Po siedzibie TK biega z kamerą były dziennikarz „Gazety Wyborczej” i uwiecznia dzieła wszystkie Andrzeja Rzeplińskiego.
7 grudnia 2016 r. prezes Andrzej Rzepliński zarządził, aby 8 grudnia odbyło się nadzwyczajne Zgromadzenie Ogólne Sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Kolejne już zgromadzenie, gdyż czas ucieka, a wciąż skutecznie nie wybrano kandydatów na prezesa, choć wcale nie trzeba ich wybierać przed 19 grudnia, czyli przed upływem kadencji Andrzeja Rzeplińskiego. Jakieś osoby wybrano 30 listopada 2016 r., ale następnego dnia po domniemanym wyborze okazało się, że zgromadzenie nie było zgromadzeniem, więc wybrańcy są kandydatami, ale nie zgromadzenia, lecz kilku osób zgromadzonych podczas czegoś, co miało być zgromadzeniem, ale nim nie było. To, że prezes Rzepliński 7 grudnia po raz kolejny złamał ustawę o TK, gdyż ta wymaga, aby zgromadzenie w sprawie wyboru prezesa zostało zaanonsowane co najmniej z siedmiodniowym wyprzedzeniem, nie ma większego znaczenia. Prezes Rzepliński kieruje się bowiem wyłącznie tym, co akurat przyjdzie mu do głowy. 8 grudnia odbyło się kolejne zgromadzenie niebędące zgromadzeniem z powodu braku kworum, ale tym razem żadnych osób udających kandydatów na prezesa nie wybrano.
Zanim się jednak okazało to, co się okazało, czyli że jest klops, prezes Rzepliński ostro kombinował, jak zapewnić sobie kworum, to znaczy obecność 10 sędziów. Tak kombinował, że można się było poczuć jak w sensacyjnej rzeczywistości wykreowanej przez Edmunda Niziurskiego w powieści „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”. Wrażliwych czytelników proszę teraz o małą przerwę i zażycie jakichś środków uspokajających. Sensacyjny pomysł na miarę Wieńczysława Nieszczególnego, Alberta Flasza albo Hippolitta Kwassa z powieści Niziurskiego był taki, żeby ogłosić różne narady i zaprosić na nie sędziów Julię Przyłębską oraz Piotra Pszczółkowskiego. Gdyby się tylko pojawili w budynku trybunału, a nawet nie weszli do pokoju narad, można było tę ich obecność zakwalifikować jako stworzenie kworum, choćby zainteresowani nie mieli o tym pojęcia. Gdyby któreś z dwojga wabionych sędziów wpadło 8 grudnia do siedziby trybunału, natychmiast zostaliby uznani za część zgromadzenia i mogłoby ono podjąć stosowną uchwałę. Niestety sędziowie się nie pojawili i plan w stylu Wieńczysława Nieszczególnego spalił na panewce.
7 grudnia 2016 r. prezesowi Rzeplińskiemu przyszło do głowy, że może zwołać zgromadzenie już następnego dnia, gdyż uznał, że będzie to kontynuacja zgromadzenia z 30 listopada, które nie było wprawdzie zgromadzeniem, ale się odbyło. Prezes pominął taki drobiazg, że zgromadzenie z 30 listopada zamknął, o czym świadczy protokół z tego czegoś, gdzie w przedostatnim akapicie czytamy „Prezes Trybunału Konstytucyjnego zamknął obrady Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego w sprawie wyboru i przedstawienia kandydatów na stanowisko Prezesa Trybunału Konstytucyjnego”. Ale kto by się tam czepiał takich drobiazgów, skoro najwidoczniej prezes Rzepliński zamknął, ale nie domknął i można było wcisnąć stopę w pozostawioną szczelinę. Jeszcze zabawniejsze jest to, że prezes Rzepliński uzasadnił włożenie nogi w szczelinę między zamknięciem a niedomknięciem koniecznością działania na polecenie prezydenta. Andrzej Duda oświadczył bowiem, że oczekuje zgodnej z prawem uchwały Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK w sprawie wyboru kandydatów na prezesa TK. Andrzej Rzepliński przyjął do wiadomości tylko to, że prezydent oczekuje. Uznał więc, że wciśnie mu uchwałę z 30 listopada 2013 r., która zresztą nie jest zgodna z prawem, gdyż nie jest uchwałą Zgromadzenia Ogólnego, co zresztą 1 grudnia przyznał sam prezes TK, ale ten dokument przynajmniej istnieje. Dlaczego Andrzej Duda miałby taki papier odebrać i uznać za zgodną z prawem uchwałę, tego prezes Rzepliński nie wyjaśnił, ale to nie ma większego znaczenia.
