Trwają końcowe ustalenia polskich, europejskich i amerykańskich Salonów, czy zwycięstwo Donalda Trumpa to już koniec demokracji, czy jedynie jej porażka. Żona Radka Sikorskiego optuje za pierwszym, Daniel Passent za drugim. Ale są i wiadomości krzepiące: w USA także mieszkają ludzie nie potrafiący pogodzić się z wynikiem wyborów, którzy będą łazić z transparentami tak długo, aż naród nie wybierze właściwie.
Tymczasem reakcja Hillary Clinton po przegranych przez nią wyborach przekonuje, że Ameryka nie mogła wybrać inaczej. Wybór między dżumą i cholerą okazał się ostatecznie dość prosty: dżuma często bywa śmiertelna, a cholerę da się wyleczyć. Trump, choć linczowany przez Clintonowe media za wszystko, wygrał zdecydowanie. Czy Amerykanie się pomylili? Na tle afer Clinton, czerpiącej wraz z mężem gigantyczne zyski z działalności politycznej (co pokazał choćby dokument „Clinton Cash” wyemitowany przez TVP), nawet grizzly miałby przed sobą świetlane perspektywy. Jeśli „wypięła się” po porażce nie tylko na swój sztab wyborczy, ale i na miliony głosujących na nią Amerykanów, to czy dorosła do prezydentury? Więcej – do polityki?
Jak to świadczy o kondycji amerykańskich Demokratów, że po plastikowym, ale urokliwym i błyskotliwym Obamie, wystawili kogoś takiego do wyborów prezydenckich? Z drugiej strony – jak oceniać Republikanów, którzy nie poparli własnego kandydata, bo nie wytrzymali presji medialnych gigantów sympatyzujących z familią Clintonów? Bida z nędzą, nie dojrzała demokracja.
Nic dziwnego, że Amerykanie mają takiej polityki i takich polityków dosyć. Zakochanych w sobie, dojących pieniądze publiczne i prywatne na oczach milionów, ledwie wiążących koniec z końcem, rodaków. Gdzież podział się dziś cały czar Obamy? Jak to możliwe, że tak lubiany prezydent nie przekonał Amerykanów do głosowania na Clinton? Czy tak trudno było przewidzieć, że społeczeństwo wypluje w końcu i tę „gwiazdę” postpolityki? A może głowa państwa nie powinna się upodabniać się do muzyków pop? Może ludzie bardziej oczekują od niego poprawy swego bytowania, a nie fikołków i całusów?
Wiem – to banały. Tym bardziej dziwię się szokowi, jaki przeżywają dziś polskie, amerykańskie i europejskie Salony tłustych misiów. Od słuchania snutych przez nie opinii, że oto narody cywilizowanego świata wybierają dziś „konserwatywne zamknięcie” zamiast „liberalnego otwarcia”, słabo się robi. Nie, szanowni państwo, narody wybierają normalność, nawet, jeśli przyobleczoną w twarz Donalda Trumpa. Narody mają dość politycznej poprawności, kłamstw, niespełnionych obietnic, ale przede wszystkim – świata bez wartości. Przepraszam, świata z jedną tylko wartością – pieniądza. Jakie idee mają im do zaproponowania próżniacze elity? Eutanazję? Aborcję na życzenie? Adopcję dzieci przez pary homoseksualne? Ile jeszcze lat chcieliście, jaśnie państwo salonowe, „gwałcić” opinię publiczną – w Stanach, Europie czy Polsce – swoją jedynie słuszną wizją porządku świata? Ile razy powtórzycie frazesy o potrzebie pomocy muzułmańskim uchodźcom, skoro już nawet dziecko wie, jakie zagrożenia się z nią wiążą i jak bardzo rozsądnym trzeba być dziś, by jutro nie wylecieć w powietrze wraz z całą cywilizacją chrześcijańską? Jakiej lekcji jeszcze potrzebujecie, by zrozumieć, że tańczyliście na linie, którą ktoś właśnie zaczyna piłować? Dziękujcie Bogu, że macie takie narody.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Trwają końcowe ustalenia polskich, europejskich i amerykańskich Salonów, czy zwycięstwo Donalda Trumpa to już koniec demokracji, czy jedynie jej porażka. Żona Radka Sikorskiego optuje za pierwszym, Daniel Passent za drugim. Ale są i wiadomości krzepiące: w USA także mieszkają ludzie nie potrafiący pogodzić się z wynikiem wyborów, którzy będą łazić z transparentami tak długo, aż naród nie wybierze właściwie.
