Władysław Frasyniuk - polityk, którego zawsze było warto słuchać, bo tak z racji temperamentu jak i innych swoich cech osobowościowych zdarza mu się mówić głośno, ba! – wykrzykiwać tezy, których inne osoby z jego kręgów wolą nie uzewnętrzniać, znowu powiedział rzecz, wartą w tej poetyce odnotowania.
Wypowiadając się otóż w „Tygodniku Powszechnym” do skądinąd bardzo ciekawego tekstu Jacka Gądka o kryzysie formuły KOD-u, niegdysiejszy lider solidarnościowego podziemia widoczną na marszach tej organizacji dominację osób z pokolenia starszego oraz starszej części pokolenia w średnim wieku tłumaczy następująco: „zaktywizowali się ludzie, którzy wiedzą, jaką cenę płaci się za konflikt w państwie, bo pamiętają rok ‘80, ‘81 i ‘89, i chcą uniknąć podobnych wstrząsów”.
Brzmi to podobnie do oficjalnej narracji KOD-u i „Wyborczej”, a przecież inaczej. Bo zgodnie z tą narracją, przypomnijmy, rdzeniem ruchu sprzeciwu wobec nadciągającej dyktatury stało się pokolenie pamiętające lata 80., gdyż już raz, kiedyś, wywalczyło ono wolność, i uwrażliwione na zagrożenia dla uzyskanej wtedy własnym wysiłkiem demokracji teraz chce jej bronić. A tutaj Frasyniuk (a zatem, powtórzmy raz jeszcze – można w ciemno założyć, że również osoby, z którymi zadaje się na co dzień i które są dla niego autorytetami; nie wiem jak teraz, ale w przeszłości były to zawsze postacie z kręgu kierownictwa „Gazety Wyborczej” oraz niegdysiejszej Unii Demokratycznej) też zwraca uwagę na pokoleniowe doświadczenie szpakowatego i siwego gros KOD-u, tylko że w jego ujęciu bynajmniej nie chodzi tu o solidarnościowy background, tylko niejako przeciwnie.
Lata 80. są w tym ujęciu nie okresem heroicznej i zakończonej zwycięstwem walki o niepodległość, tylko złowrogiego konfliktu w państwie. Każdy, kto pamięta czasy Jaruzelskiego, nie będzie miał trudności ze zidentyfikowaniem tej narracji. To nie tylko nie jest etos solidarnościowy. To jest po prostu ówczesna propaganda rządowa z lekko oszlifowanymi kantami.
Jeśli więc Frasyniuk, tłumacząc pokoleniową tożsamość KOD, odwołuje się do tej wizji lat 80., to jedno z trojga. Albo już sam ją przyjął, czyli zrewidował własny życiorys w stopniu, którego trudno było się spodziewać, przejawiając nadgorliwość nawet w stosunku do analogicznych operacji, przeprowadzonych na własnych biografiach przez mistrzów z „GW”. Albo też sam nie podziela tej wizji, ale uważa, iż tak właśnie o latach 80. z przyległościami sądzi większość KOD-owców z dominującego w tym ruchu pokolenia. Co, podkreślmy raz jeszcze, byłoby sprzeczne z tym, jak oni sami o sobie lubią mówić i – chyba – myśleć.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Władysław Frasyniuk - polityk, którego zawsze było warto słuchać, bo tak z racji temperamentu jak i innych swoich cech osobowościowych zdarza mu się mówić głośno, ba! – wykrzykiwać tezy, których inne osoby z jego kręgów wolą nie uzewnętrzniać, znowu powiedział rzecz, wartą w tej poetyce odnotowania.
Wypowiadając się otóż w „Tygodniku Powszechnym” do skądinąd bardzo ciekawego tekstu Jacka Gądka o kryzysie formuły KOD-u, niegdysiejszy lider solidarnościowego podziemia widoczną na marszach tej organizacji dominację osób z pokolenia starszego oraz starszej części pokolenia w średnim wieku tłumaczy następująco: „zaktywizowali się ludzie, którzy wiedzą, jaką cenę płaci się za konflikt w państwie, bo pamiętają rok ‘80, ‘81 i ‘89, i chcą uniknąć podobnych wstrząsów”.
Brzmi to podobnie do oficjalnej narracji KOD-u i „Wyborczej”, a przecież inaczej. Bo zgodnie z tą narracją, przypomnijmy, rdzeniem ruchu sprzeciwu wobec nadciągającej dyktatury stało się pokolenie pamiętające lata 80., gdyż już raz, kiedyś, wywalczyło ono wolność, i uwrażliwione na zagrożenia dla uzyskanej wtedy własnym wysiłkiem demokracji teraz chce jej bronić. A tutaj Frasyniuk (a zatem, powtórzmy raz jeszcze – można w ciemno założyć, że również osoby, z którymi zadaje się na co dzień i które są dla niego autorytetami; nie wiem jak teraz, ale w przeszłości były to zawsze postacie z kręgu kierownictwa „Gazety Wyborczej” oraz niegdysiejszej Unii Demokratycznej) też zwraca uwagę na pokoleniowe doświadczenie szpakowatego i siwego gros KOD-u, tylko że w jego ujęciu bynajmniej nie chodzi tu o solidarnościowy background, tylko niejako przeciwnie.
Lata 80. są w tym ujęciu nie okresem heroicznej i zakończonej zwycięstwem walki o niepodległość, tylko złowrogiego konfliktu w państwie. Każdy, kto pamięta czasy Jaruzelskiego, nie będzie miał trudności ze zidentyfikowaniem tej narracji. To nie tylko nie jest etos solidarnościowy. To jest po prostu ówczesna propaganda rządowa z lekko oszlifowanymi kantami.
Jeśli więc Frasyniuk, tłumacząc pokoleniową tożsamość KOD, odwołuje się do tej wizji lat 80., to jedno z trojga. Albo już sam ją przyjął, czyli zrewidował własny życiorys w stopniu, którego trudno było się spodziewać, przejawiając nadgorliwość nawet w stosunku do analogicznych operacji, przeprowadzonych na własnych biografiach przez mistrzów z „GW”. Albo też sam nie podziela tej wizji, ale uważa, iż tak właśnie o latach 80. z przyległościami sądzi większość KOD-owców z dominującego w tym ruchu pokolenia. Co, podkreślmy raz jeszcze, byłoby sprzeczne z tym, jak oni sami o sobie lubią mówić i – chyba – myśleć.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/318198-warto-sluchac-frasyniuka-czyli-komu-z-czym-kojarzy-sie-sierpien-i-przelom-89