Myślę, że kierunek jest jeden: pięć rodzajów wojsk z obroną terytorialną, która powstanie i kolegium sztabów połączonych, czyli to ramię jakim jest sztab główny czy generalny. I w zasadzie to w praktyce wystarczy
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko,były dowódca jednostki specjalnej GROM.
wPolityce.pl: 57 oficerów odebrało w Warszawie nominacje na wysokie stanowiska służbowe. Zmiany personalne w armii są ważnym elementem zapowiedzianej reformy w wojsku?
Gen. Roman Polko: Jest to kadrowa decyzja ministra. To on dobiera ludzi, którzy przede wszystkim nie będą kontestować jego decyzji i zapewnią mu możliwość realizacji tych przedsięwzięć. Ten ruch kadrowy to tak naprawdę pierwszy krok. Ocenić czy te zmiany kadrowe były dobre będziemy mogli jednak po pierwszej kadencji ich działalności, bo przed tymi ludźmi stoi naprawdę mnóstwo wyzwań.
Jakich?
Pierwszym najważniejszym wyzwaniem jest reforma systemu dowodzenia, który się sypie. To kluczowa sprawa, bo zostało to dosyć mocno zakotwiczone przez ministra Siemoniaka ustawą. To trzeba zmienić. Ten system musi być uproszczony, po drugie musi być czytelna odpowiedzialność - kto za co odpowiada, adekwatna do ilości żołnierzy. Po co trzymać takie skomplikowane struktury dowodzenia wieloczłonowo rozbudowane, skoro dysponujemy armią 100-tysięczną, a w perspektywie wraz z obroną terytorialną będziemy mieć 150 tys. żołnierzy.
To optymalna dla nas liczba?
To jest liczba, którą bardzo często wymieniał śp. prezydent Lech Kaczyński, nawet wtedy, kiedy w Kielcach ogłaszał decyzję o uzawodowieniu armii i jej profesjonalizacji. Mówił wówczas, że armia ma być zawodowa. Komponent zawodowy miałby liczyć ok. 100 tys, zaś obrona terytorialna ok. 50 tys żołnierzy. Ważne, żeby to nie było myślenie „w kategorii tych butów, które mają zadeptać przeciwnika”, tylko żeby to była armia nowoczesna, dobrze wyposażona i odpowiadająca na te wyzwania, które przynosi obecna epoka. Wiąże się to z utechnicznieniem i robotyzacją pola walki. Krótko mówiąc, żeby to nie były wojska „łopata, ziemia, powietrze” jak kiedyś mówiono o obronie terytorialnej, gdyż kopali tylko rowy i w zasadzie tylko do tego sprowadzała się ich działalność. Tylko 150 tys. dobrze wyposażonej armii, dobrze wyszkolonej i przede wszystkim takiej, która nie jest armią feudalną, jak to było w minionej epoce, gdzie służba wojskowa była obowiązkowa.
Zapowiedziane przez ministra Macierewicza trzy brygady obrony terytorialnej na wschodniej granicy to dobry ruch?
Z pewnością jest to właściwy kierunek, czyli umocnienie tych rejonów, które zostały w jakiś sposób porzucone. To niesamowite, że tyle lat po zmianie systemu w Polsce wciąż nasza armia jest ugrupowana w ten sposób, jakby miała walczyć z Zachodem. Z tego, co wiem w ostatnich latach dokonano jedynie redyslokacji zapasów materiałowych. One znajdowały się w takim miejscu, że po wejściu potencjalnego przeciwnika ze Wschodu bylibyśmy odcięci od źródeł zaopatrywania. Stąd też tutaj brygady obrony terytorialnej. Myślę, że warto popatrzeć jeszcze tutaj na dyslokację tych jednostek, które są. Mamy zdecydowanie za dużo garnizonów, wystarczyłoby maksymalnie 20 proc. istniejących. To powoduje rozproszenie wojsk po całej Polsce, a zamiast porządnych baz szkoleniowych są niewielkie przykoszarowe ośrodki w tych garnizonach. A gdy wojsko chce się szkolić na poważnie, to musi jeździć na poligony lub spędzać mnóstwo czasu w podróży i rozjazdach.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Myślę, że kierunek jest jeden: pięć rodzajów wojsk z obroną terytorialną, która powstanie i kolegium sztabów połączonych, czyli to ramię jakim jest sztab główny czy generalny. I w zasadzie to w praktyce wystarczy
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko,były dowódca jednostki specjalnej GROM.
wPolityce.pl: 57 oficerów odebrało w Warszawie nominacje na wysokie stanowiska służbowe. Zmiany personalne w armii są ważnym elementem zapowiedzianej reformy w wojsku?
