Wśród wielu interesujących artykułów, jakie przynosi nowy numer tygodnika „wSieci”, warto, a chyba nawet trzeba zauważyć i przeczytać tekst Wojciecha Biedronia. Trzeba, jeśli chce się zrozumieć istotę systemu, który przez ostatnie osiem lat dzielił i rządził we wszystkich dziedzinach życia publicznego w Polsce. Systemu, który dziś zmuszony jest przesunąć się, oddać przynajmniej część wpływów i spojrzeć na siebie w pokorze. To musi boleć. Ale wróćmy do tekstu, w którym Wojtek opisał kulisy prokuratorsko-sądowo-politycznej operacji wymierzonej w Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA. Dzisiejszy minister koordynator służb specjalnych miał zostać wyeliminowany z życia publicznego, w najgorszym razie - zepchnięty na jego margines i skompromitowany.
Historia opisana we „wSieci” to scenariusz potwierdzający najbardziej ponure przypuszczenia i tezy dotyczące układu (a może raczej sieci licznych układów) w III RP.To poruszający opis działań i precyzyjnie rozpisanych (także terminowo, by sprawa wracała przed wyborami) planów skompromitowania Kamińskiego. Brali w tym udział przedstawiciele władzy centralnej, ale także, a może przede wszystkim - wymiaru sprawiedliwości: sędziowie, prokuratorzy.
Po szczegóły odsyłam do tekstu, ale zblatowanie osób, które - przynajmniej w teorii - miały za zadanie bezstronnie zająć się sprawą byłego szefa CBA było zaskakująco (a może nie tak znów zaskakująco…) duże. Co charakterystyczne i symboliczne, niemal wszyscy zamieszani w tamtą akcję, sami są dziś ścigani i oskarżani za łapownictwo, wylatują ze swoich zawodów, są kompromitowani (często przez samych siebie). Co ważne - nie jest to zwyczajna polityczna zemsta, ale często efekt działań służb jeszcze pod poprzednim kierownictwem.
Były szef rzeszowskiej Prokuratury Apelacyjnej Zbigniew N., Anna H., przyjaciółka Zbigniewa N., stojąca później na czele rzeszowskiej prokuratury, sędzia Wojciech Łączewski (jego przypadki to już wydarzenia i tłumaczenia z pogranicza kabaretu) - warto zapamiętać te postacie. W tle biznesmeni, łapówki, polityczne sygnały, by, jak to malowniczo ujął swojego czasu Radosław Sikorski, dorżnąć watahę.
Kłopoty ma dziś też sędzia Wojciech Łączewski, któremu — jak ustaliliśmy — bardzo zależało na prowadzeniu procesu przeciwko Kamińskiemu. (…) Sam się zgłosił do prowadzenia ponownego procesu. Miał obiecywać, że zakończy go „po myśli”, a więc skazaniem Kamińskiego. Dostał sprawę poza kolejnością, wbrew przyjętym w sądzie regułom - mówi nam znany warszawski sędzia
— czytamy w tekście Biedronia.
Wataha miała zostać dorżnięta właśnie takimi akcjami. Rozgrzanymi, chętnymi sędziami, którzy chcieli z tego typu spraw zrobić sobie karierę do awansu i rozgłosu. Prokuratorami pracującymi na pełnych obrotach - by wbrew faktom, a często i orzeczeniom kolejnych sądów - rozkręcać afery. Politykami, którzy z wielką ochotą podrzucali kolejne interpretacje. Mediami, które wiedziały, jak „sprzedać” daną sprawę, by ze ścigających korupcję zrobić złodziei i totalnie odwrócić pojęcia.
Wielu narzeka dziś na totalne ponoć państwo, które buduje PiS. Ale warto zapytać - za Ludwikiem Dornem, jednym z tych, którzy dziś narzekają - czy można bronić reformy prokuratury, którą przeprowadziła PO? Takie historie jak ta z „wSieci” pokazuje, że nie jest to możliwe. Że totalne państwo istniało właśnie wtedy, choć miało polityczno-medialną otulinę.
Takie teksty jak ten pokazują, o co chodziło w ciągu ostatnich ośmiu lat. To miała być totalna anihilacja drugiej, „pisowskiej” strony sporu - jedni mieli być zamknięci w więzieniu (jak Kamiński), inni skompromitowani, jeszcze inni po prostu wyśmiani i pozostawieni sami sobie na marginesie państwa, a często i poza nim. Narzekając - często słusznie - na dzisiejszą władzę, warto pamiętać o takich historiach jak ta opisana przez Wojtka Biedronia.
Na koniec krótka anegdota, którą warto przypomnieć. Mariusz Kamiński w krótkim wywiadzie dla wPolityce.pl sprzed paru ładnych miesięcy.
Gdy premier Donald Tusk odwołał mnie z funkcji szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego przysługiwało mi 130 tys. złotych odprawy. Odesłałem je z powrotem do CBA, a gdy powtórnie pojawiły się na moim koncie, przesłałem je na Caritas w związku z powodzią, która wówczas dotykała Polskę. Tak duże odprawy są po prostu nieprzyzwoite.
Jak napisał jeden z internautów: facet, którego uczciwość jest tak duża, że można mu oddać na przechowanie oszczędności życia, trafił na celownik systemu III RP, którego ramieniem w tej sprawie byli ludzie, którzy sami mają dziś problemy z korupcją. Trudno o lepszą odpowiedź na to, dlaczego polityczna zmiana sprzed roku była Polsce potrzebna, wręcz niezbędna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/314589-pisowska-wataha-miala-zostac-dorznieta-wlasnie-takimi-operacjami-ten-tekst-we-wsieci-trzeba-koniecznie-przeczytac