Uważam, że strona polska wpadła w pewną pułapkę
— mówi Witold Waszczykowski, komentując w rozmowie z portalem wPolityce.pl ujawnione przez tygodnik „wSieci” kulisy relacji polsko-rosyjskich po 10/04.
wPolityce.pl: Panie ministrze, najnowszy tygodnik „wSieci” publikuje niejawne notatki i dokumenty - także z polskiej dyplomacji - dotyczące okresu po 10 kwietnia 2010 roku. Jedno z interesujących ustaleń dotyczy „postsopockich realiów”, jak piszą dyplomaci. Nagle okazuje się, że po latach zapewniania o braku efektów spotkania na molo w Sopocie - jest to wydarzenie, do którego odwołują się autorzy kolejnych notatek.
Witold Waszczykowski, minister spraw zagranicznych, Prawo i Sprawiedliwość: Jestem pewny, że wówczas, w Sopocie, jakieś ustalenia nastąpiły. Jeśli dobrze pamiętam, to zeznał to dyrektor Departamentu Wschodniego MSZ Jarosław Bratkiewicz - jego zeznania są w prokuraturze. W MSZ nie odnaleźliśmy notatki ze spotkania na molo, być może ślady zachowały się w KPRM, natomiast nawiązania do spotkania w Sopocie pojawiają się w kilku dokumentach sporządzonych po 1 września 2009 roku. Można podejrzewać, że to właśnie na molo dogadano się co do charakteru uroczystości.
Dodajmy - na początku miały to być obchody 10 kwietnia z udziałem premiera, a prezydenta Kaczyńskiego po prostu nie chciano dopuścić do żadnych uroczystości - sugerowano mu, by pojechał gdzie indziej albo przyleciał do Moskwy 9 maja i uczestniczył w Paradzie Zwycięstwa. Gdy zaczęło się klarować, że prezydent chce wziąć udział w kwietniowych obchodach, to zdecydowano, że będą dwie uroczystości - a ta 10 kwietnia ma być, jak to określono, „elementem zewnętrznym wewnętrznych obchodów tych uroczystości w Polsce”. Uważam, że strona polska wpadła w pewną pułapkę.
Na czym miała ona polegać?
Od 2008 roku tamten rząd próbował używać specyficznej socjotechniki, wywołując wrażenie, że Polska ma dobre relacje z Moskwą - i to mając pełną świadomość, że Rosja staje się krajem coraz bardziej agresywnym. To wrażenie miało być kluczem i przepustką do naszej pozycji w Europie. Rosjanie szybko to rozszyfrowali i zaczęli stawiać warunki, żądając „dowodów miłości”.
Jak Pana rozumiem, jednym z tym dowodów miała być właśnie gra na rozdzielenie wizyt w Smoleńsku.
Tak. To była gra na wyeliminowanie prezydenta. Te uroczystości 1 września na Westerplatte pokazały Rosjanom, że prezydent Lech Kaczyński jest dla nich niewygodny - mówi prawdę o przeszłości i robi to w sposób na tyle inteligentny, że jest to odbierane i słyszane na świecie. Nie chciano go dopuścić do uroczystości, które mogłyby podważyć narrację historyczną, jaką Rosjanie grają od lat: o wielkiej wojnie ojczyźnianej i Rosji, która przyniosła światu wolność. To był też jednak element gry bieżącej polityki.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Uważam, że strona polska wpadła w pewną pułapkę
— mówi Witold Waszczykowski, komentując w rozmowie z portalem wPolityce.pl ujawnione przez tygodnik „wSieci” kulisy relacji polsko-rosyjskich po 10/04.
wPolityce.pl: Panie ministrze, najnowszy tygodnik „wSieci” publikuje niejawne notatki i dokumenty - także z polskiej dyplomacji - dotyczące okresu po 10 kwietnia 2010 roku. Jedno z interesujących ustaleń dotyczy „postsopockich realiów”, jak piszą dyplomaci. Nagle okazuje się, że po latach zapewniania o braku efektów spotkania na molo w Sopocie - jest to wydarzenie, do którego odwołują się autorzy kolejnych notatek.
Witold Waszczykowski, minister spraw zagranicznych, Prawo i Sprawiedliwość: Jestem pewny, że wówczas, w Sopocie, jakieś ustalenia nastąpiły. Jeśli dobrze pamiętam, to zeznał to dyrektor Departamentu Wschodniego MSZ Jarosław Bratkiewicz - jego zeznania są w prokuraturze. W MSZ nie odnaleźliśmy notatki ze spotkania na molo, być może ślady zachowały się w KPRM, natomiast nawiązania do spotkania w Sopocie pojawiają się w kilku dokumentach sporządzonych po 1 września 2009 roku. Można podejrzewać, że to właśnie na molo dogadano się co do charakteru uroczystości.
Dodajmy - na początku miały to być obchody 10 kwietnia z udziałem premiera, a prezydenta Kaczyńskiego po prostu nie chciano dopuścić do żadnych uroczystości - sugerowano mu, by pojechał gdzie indziej albo przyleciał do Moskwy 9 maja i uczestniczył w Paradzie Zwycięstwa. Gdy zaczęło się klarować, że prezydent chce wziąć udział w kwietniowych obchodach, to zdecydowano, że będą dwie uroczystości - a ta 10 kwietnia ma być, jak to określono, „elementem zewnętrznym wewnętrznych obchodów tych uroczystości w Polsce”. Uważam, że strona polska wpadła w pewną pułapkę.
Na czym miała ona polegać?
Od 2008 roku tamten rząd próbował używać specyficznej socjotechniki, wywołując wrażenie, że Polska ma dobre relacje z Moskwą - i to mając pełną świadomość, że Rosja staje się krajem coraz bardziej agresywnym. To wrażenie miało być kluczem i przepustką do naszej pozycji w Europie. Rosjanie szybko to rozszyfrowali i zaczęli stawiać warunki, żądając „dowodów miłości”.
Jak Pana rozumiem, jednym z tym dowodów miała być właśnie gra na rozdzielenie wizyt w Smoleńsku.
Tak. To była gra na wyeliminowanie prezydenta. Te uroczystości 1 września na Westerplatte pokazały Rosjanom, że prezydent Lech Kaczyński jest dla nich niewygodny - mówi prawdę o przeszłości i robi to w sposób na tyle inteligentny, że jest to odbierane i słyszane na świecie. Nie chciano go dopuścić do uroczystości, które mogłyby podważyć narrację historyczną, jaką Rosjanie grają od lat: o wielkiej wojnie ojczyźnianej i Rosji, która przyniosła światu wolność. To był też jednak element gry bieżącej polityki.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/313785-nasz-wywiad-witold-waszczykowski-o-ustaleniach-wsieci-do-konca-roku-ujawnimy-kolejne-dokumenty-to-sa-tysiace-maili