Gen. Roman Polko: Jest to kadrowa decyzja ministra. To on dobiera ludzi, którzy przede wszystkim nie będą kontestować jego decyzji i zapewnią mu możliwość realizacji tych przedsięwzięć. Ten ruch kadrowy to tak naprawdę pierwszy krok. Ocenić czy te zmiany kadrowe były dobre będziemy mogli jednak po pierwszej kadencji ich działalności, bo przed tymi ludźmi stoi naprawdę mnóstwo wyzwań.
Jakich?
Pierwszym najważniejszym wyzwaniem jest reforma systemu dowodzenia, który się sypie. To kluczowa sprawa, bo zostało to dosyć mocno zakotwiczone przez ministra Siemoniaka ustawą. To trzeba zmienić. Ten system musi być uproszczony, po drugie musi być czytelna odpowiedzialność - kto za co odpowiada, adekwatna do ilości żołnierzy. Po co trzymać takie skomplikowane struktury dowodzenia wieloczłonowo rozbudowane, skoro dysponujemy armią 100-tysięczną, a w perspektywie wraz z obroną terytorialną będziemy mieć 150 tys. żołnierzy.
To optymalna dla nas liczba?
To jest liczba, którą bardzo często wymieniał śp. prezydent Lech Kaczyński, nawet wtedy, kiedy w Kielcach ogłaszał decyzję o uzawodowieniu armii i jej profesjonalizacji. Mówił wówczas, że armia ma być zawodowa. Komponent zawodowy miałby liczyć ok. 100 tys, zaś obrona terytorialna ok. 50 tys żołnierzy. Ważne, żeby to nie było myślenie „w kategorii tych butów, które mają zadeptać przeciwnika”, tylko żeby to była armia nowoczesna, dobrze wyposażona i odpowiadająca na te wyzwania, które przynosi obecna epoka. Wiąże się to z utechnicznieniem i robotyzacją pola walki. Krótko mówiąc, żeby to nie były wojska „łopata, ziemia, powietrze” jak kiedyś mówiono o obronie terytorialnej, gdyż kopali tylko rowy i w zasadzie tylko do tego sprowadzała się ich działalność. Tylko 150 tys. dobrze wyposażonej armii, dobrze wyszkolonej i przede wszystkim takiej, która nie jest armią feudalną, jak to było w minionej epoce, gdzie służba wojskowa była obowiązkowa.
Zapowiedziane przez ministra Macierewicza trzy brygady obrony terytorialnej na wschodniej granicy to dobry ruch?
Z pewnością jest to właściwy kierunek, czyli umocnienie tych rejonów, które zostały w jakiś sposób porzucone. To niesamowite, że tyle lat po zmianie systemu w Polsce wciąż nasza armia jest ugrupowana w ten sposób, jakby miała walczyć z Zachodem. Z tego, co wiem w ostatnich latach dokonano jedynie redyslokacji zapasów materiałowych. One znajdowały się w takim miejscu, że po wejściu potencjalnego przeciwnika ze Wschodu bylibyśmy odcięci od źródeł zaopatrywania. Stąd też tutaj brygady obrony terytorialnej. Myślę, że warto popatrzeć jeszcze tutaj na dyslokację tych jednostek, które są. Mamy zdecydowanie za dużo garnizonów, wystarczyłoby maksymalnie 20 proc. istniejących. To powoduje rozproszenie wojsk po całej Polsce, a zamiast porządnych baz szkoleniowych są niewielkie przykoszarowe ośrodki w tych garnizonach. A gdy wojsko chce się szkolić na poważnie, to musi jeździć na poligony lub spędzać mnóstwo czasu w podróży i rozjazdach.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/315981-nasz-wywiad-gen-polko-o-zmianach-w-armii-macierewicz-przejal-ministerstwo-ktorym-recznie-dowodzil-siemoniak