Akcyjność niekoniecznie musi być zła. Bywa, że pod wpływem impulsu są podejmowane decyzje potrzebne, z którymi wcześniej zwlekano lub których się obawiano. Niestety, tak bywa rzadziej. Częściej bywa tak, że akcyjność sprzyja podejmowaniu przez rządzących decyzji słabych, nieprzemyślanych, a już szczególnie problematycznych, jeśli dotyczą dziedzin wymagających szczególnego namysłu, rozeznania i specjalistycznej wiedzy. Taka akcyjność dotyczy pomysłu powołania Narodowego Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego.
Kilka tygodni temu zaczęło się coś, co z pełną świadomością nazwę nagonką na organizacje pozarządowe. Głównie fundacje, ale w tej samej kategorii należy umieścić rzadziej wymieniane stowarzyszenia. Dlaczego piszę o nagonce, choć używam tego zdewaluowanego słowa bardzo, ale to bardzo rzadko? Otóż przyglądając się argumentacji, przytaczanym przypadkom i pojawiającym się żądaniom, nie mam wątpliwości, że inicjatorzy tej dyskusji oraz ci, którzy ją pociągnęli i nadali jej medialny rozpęd, nie mieli na celu opracowania nowych metod współdziałania państwa z NGO-sami, zwiększenia przejrzystości ani nawet wzmocnienia – co by się chwaliło – nadzoru nad publicznymi pieniędzmi. Ich jedynym celem było narobienie problemów paru fundacjom obsadzonym przez nielubiane przez nich osoby. Trudno nawet powiedzieć, że osoby z przeciwnej strony politycznej barykady, bo albo w ogóle nie wypowiadające się na temat bieżącej polityki, albo wyznające poglądy ogólnie konserwatywne. Tyle że nie sytuujące się w awangardzie rewolucji.
Co przekonuje mnie, że taka była i nadal jest intencja, również wśród licznej publiczności, która do nagonki się przyłączyła? Po pierwsze, fakt, że w żadnym przypadku nie wykazano nie tylko złamania prawa, ale też nie dowiedziono, że na poziomie efektywności działania tej czy innej fundacji coś było nie tak. Pod największym ostrzałem są fundacje prowadzące szkolenia za publiczne pieniądze. W wielu przypadkach takie szkolenia są kontraktowane po wygraniu konkursu. Czy wykazano, że jakieś konkursy były ustawiane? Bynajmniej. Czy pokazano, że szkolenia były nieefektywne, niepotrzebne, że uczestnicy uznali je za stratę czasu, nic z nich nie wynieśli albo już po ich odbyciu wykazali się niewiedzą w dziedzinie, z której byli szkoleni? Nie. A to jest przecież do zrobienia, tyle że wymaga nieco więcej pracy nic niż zestawienie ogólnodostępnych raportów, pokazujących że ta i ta fundacja dostała publiczne pieniądze na taki i taki cel. Owszem, dostała. I co z tego? Proszę pokazać, że celu nie zrealizowała lub zrealizowała go źle – wówczas jest o czym rozmawiać. Ciężar tego dowodu spoczywa na stawiających oskarżenie.
cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Akcyjność niekoniecznie musi być zła. Bywa, że pod wpływem impulsu są podejmowane decyzje potrzebne, z którymi wcześniej zwlekano lub których się obawiano. Niestety, tak bywa rzadziej. Częściej bywa tak, że akcyjność sprzyja podejmowaniu przez rządzących decyzji słabych, nieprzemyślanych, a już szczególnie problematycznych, jeśli dotyczą dziedzin wymagających szczególnego namysłu, rozeznania i specjalistycznej wiedzy. Taka akcyjność dotyczy pomysłu powołania Narodowego Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego.
Kilka tygodni temu zaczęło się coś, co z pełną świadomością nazwę nagonką na organizacje pozarządowe. Głównie fundacje, ale w tej samej kategorii należy umieścić rzadziej wymieniane stowarzyszenia. Dlaczego piszę o nagonce, choć używam tego zdewaluowanego słowa bardzo, ale to bardzo rzadko? Otóż przyglądając się argumentacji, przytaczanym przypadkom i pojawiającym się żądaniom, nie mam wątpliwości, że inicjatorzy tej dyskusji oraz ci, którzy ją pociągnęli i nadali jej medialny rozpęd, nie mieli na celu opracowania nowych metod współdziałania państwa z NGO-sami, zwiększenia przejrzystości ani nawet wzmocnienia – co by się chwaliło – nadzoru nad publicznymi pieniędzmi. Ich jedynym celem było narobienie problemów paru fundacjom obsadzonym przez nielubiane przez nich osoby. Trudno nawet powiedzieć, że osoby z przeciwnej strony politycznej barykady, bo albo w ogóle nie wypowiadające się na temat bieżącej polityki, albo wyznające poglądy ogólnie konserwatywne. Tyle że nie sytuujące się w awangardzie rewolucji.
Co przekonuje mnie, że taka była i nadal jest intencja, również wśród licznej publiczności, która do nagonki się przyłączyła? Po pierwsze, fakt, że w żadnym przypadku nie wykazano nie tylko złamania prawa, ale też nie dowiedziono, że na poziomie efektywności działania tej czy innej fundacji coś było nie tak. Pod największym ostrzałem są fundacje prowadzące szkolenia za publiczne pieniądze. W wielu przypadkach takie szkolenia są kontraktowane po wygraniu konkursu. Czy wykazano, że jakieś konkursy były ustawiane? Bynajmniej. Czy pokazano, że szkolenia były nieefektywne, niepotrzebne, że uczestnicy uznali je za stratę czasu, nic z nich nie wynieśli albo już po ich odbyciu wykazali się niewiedzą w dziedzinie, z której byli szkoleni? Nie. A to jest przecież do zrobienia, tyle że wymaga nieco więcej pracy nic niż zestawienie ogólnodostępnych raportów, pokazujących że ta i ta fundacja dostała publiczne pieniądze na taki i taki cel. Owszem, dostała. I co z tego? Proszę pokazać, że celu nie zrealizowała lub zrealizowała go źle – wówczas jest o czym rozmawiać. Ciężar tego dowodu spoczywa na stawiających oskarżenie.
cd na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/316654-narodowe-centrum-spoleczenstwa-obywatelskiego-czyli-efekt-nagonki-mimo-wszystko-pomysl-da-sie-przyjac-w-dobrej-wierze