Przesłuchiwany dzisiaj przez komisję śledczą ds. Amber Gold, Andrzej Seremet, już na wstępie swoich zeznań stwierdził, że „żadnych sensacji” komisja od niego nie usłyszy. Nie mylił się. Przez pierwszą godzinę swoich zeznań, najważniejszy prokurator z czasów rządu Donalda Tuska, udowadniał komisji, że w zasadzie nie miał on większego wpływu na działania śledczych w sprawie Amber Gold.
Były Prokurator Generalny zeznał, że rzekoma niezależność prokuratorska nie pozwalała mu na ostrzejsze działania wobec śledczych, którzy w sposób wyjątkowo nieudolny prowadzili postępowania w sprawie Marcina P. oraz jego piramidy finansowej Amber Gold
To ja miałem odpowiedzieć za błędy, a nie miałem narzędzi i była to sytuacją niekomfortowa. Decyzja prokuratora podjęta w toku postępowania przygotowawczego i śledztwa mogła być zmieniona jedynie przez jego bezpośrednio przełożonego. Prokurator Generalny nie miał na to wpływu. Taka sytuacja nie była do końca trafna.
– tłumaczył Andrzej Seremet, sugerując, że sam nie miał wpływu na decyzje śledczych.
Zdaniem Seremeta był on przeciwny takim rozwiązaniom i wielokrotnie próbował je zmienić.
W licznych wystąpieniach i monitach, sugerowałem, że ustawa dająca niezależność prokuratury od struktur rządowych jest nietrafna, a reforma niedokończona.
– mówił Seremet.
Winę za ten stan, były Prokurator Generalny, zrzucił oczywiście na polityków, chociaż zapomniał, że był jednym z najbliższych współpracowników Donalda Tuska, którego koalicja miała większość w Sejmie oraz prezydenta pochodzącego z tego obozu.
Chodziłem do wszystkich klubów sejmowych, by zmienić te zapisy, ale wysłuchał mnie jedynie Janusz Palikot.
– narzekał Seremet, tłumacząc swoją rzekomą bezsilność wobec śledczych i systemu, który nadawał prokuratorom całkowitą niezależność i wykluczał ręczny system kontroli śledczych.
Seremt zasugerował też, że zmiany, nadające szeregowym prokuratorom nadmierną swobodę działania, to wynik rządów PiS z lat 2005 - 2007.
Prokuratorzy mieli dosyć dyrektywnego sterowania z lat poprzednich (…). To było dla nich nie do zniesienia (…). Prokuratorzy nadrzędni wydawali polecenia, często przez telefon i nie brali za to żadnej odpowiedzialności.
– zeznał Andrzej Seremet.
Argumenty byłego Prokuratora Generalnego szybko zbiła szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann, która zarzuciła Seremetowi, że za jego czasów nie było praktycznie żadnej kontroli nad śledczymi, którzy sprawę Amber Gold zamiatali pod dywan.
To była karykatura. Formalnie nie było nadzoru. Żaden prokurator referent nie podjąłby decyzji bez konsultacji z szefem.
– powiedziała posłanka.
Wassermann odniosła się także do systemu wymiaru sprawiedliwości, który pozwolił na nieprawdopodobne uchybienia w postępowaniach w sprawie Amber Gold.
Ówczesna władza nie przyznawała kompetencji prokuraturze, bo prokuratura była wygodnym chłopcem do bicia. (…) Wielka ilość błędów i zaniechań jakich dopuścił się referent (mowa o prokurator Kijanko, która na pierwszym etapie postępowania zrobiła wszystko, by Marcin P. czuł się bezkarnie - red.). (…) Nadzór miał być, a tak naprawdę go nie było
– wytykała Seremetowi i wspominała o marazmie jaki panował w prokuraturach za czasów Seremeta.
Prokuratorzy wychodzili z założenia, że lepiej nic nie robić. To był ten nurt, który słyszało się na korytarzach w prokuraturach.
– powiedziała Małgorzata Wassermann.