Wróćmy jeszcze do 30 listopada 2016 r., kiedy to podobno wybrano jakichś kandydatów na prezesa. Następnego dnia, czyli 1 grudnia prezes Rzepliński gościł w zakładowym radiowęźle Agory i tam powiedział: „Wszystkie czynności, które wymaga ustawa z 22 lipca 2016 r. zostały wykonane”. W ten sposób usiłował uzasadnić obejście ustawy z 22 lipca 2016 r. o Trybunale Konstytucyjnym, która przewiduje, że owe „wszystkie czynności” powinno podjąć Zgromadzenie Ogólne Sędziów Trybunału Konstytucyjnego. A zgromadzenie jest organem TK i podejmuje decyzje w formie uchwał. Dla ważności swoich decyzji musi obradować w składzie minimum 10 sędziów. Niby proste, ale niekoniecznie. Prezes Rzepliński dodał bowiem: „Jesteśmy świadomi, że to nie była uchwała zgromadzenia, bo nie mogła być podjęta uchwała zgromadzenia”. Potwierdza to komunikat Biura Trybunału Konstytucyjnego z 1 grudnia 2016 r., gdzie czytamy, że skoro działanie zgromadzenia było niemożliwe, to sędziowie uznali się jednak za zobowiązanych do wykonania konstytucyjnego obowiązku przedłożenia prezydentowi kandydatów na prezesa TK i przyjęli uchwałę „sędziów zebranych na Zgromadzeniu Ogólnym”. Ale ono nie było Zgromadzeniem Ogólnym, bo nie było kworum, a bez kworum jakiemukolwiek zebraniu nie przysługuje nazwa i funkcja Zgromadzenia Ogólnego. Takie drobiazgi nie zajmują jednak prezesa Andrzeja Rzeplińskiego. A największym drobiazgiem jest konstytucja, której ponoć prezes Rzepliński strzeże. Art. 194 ust. 2 konstytucji mówi, że prezydent powołuje prezesa TK spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne, a nie przez sędziów zebranych na zgromadzeniu. Chodzi więc o akt (uchwałę) organu TK, a nie efekt spędzenia czasu przy kawie i herbacie (czy co tam kto pije) przez grupę sędziów. A dla wydania tej uchwały przewidziane są warunki brzegowe w ustawie o TK: kworum 10 sędziów (art. 16 ust. 7), zwołanie zgromadzenia z siedmiodniowym wyprzedzeniem bez możliwości skrócenia (art. 15 ust. 3 i ust. 4) i zwołanie go w terminie 30-15 dni przed upływem kadencji odchodzącego prezesa (art. 16 ust. 3). Z kolei art. 15 ust. 1 pkt 2 mówi, że wybór prezesa należy do kompetencji Zgromadzenia Ogólnego, czyli znów organu TK, a nie grupy sędziów udających zgromadzenie, którego nie ma ze względów formalnych. Czyli uznanie się przez sędziów za rzekomo zobowiązanych to po prostu żart. Poza tym prezes trybunału ma ustawowy obowiązek przekazania prezydentowi uchwały z nazwiskami wyłonionych kandydatów niezwłocznie. Ale musi to być uchwała Zgromadzenia Ogólnego, a nie papier podpisany przez sędziów zebranych na czymś tam. Co ciekawe, prezes Rzepliński nie wysłał do prezydenta uchwały, a jedynie protokół z obrad. Wreszcie, całej procedurze wybierania, które nie było wybieraniem przewodniczył sędzia Stanisław Rymar, czyli najstarszy wiekiem sędzia TK, któremu w tym celu sędzia Rzepliński specjalnie przekazał przewodnictwo. Ustawa o TK pozwala na to w jednym wypadku – kiedy odbywa się Zgromadzenie Ogólne w sprawie wyboru kandydatów na prezesa (art. 16 ust. 4). Jeśli to nie było zgromadzenie w tej sprawie, sędzia Rymar nie powinien przewodniczyć, ani podpisywać protokołu, bo zwyczajnie nie miał do tego prawa. Po wysłaniu protokołu, który nie był uchwałą, prezes Andrzej Rzepliński zaczął ponaglać prezydenta Andrzeja Dudę, aby ten zajął stanowisko. Z Kancelarii Prezydenta RP otrzymał jednak odpowiedź, że Andrzej Duda czeka na podjętą zgodnie z prawem uchwałę Zgromadzenia Ogólnego. I na razie na tym stanęło.
Kilka dni temu prezes TK Andrzej Rzepliński zorientował się, że czas ucieka, a trzeba jakoś udokumentować jego wiekopomne dzieła w trybunale. Musiał to sam zorganizować, bo jakoś nikt z zewnątrz o tym nie pomyślał. Jak mi donieśli moi szpiedzy w TK (mam ich tam wielu, więc oczywiście poinformowali mnie też o wizycie w siedzibie TK mecenasa Romana Nowosielskiego, którego kancelaria reprezentowała prezesa Rzeplińskiego przed sądem powszechnym w powództwie przeciwko prezydentowi Andrzejowi Dudzie oraz sędziom Henrykowi Ciochowi, Lechowi Morawskiemu i Mariuszowi Muszyńskiemu), prezes wynajął człowieka z kamerą, który biega po trybunale i uwiecznia ślady wielkich dzieł Andrzeja Rzeplińskiego. I podobno tylko przypadkiem jest to były dziennikarz „Gazety Wyborczej”. Po prostu akurat on potrafi obsługiwać kamerę. Nie wiadomo zresztą do końca, co robi człowiek z kamerą w siedzibie trybunału. Może realizuje jakiś kolejny sensacyjny plan odchodzącego prezesa na miarę Wieńczysława Nieszczególnego. Ale o tym dowiemy się pewnie dopiero po zakończeniu kadencji Andrzeja Rzeplińskiego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/318653-ujawniamy-andrzej-rzeplinski-realizuje-w-siedzibie-tk-sensacyjne-plany-na-miare-wienczyslawa-nieszczegolnego