Jeżeli Polacy popierali Trumpa, to teraz w sposób zorganizowany powinni domagać się jakichś politycznych gratyfikacji. Najpierw zniesienia wiz, a później wzmocnienia relacji polsko-amerykańskich i amerykańskiej obecności w Europie
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS prof. Ryszard Legutko.
wPolityce.pl: Co oznacza dla Polski wygrana Trumpa w wyborach prezydenckich w USA?
Prof. Ryszard Legutko: Trudno powiedzieć, bo zagraniczna polityka amerykańska prowadzona była raczej w kierunku izolacjonistycznym. Od czasu resetu Obamy mieliśmy do czynienia z wycofywaniem się z akcji przeciwdziałania imperializmowi rosyjskiemu. Pod tym względem Hilary Clinton i Obama wiele się od siebie nie różnili. Mimo, że przedstawiano u nas Hilary niemal jak „jastrzębia”, a Trumpa jako putinowca. Natomiast to, co jest bardzo ważne po tych wyborach, to nominacje sędziowskie do Sądu Najwyższego, których prawdopodobnie będzie trzy w najbliższym czasie. Gdyby Hilary wygrała, to wsadziłaby tam trójkę relatywnie młodych lewicowych sędziów, co zdominowałoby Sąd Najwyższy na najbliższe dziesięciolecia. Tymczasem jeżeli Donald Trump mianuje sędziów konserwatywnych, to można się spodziewać, że te orzeczenia, które posuwają naprzód rewolucję obyczajową i moralną mogą zostać tymczasowo powstrzymane, albo nawet w niektórych sprawach cofnięte. Wygrana Trumpa to pod tym względem dobra wiadomość.
Martin Schultz nie cieszy się jednak z wyniku wyborów i stwierdza, że „to niewątpliwie trudny moment pomiędzy USA i UE”.
To jest bzdurna wypowiedź. Unia Europejska nie ma bowiem żadnych szczególnych relacji - dobrych czy złych - ze Stanami Zjednoczonymi. Te relacje mają Republika Federalna Niemiec, Francja, Wielka Brytania, Polska, tymczasem Unia Europejska nie jest podmiotem. Schulz może chciałby, żeby UE była podmiotem, ale póki co nie zanosi się na to. Stąd wypowiedź Schulza należy traktować raczej w kategoriach uwiarygadniania Unii jako pewnego organizmu, który ma stać się państwem. Z drugiej strony jest tak, że ci politycy głównego nurtu Unii Europejskiej w ogóle nie przyjmują do wiadomości, że wybory może wygrać ktoś spoza ich grona. Przypomnę, że gdy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory w Polsce, wtedy Schulz powiedział, że to prawie zamach stanu. Tu jest podobnie. Wygrana Trumpa ich dziwi, bo oni są zupełnie pod tym względem nienawykli do tego, że świat może być inny i może inaczej wybierać niż oni sądzą.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeżeli Polacy popierali Trumpa, to teraz w sposób zorganizowany powinni domagać się jakichś politycznych gratyfikacji. Najpierw zniesienia wiz, a później wzmocnienia relacji polsko-amerykańskich i amerykańskiej obecności w Europie
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS prof. Ryszard Legutko.
wPolityce.pl: Co oznacza dla Polski wygrana Trumpa w wyborach prezydenckich w USA?
Prof. Ryszard Legutko: Trudno powiedzieć, bo zagraniczna polityka amerykańska prowadzona była raczej w kierunku izolacjonistycznym. Od czasu resetu Obamy mieliśmy do czynienia z wycofywaniem się z akcji przeciwdziałania imperializmowi rosyjskiemu. Pod tym względem Hilary Clinton i Obama wiele się od siebie nie różnili. Mimo, że przedstawiano u nas Hilary niemal jak „jastrzębia”, a Trumpa jako putinowca. Natomiast to, co jest bardzo ważne po tych wyborach, to nominacje sędziowskie do Sądu Najwyższego, których prawdopodobnie będzie trzy w najbliższym czasie. Gdyby Hilary wygrała, to wsadziłaby tam trójkę relatywnie młodych lewicowych sędziów, co zdominowałoby Sąd Najwyższy na najbliższe dziesięciolecia. Tymczasem jeżeli Donald Trump mianuje sędziów konserwatywnych, to można się spodziewać, że te orzeczenia, które posuwają naprzód rewolucję obyczajową i moralną mogą zostać tymczasowo powstrzymane, albo nawet w niektórych sprawach cofnięte. Wygrana Trumpa to pod tym względem dobra wiadomość.
Martin Schultz nie cieszy się jednak z wyniku wyborów i stwierdza, że „to niewątpliwie trudny moment pomiędzy USA i UE”.
To jest bzdurna wypowiedź. Unia Europejska nie ma bowiem żadnych szczególnych relacji - dobrych czy złych - ze Stanami Zjednoczonymi. Te relacje mają Republika Federalna Niemiec, Francja, Wielka Brytania, Polska, tymczasem Unia Europejska nie jest podmiotem. Schulz może chciałby, żeby UE była podmiotem, ale póki co nie zanosi się na to. Stąd wypowiedź Schulza należy traktować raczej w kategoriach uwiarygadniania Unii jako pewnego organizmu, który ma stać się państwem. Z drugiej strony jest tak, że ci politycy głównego nurtu Unii Europejskiej w ogóle nie przyjmują do wiadomości, że wybory może wygrać ktoś spoza ich grona. Przypomnę, że gdy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory w Polsce, wtedy Schulz powiedział, że to prawie zamach stanu. Tu jest podobnie. Wygrana Trumpa ich dziwi, bo oni są zupełnie pod tym względem nienawykli do tego, że świat może być inny i może inaczej wybierać niż oni sądzą.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/314801-nasz-wywiad-prof-legutko-o-wygranej-trumpa-na-razie-jestesmy-w-punkcie-zero-choc-z-dobrymi-rokowaniami