Czytaj na kolejnej stronie…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przesłuchiwany dzisiaj przez komisję śledczą ds. Amber Gold, Andrzej Seremet, już na wstępie swoich zeznań stwierdził, że „żadnych sensacji” komisja od niego nie usłyszy. Nie mylił się. Przez pierwszą godzinę swoich zeznań, najważniejszy prokurator z czasów rządu Donalda Tuska, udowadniał komisji, że w zasadzie nie miał on większego wpływu na działania śledczych w sprawie Amber Gold.
Były Prokurator Generalny zeznał, że rzekoma niezależność prokuratorska nie pozwalała mu na ostrzejsze działania wobec śledczych, którzy w sposób wyjątkowo nieudolny prowadzili postępowania w sprawie Marcina P. oraz jego piramidy finansowej Amber Gold
To ja miałem odpowiedzieć za błędy, a nie miałem narzędzi i była to sytuacją niekomfortowa. Decyzja prokuratora podjęta w toku postępowania przygotowawczego i śledztwa mogła być zmieniona jedynie przez jego bezpośrednio przełożonego. Prokurator Generalny nie miał na to wpływu. Taka sytuacja nie była do końca trafna.
– tłumaczył Andrzej Seremet, sugerując, że sam nie miał wpływu na decyzje śledczych.
Zdaniem Seremeta był on przeciwny takim rozwiązaniom i wielokrotnie próbował je zmienić.
W licznych wystąpieniach i monitach, sugerowałem, że ustawa dająca niezależność prokuratury od struktur rządowych jest nietrafna, a reforma niedokończona.
– mówił Seremet.
Winę za ten stan, były Prokurator Generalny, zrzucił oczywiście na polityków, chociaż zapomniał, że był jednym z najbliższych współpracowników Donalda Tuska, którego koalicja miała większość w Sejmie oraz prezydenta pochodzącego z tego obozu.
Chodziłem do wszystkich klubów sejmowych, by zmienić te zapisy, ale wysłuchał mnie jedynie Janusz Palikot.
– narzekał Seremet, tłumacząc swoją rzekomą bezsilność wobec śledczych i systemu, który nadawał prokuratorom całkowitą niezależność i wykluczał ręczny system kontroli śledczych.
Seremt zasugerował też, że zmiany, nadające szeregowym prokuratorom nadmierną swobodę działania, to wynik rządów PiS z lat 2005 - 2007.
Prokuratorzy mieli dosyć dyrektywnego sterowania z lat poprzednich (…). To było dla nich nie do zniesienia (…). Prokuratorzy nadrzędni wydawali polecenia, często przez telefon i nie brali za to żadnej odpowiedzialności.
– zeznał Andrzej Seremet.
Argumenty byłego Prokuratora Generalnego szybko zbiła szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann, która zarzuciła Seremetowi, że za jego czasów nie było praktycznie żadnej kontroli nad śledczymi, którzy sprawę Amber Gold zamiatali pod dywan.
To była karykatura. Formalnie nie było nadzoru. Żaden prokurator referent nie podjąłby decyzji bez konsultacji z szefem.
– powiedziała posłanka.
Wassermann odniosła się także do systemu wymiaru sprawiedliwości, który pozwolił na nieprawdopodobne uchybienia w postępowaniach w sprawie Amber Gold.
Ówczesna władza nie przyznawała kompetencji prokuraturze, bo prokuratura była wygodnym chłopcem do bicia. (…) Wielka ilość błędów i zaniechań jakich dopuścił się referent (mowa o prokurator Kijanko, która na pierwszym etapie postępowania zrobiła wszystko, by Marcin P. czuł się bezkarnie - red.). (…) Nadzór miał być, a tak naprawdę go nie było
– wytykała Seremetowi i wspominała o marazmie jaki panował w prokuraturach za czasów Seremeta.
Prokuratorzy wychodzili z założenia, że lepiej nic nie robić. To był ten nurt, który słyszało się na korytarzach w prokuraturach.
– powiedziała Małgorzata Wassermann.
Czytaj na kolejnej stronie…
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/318545-to-bylo-do-przewidzenia-seremet-wybiela-sie-przed-komisja-ds-amber-gold-nie-mialem-narzedzi-kontrolnych-i-bylem-atakowany