jest to myśl godna jakiejś większej nagrody, że sprawdzi słowa pana P. u… jego żony i teściowej!
Ani trochę nie zastanowiło pana Lipskiego stwierdzenie, że Marcin P. zajmuje się… „doradzaniem ludziom, jak mają wydawać swoje pieniądze”. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, po prostu nie jestem. Zero czujności, zero wątpliwości, zero weryfikacji. Ale w sumie, co się dziwić skromnemu kuratorowi, skoro - jak stwierdził - Marcin P. był uwodzicielski na tyle, że uwiódł „samych wielkich miasta Gdańska”. Których? No tych, którzy „ciągnęli samolot OLT Ekspres”. Dopytywany, nie mógł sobie przypomnieć jednak żadnych nazwisk. Ani jednego. Powyższa fotografia tylko częściowo przedstawia zdumienie, z jakim panowie wpatrywali się w zdjęcie, które zaprezentował im jeden z posłów. Najlepsze jest to, że Marek Lipski nie rozpoznał na zdjęciu nawet Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska, miasta na rzecz którego nieudolnie, ale za to z pasją pracował… Może dlatego, że Marek Lipski - warto zapamiętać to nazwisko - internet ma tylko w sądzie. W domu nie ma i nie korzysta. Prawdziwy hipster wśród kuratorów.
Do tego hipster z pojemnym sercem. Przekonywał, że „rolą kuratora jest kochać ludzi”, a nie stygmatyzować ich i wsadzać do przepełnionych więzień. O takich ludziach powinno się śpiewać pieśni.
To wszystko byłoby nawet bardzo śmieszne, gdyby nie chodziło o 19 tysięcy Polaków, którzy przez Marcina P. stracili oszczędności swojego życia. Również dlatego, że takie osoby jak gdański pozwoliły mu rozwinąć przestępczy proceder. Nie zapomnijmy o tym, nie dajmy się uwieść Lipskiemu tak, jak on Plichcie.
CZYTAJ TAKŻE KOMENTARZ MARKA PYZY: Po prostu złoty człowiek! Emanujący miłością kurator od Plichty wpisał się w świąteczny nastrój…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/319241-amberfarsa-przed-sejmowa-komisja-sledcza-czyli-dlaczego-chcialbym-byc-kuratorem