Lider KOD wyznał dziennikarzowi, że jest mentalnie przygotowany na to, że może trafić za kratki. Mimo to chłop nie pęka, potworna presja nie podcięła mu skrzydeł. Telefony KOD ponoć wszystkie na podsłuchu (Kijowski ma tu „całkowitą pewność”), a on nadal prowadzi konspiracyjną robotę. Piękna postawa. Tym bardziej, że nasz partyzant wolności swoją dumę ma, o czym świadczy fakt, że nie chodzi ze szczoteczką do zębów. Jednak mamy koniec października w Europie Środkowo-Wschodniej bądź co bądź i ja bym radził panu Mateuszowi jak Polak Polakowi, żeby nie wychodził z domu bez kaleson. Jak go siepacze capną z ulicy, to przynajmniej w ciupie tyłka sobie nie odmrozi.
Jednak wracając do należytej powagi, która przecież należy się takiemu zasłużonemu bojownikowi jak psu zupa, trzeba coś powiedzieć o tej mentalnej gotowości. Otóż największy problem Kijowskiego nie polega na tym, czy on jest gotowy iść siedzieć za demokrację. Wręcz przeciwnie, po jego licznych wynurzeniach ma się wrażenie, że pan Mateusz marzy, żeby go zamknięto, po nocach śni mu się słodko karcer, w którym klawisze na przemian polewają go wodą i tłuką pałami po piętach. On się prosi, on prowokuje, jest gotowy gnić w więzieniu, aż nogami przebiera, wręcz błaga, żeby Błaszczak i Ziobro dodali mu do CV wątek martyrologiczny.
Oto jest właśnie największy problem pana Mateusza, można nawet powiedzieć, że tragedia. Kaczyzm nie kwapi się, że prześladować KOD. Łażą sobie po ulicach luzem, dostają wszelkie pozwolenia na manifestacje, wiece, demonstracje, marsze, protesty ruchome i stał, i czego tylko dusza opozycjonisty zapragnie. Po prostu żyć i nie umierać w takim raju dla przeciwników władzy. Ba! Ale to jest właśnie ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje KOD i Kijowski. Oni łakną przelewu kropelki (ale nie więcej!) własnej krwi jak kania dżdżu. Oczywiście pan Mateusz jako przywódca krwi przelewać nie może, bo musi przecież ogarniać całokształt geopolityczny, czuwać nad wizją, układać taktykę i kształtować strategię. Najwyżej jacyś szeregowi członkowie mogą troszkę swojej posoki utoczyć w jego imieniu.
W tym kontekście Kijowski zapewne pomstuje na cynizm władzy, która celowo nie zamyka do pudła pana Mateusza, chociaż we własnym mniemaniu zasłużył sobie setnie. Bowiem fakt, że KOD traci popularność i generalnie podupada na znaczeniu, jest spowodowany w dużej mierze przez tę niechcianą dla nich dobrotliwość władzy PiS. Ten serial o prześladowaniu KOD, zniewoleniu obywateli, braku demokracji i gwałcie na konstytucji miał być na miarę „Czasu honoru”. Jednak jakoś niepostrzeżenie zamienił się w wodewil, pastisz albo karykaturę. Ludzie muszą postrzegać jako komedię te ciągłe narzekania na opresyjną władzę, czynione przecież na pełnym luzie, swobodzie, a zarazem w pełni bezpiecznie, wręcz z radosnym śpiewem na ustach.
Zatem w tym przypadku to prezes Jarosław Kaczyński jawi się nam niczym Mahatma Ghandi a rebours - po stronie władzy, natomiast Kijowski jak Louis de Funes z francuskiej komedii. Ten straszny Kaczyński, którego ludzie KOD przedstawiają jako Hitlera, Stalina i Pol Pota razem wziętych, zastosował wobec pana Mateusza strategię łagodnej pobłażliwości. I to jest największy problem Kijowskiego. Sedno nie tkwi w tym, czy on jest przygotowany aby gnić w więzieniu za demokrację. On jest mentalnie bezsilny wobec faktu, że władza, którą on przedstawia jako okropny reżim, ta władza nie chce go prześladować. Tragedia opozycjonisty, można by powiedzieć, gdyby to jednocześnie nie była komedia ludzka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/313304-tragedia-mateusza-kijowskiego-lider-kod-nie-jest-mentalnie-gotowy-na-sytuacje-w-ktorej-wladza-nie-chce-go-przesladowac