Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz nie chciał być kojarzony z Amber Gold i wytoczył mi proces. A ja nie chciałam go przeprosić, bo wiedziałam, że piszę prawdę. Ta historia ma morał, który pokazuje, że dziennikarz musi walczyć do końca.
„Wszystko w tym mieście jest poukładane. W coraz bardziej podły sposób i aż do drugiego pokolenia – mówi jeden z byłych funkcjonariuszy gdańskiego CBA ”
-— tak zaczynał się mój tekst „Miasto z bursztynu ”. Opowiadał o specyfice Gdańska, powiązaniach elit polityczno-biznesowych, które zaczęły się tworzyć w latach dziewięćdziesiątych, by ostatecznie okrzepnąć, gdy miasto stało się matecznikiem Platformy. Dawni opozycjoniści robili interesy z esbekami, kościelni dygnitarze współpracowali z byłymi komunistycznymi aparatczykami, establishment ocierał się o świat przestępczy. W tym uporządkowanym pejzażu, w którym nic nie dzieje się przypadkiem i każdy wie co może zrobić a czego nie, komu podstawić nogę, a kto jest nietykalny, wypłynął nagle szef Amber Gold Marcin P. Jego możliwości wydawały się praktycznie nieograniczone, nikt nie zadawał pytań o szczegóły działalności biznesowej. Oczywiście do czasu, gdy Amber Gold upadł i wybuchł skandal.
Artykuł przynosi szkody wizerunkowe miastu. Rozpowszechnia plotki, jakoby prezydent Gdańska w jakikolwiek sposób współpracował z Amber Gold
-— mówił Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta, tłumacząc mediom , dlaczego Paweł Adamowicz zdecydował się pozwać mnie za „Miasto z bursztynu ”,
Artykuł, który zirytował prezydenta Adamowicza, został opublikowany dawno, w 2012 roku, pozew dostałam pół roku później. Miałam nieodparte wrażenie, że chodzi o to, by mój przykład skutecznie zniechęcił wszystkich innych dziennikarzy do zajmowania się prezydentem Pawłem Adamowiczem. Który, jak wiadomo, miał już wówczas kłopoty prawne i wizerunkowe i nie wiązały się one wcale z Amber Gold .
W każdym razie prezydent Adamowicz zaangażował najlepszą i najdroższą kancelarię prawną z Gdańska i wytoczył mi proces . To całkiem wygodna sytuacja — oczywiście nie dla dziennikarza — gdy samorządowiec procesuje się na koszt podatnika. Paweł Adamowicz, jak też powszechnie wiadomo, jest co prawda zdecydowanie osobą zamożną , ale być może majątek zdobył dzięki oszczędzaniu, nie zamierza więc go lekkomyślnie trwonić .
Kiedy prezydent zaproponował wycofanie roszczeń finansowych w zamian za przeprosiny, powiedziałam, że się nie ugnę.
Chciałabym, żeby dokładnie zrozumieli państwo sytuację — gdybym popełniła błąd, napisała nieprawdę, przeprosiłabym bez wahania. Tak jak każdy nie chcę tkwić na sali sądowej lub przygotowywać się do procesu.
Ale są pewne zasady i albo uprawia się prawdziwe dziennikarstwo, albo można spakować zabawki i iść do domu.
Oszczędzę czytelnikom szczegółów procesu w I instancji , bo pisałam już o tym na tym portalu rok temu. Powiem tylko, że były dość zaskakujące — prezydenta zabolało szczególnie zdanie, że załatwił w Amber Gold dotację dla filmu Wajdy o Wałęsie .
Otrzymałam wówczas dużo wyrazów wsparcia, za co chcę serdecznie podziękować . Nawet nie zdają sobie państwo sprawy, jak ważne jest takie wsparcie dla każdego dziennikarza.
Dzisiaj Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że podałam prawdziwe informacje i dochowałam rzetelności dziennikarskiej. Nie muszę przepraszać, a prezydent Adamowicz ma pokryć koszty sądowe procesu.
Tak, wiem , że każdy kto wygra proces, mówi, że przywraca mu to wiarę w wymiar sprawiedliwości.
Nie będę oryginalna, też się tak poczułam. Nie chodzi mi tylko o siebie — coraz częściej dziennikarzy usiłuje się spacyfikować , wytaczając im procesy i jak dalej tak pójdzie, to trudno będzie w ogóle uprawiać ten zawód.
-
„wSIECI” MA 4 LATA! TERAZ W NOWEJ ODSŁONIE! Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/317419-wygralam-w-sporze-z-pawlem-adamowiczem-sad-apelacyjny-w-warszawie-uznal-ze-podalam-prawdziwe-informacje-i-dochowalam-rzetelnosci-dziennikarskiej