W lewackich mediach nazywających siebie liberalnymi trwa nagonka na ugrupowania o profilu konserwatywnym. W tej walce nie są osamotnione, wręcz przeciwnie, otrzymują wsparcie ze strony ważnych i mniej ważnych instytucji i organizacji zagranicznych i międzynarodowych oraz zaprzyjaźnionych mediów. I jest to wsparcie potężne, zważywszy, że przekaźniki prawicowe są w zdecydowanej mniejszości, tak w Polsce, jak i w Europie oraz w Stanach Zjednoczonych. Zatem siła oddziaływania na społeczeństwa powinna być nie do pokonania. A okazuje się, że porzekadło „siła złego na jednego” przechodzi już do lamusa. Zaczyna zwyciężać inne: „nie ma tego złego, żeby na dobre nie wyszło”.
Ostatnio obserwujemy coś w rodzaju zmęczenia materiału, materiału ludzkiego, ma się rozumieć. Ludzie mają już dosyć elit i establishmentów, których samowola, pycha i pazerność na władzę i pieniądze wykopały przepaść między uczciwością, przyzwoitością i odpowiedzialnością, a wolnorynkowym rozpasaniem twórców i beneficjentów powszechnego acz tandetnego dobrobytu. Tak się sobą zachwycili, że doszli do wniosku, iż stanowią awangardę nowoczesności, kultury i moralności, że są lepsi od światowego ciemnogrodu, którym przyszło im rządzić. Jak dotąd z powodzeniem. Dotąd, bo właśnie ciemnogród się obudził i zaczyna domagać się szacunku, gdyż w ludzkim świecie nikt nie chce być traktowany jak śmieć, jak bezwolne narzędzie w rękach w końcu garstki uzurpatorów. Zrobiło się nieprzyjemnie, zwłaszcza w Polsce, gdzie prywatne media i przybytki kultury korzystały z dobroczynności władzy układu postkomunistycznego. Choć prywatne, nie mogły się obyć bez kasy państwa, a przecież nie brak w naszym kraju bogaczy, którzy mogliby sponsorować „Gazetę Wyborczą” albo teatr Krystyna Jandy. Do walki z „dobrą zmianą” rządu Prawa i Sprawiedliwości przystąpiły wszystkie siły poprawności politycznej: Komisja Europejska, Parlament Europejski, Rada Europy ze swoją Komisją Wenecką, a także ONZ z Komitetem Praw Człowieka, a ostatnio Stowarzyszenie Dziennikarzy Europejskich, AEJ. Ta ostatnia organizacja wystąpiła w obronie prywatnej „Gazety Wyborczej”, która boryka się z trudnościami na niwie czytelnictwa, bo już nie zamieszczają w niej reklam firmy kontrolowane przez państwo, to znaczy spółki skarbu państwa. A zamieszczały za czasów rządów układu okrągłostołowego. Było fajnie i jak wolnorynkowo.
Co tu robić, czym przyciągnąć obywateli, co zaserwować młodemu pokoleniu, które nie wiedzieć czemu ma już dość lewackiego establishmentu, a ciągłe ataki na Prawo i Sprawiedliwość nie tylko się opatrzyły, one się znudziły. Są na jedną nutę, tak jak propaganda sukcesu establishmentu. On już też się znudził, więc kręci się w kółko we własnym gronie.
Wygląda na to, że lewackie media muszą zadowolić się coraz mniejszą liczbą wyznawców ich ideologii, zwłaszcza, że walka o swobody obyczajowe czyli gender przynosi odwrotne rezultaty - zamiast ubogacać demoluje dusze młodego pokolenia i prowadzi do dewiacji, w najlepszym wypadku do depresji, która towarzyszy egzystencji bez sensu. Do tego doszliśmy w pogoni za nowoczesnością i za kapitalizmem bez granic, zwłaszcza państwowych. Miał być Nowy Porządek Świata NWO, a zrobiła się straszna ciemnota umysłowa, jako, że elity wytrzebiły wszystkie godne szacunku autorytety, polityczne, naukowe, moralne. Zastępując je zbieraniną wykształciuchów, wyspecjalizowanych w oszukiwaniu i łupieniu zwykłych ludzi, którzy na nich pracują. Tak to jest, jak demokracja zamienia się w zamordyzm. A na zamordyzm nie ma zgody w systemie demokratycznym, chyba, że klasa rządząca światem zachodnim dąży do wojny…z demokracją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/314686-nie-ma-tego-zlego-zeby-na-dobre-nie-wyszlo