Tymczasem reakcja Hillary Clinton po przegranych przez nią wyborach przekonuje, że Ameryka nie mogła wybrać inaczej. Wybór między dżumą i cholerą okazał się ostatecznie dość prosty: dżuma często bywa śmiertelna, a cholerę da się wyleczyć. Trump, choć linczowany przez Clintonowe media za wszystko, wygrał zdecydowanie. Czy Amerykanie się pomylili? Na tle afer Clinton, czerpiącej wraz z mężem gigantyczne zyski z działalności politycznej (co pokazał choćby dokument „Clinton Cash” wyemitowany przez TVP), nawet grizzly miałby przed sobą świetlane perspektywy. Jeśli „wypięła się” po porażce nie tylko na swój sztab wyborczy, ale i na miliony głosujących na nią Amerykanów, to czy dorosła do prezydentury? Więcej – do polityki?
Jak to świadczy o kondycji amerykańskich Demokratów, że po plastikowym, ale urokliwym i błyskotliwym Obamie, wystawili kogoś takiego do wyborów prezydenckich? Z drugiej strony – jak oceniać Republikanów, którzy nie poparli własnego kandydata, bo nie wytrzymali presji medialnych gigantów sympatyzujących z familią Clintonów? Bida z nędzą, nie dojrzała demokracja.
Nic dziwnego, że Amerykanie mają takiej polityki i takich polityków dosyć. Zakochanych w sobie, dojących pieniądze publiczne i prywatne na oczach milionów, ledwie wiążących koniec z końcem, rodaków. Gdzież podział się dziś cały czar Obamy? Jak to możliwe, że tak lubiany prezydent nie przekonał Amerykanów do głosowania na Clinton? Czy tak trudno było przewidzieć, że społeczeństwo wypluje w końcu i tę „gwiazdę” postpolityki? A może głowa państwa nie powinna się upodabniać się do muzyków pop? Może ludzie bardziej oczekują od niego poprawy swego bytowania, a nie fikołków i całusów?
Wiem – to banały. Tym bardziej dziwię się szokowi, jaki przeżywają dziś polskie, amerykańskie i europejskie Salony tłustych misiów. Od słuchania snutych przez nie opinii, że oto narody cywilizowanego świata wybierają dziś „konserwatywne zamknięcie” zamiast „liberalnego otwarcia”, słabo się robi. Nie, szanowni państwo, narody wybierają normalność, nawet, jeśli przyobleczoną w twarz Donalda Trumpa. Narody mają dość politycznej poprawności, kłamstw, niespełnionych obietnic, ale przede wszystkim – świata bez wartości. Przepraszam, świata z jedną tylko wartością – pieniądza. Jakie idee mają im do zaproponowania próżniacze elity? Eutanazję? Aborcję na życzenie? Adopcję dzieci przez pary homoseksualne? Ile jeszcze lat chcieliście, jaśnie państwo salonowe, „gwałcić” opinię publiczną – w Stanach, Europie czy Polsce – swoją jedynie słuszną wizją porządku świata? Ile razy powtórzycie frazesy o potrzebie pomocy muzułmańskim uchodźcom, skoro już nawet dziecko wie, jakie zagrożenia się z nią wiążą i jak bardzo rozsądnym trzeba być dziś, by jutro nie wylecieć w powietrze wraz z całą cywilizacją chrześcijańską? Jakiej lekcji jeszcze potrzebujecie, by zrozumieć, że tańczyliście na linie, którą ktoś właśnie zaczyna piłować? Dziękujcie Bogu, że macie takie narody.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/314928-salon-wyje-o-porazce-demokracji-a-nawet-o-jej-koncu-i-nawet-nie-slyszy-ze-wyje-o-sobie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.