W kolejnych porcjach histerii i moralnego wzmożenia, jakie prezentuje na łamach „Newsweeka” Tomasz Lis, warto zauważyć pewien znamienny fragment. Bo oto Lis pokrzykuje, marszczy groźnie brwi i nawołuje do czynnego oporu wobec pisowskiej władzy, ale jednocześnie przyznaje się do wielkiej bezradności. I do porażki.
Nie sposób zrozumieć tak wielkiego poparcia dla władzy, której dwoma najważniejszymi przedstawicielami są panowie Kaczyński i Macierewicz, od dawien dawna najbardziej niepopularni politycy w kraju
— ubolewa naczelny „Newsweeka”.
Lis, jak zwykle zresztą, gardłuje o rzekomym niszczeniu państwa, nienawiści rządzących do elit, zdemolowaniu reputacji kraju i innych tego typu niewiele znaczących haseł. W tle jego okrzyków słychać jednak smutek. Bo się nie udaje. Bo nie ma oporu. Bo PiS jest dziś silne, a jego zwolennicy rozdają karty pomimo kolejnych felietonów pluszaków poprzedniej władzy.
Polska demokracja okazała się, niestety, zbyt młoda, by zamortyzować kaczyzm. Konstytucja okazała się kiepskim bezpiecznikiem, gdy nowa władza postanowiła ją po prostu wyrzucić do śmietnika. Poważne, niezależne media okazały się zbyt rachityczne. A polskie mieszczaństwo, klasa średnia są wciąż na dorobku i nie stanowią siły, która paroksyzmom populizmu mogła natychmiast zapobiec
— ubolewa Lis.
I dodaje:
To był bezdyskusyjnie najgorszy rok po 1989. (…) To nie jest po prostu kolejna władza. Mamy demokratycznie wybraną władzę uzurpatorów, którzy dokonują zamachu. Nie na III RP, ale po prostu - na Polskę i demokrację
— czytamy.
Nie mogło zabraknąć pseudopsychologicznej analizy w wykonaniu pana Tomasza.
Lider PiS chce powtórki z 1946 r., chce gwałtownego przyspieszenia i nowej elity, którą nominuje sam. (…) Obraża, bo kocha obrażać, depcze, bo uwielbia deptać, opluwa, bo się w tym pławi, poniża, bo wszystkich, którzy go nie lubią, nie podziwiają, chce widzieć poniżonych. Tak po prostu. Z sadystyczną satysfakcją. (…) Mamy więc Kaczyńskiego w wersji o wiele groźniejszej niż ta, którą poznaliśmy w latach 2005-2006
— zaznacza Tomasz Lis.
W jego ocenie dzisiejszy spór ma jeden główny cel - stawką jest bowiem, w ocenie pana Tomka, „przetrwanie Polski wolnych obywateli”.
Jeśli społeczeństwo tę batalię przegra, kraj, być może na całe pokolenie, osunie się w mroki nieposkromionego autorytaryzmu i brutalnego zamordyzmu
— alarmuje redaktor Lis.
Och, z całą pewnością. Drżymy na całym ciele.
lw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/312973-lis-przyznaje-sie-do-bezradnosci-nie-sposob-zrozumiec-tak-wielkiego-poparcia-dla-wladzy-polska-demokracja-zbyt-mloda-by-zamortyzowac-kaczyzm