Po pierwsze - charakterystyczne dla dzisiejszego PiS (choć trzeba przyznać, że nie tylko dzisiejszego) jest narzekanie na rzucane kłody pod nogi. To nieustanne kreślenie ruchomego horyzontu, po którego osiągnięciu - juz, już, niebawem! - zaczną się prawdziwe reformy i wyprowadzanie instytucji państwa na prostą.
Rację ma Bronisław Wildstein przekonując, że zmiany idą za wolno, a dzisiejsza władza bywa zbyt często nieskuteczna. A to, słyszymy, winne są pozostałości w instytucjach III RP (co czasem jest prawdą, ale od tego są narzędzia władzy, by to przełomywać), a to, że na efekty szarpnięcia gospodarczymi cuglami trzeba poczekać, a to, że nie wszystkich winnych da się ukarać od razu, a to, że niektórych ruchów nie da się wykonać, bo Bruksela, bo opór grup branżowych, bo co powiedzą w TVN… Owszem, są obszary, gdzie po prostu sprawnie działają (jak Ministerstwo Sprawiedliwości), ale to wciąż za mało. Za mało jest też umiejętnego przejmowania i narzucania narracji, chwalenia się sukcesami - których wszak nie brakuje -, precyzyjnego tłumaczenia obywatelom, co, kiedy i po co się robi. O potknięciach wizerunkowych żal nawet pisać.
Po drugie - rząd nie jest od uprawiania publicystyki - na tę był czas, gdy osiem lat siedziało się w ławach opozycyjnych. Posłowie PiS, a także niektórzy członkowie rządu (darujmy przy niedzieli wskazywanie palcem nazwisk) zbyt chętnie wchodzą w buty ostrych komentatorów rzeczywistości. Stąd lapsusy językowe, barwne porównania, z których tłumaczyć się później trzeba tydzień, odwołania do ciekawostek historycznych jako argumentów (także w relacjach z innymi krajami i instytucjami unijnymi).
Odnosi się wrażenie, że wielu, zbyt wielu polityków kierujących dziś państwem, tęskni gdzieś wewnętrznie do stanu sprzed roku - gdy można było bezkarnie krytykować, rzucać oskarżenia, ostro recenzować przeciwników; a wszystko to bez żadnej odpowiedzialności za słowo. Dziś to się zmieniło i niektórzy nie potrafią się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Charakterystycznym symbolem tego myślenia jest też postawa wobec takich umów jak CETA czy TTiP, co celnie wykazał Michał Karnowski.
Drodzy rządzący, tak zatroskani o losy naszego kraju - trzeba stanąć przed lustrem i odpowiedzieć sobie, czy wolicie rządzić i, mimo oporów, wprowadzać zmiany, o których było tak głośno, czy może po prostu wrócić do wygodnych ław opozycyjnych i przez następne osiem lat gardłować, jak to niszczony jest nasz kraj. O drugi scenariusz jest naprawdę nietrudno. A winę za taki stan rzeczy zrzuci się na media - zwłaszcza te prawicowe, które nie stały murem, tylko szukały dziury w całym.
Najnowsza książka autorstwa Witolda Gadowskiego: „Lokal dla awanturnych”.
Pierwszy w dorobku znanego dziennikarza i reportera zbiór krótkich, publicystycznych migawek, w których przegląda się Polska na przestrzeni ostatnich kilku lat. Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Po pierwsze - charakterystyczne dla dzisiejszego PiS (choć trzeba przyznać, że nie tylko dzisiejszego) jest narzekanie na rzucane kłody pod nogi. To nieustanne kreślenie ruchomego horyzontu, po którego osiągnięciu - juz, już, niebawem! - zaczną się prawdziwe reformy i wyprowadzanie instytucji państwa na prostą.
Rację ma Bronisław Wildstein przekonując, że zmiany idą za wolno, a dzisiejsza władza bywa zbyt często nieskuteczna. A to, słyszymy, winne są pozostałości w instytucjach III RP (co czasem jest prawdą, ale od tego są narzędzia władzy, by to przełomywać), a to, że na efekty szarpnięcia gospodarczymi cuglami trzeba poczekać, a to, że nie wszystkich winnych da się ukarać od razu, a to, że niektórych ruchów nie da się wykonać, bo Bruksela, bo opór grup branżowych, bo co powiedzą w TVN… Owszem, są obszary, gdzie po prostu sprawnie działają (jak Ministerstwo Sprawiedliwości), ale to wciąż za mało. Za mało jest też umiejętnego przejmowania i narzucania narracji, chwalenia się sukcesami - których wszak nie brakuje -, precyzyjnego tłumaczenia obywatelom, co, kiedy i po co się robi. O potknięciach wizerunkowych żal nawet pisać.
Po drugie - rząd nie jest od uprawiania publicystyki - na tę był czas, gdy osiem lat siedziało się w ławach opozycyjnych. Posłowie PiS, a także niektórzy członkowie rządu (darujmy przy niedzieli wskazywanie palcem nazwisk) zbyt chętnie wchodzą w buty ostrych komentatorów rzeczywistości. Stąd lapsusy językowe, barwne porównania, z których tłumaczyć się później trzeba tydzień, odwołania do ciekawostek historycznych jako argumentów (także w relacjach z innymi krajami i instytucjami unijnymi).
Odnosi się wrażenie, że wielu, zbyt wielu polityków kierujących dziś państwem, tęskni gdzieś wewnętrznie do stanu sprzed roku - gdy można było bezkarnie krytykować, rzucać oskarżenia, ostro recenzować przeciwników; a wszystko to bez żadnej odpowiedzialności za słowo. Dziś to się zmieniło i niektórzy nie potrafią się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Charakterystycznym symbolem tego myślenia jest też postawa wobec takich umów jak CETA czy TTiP, co celnie wykazał Michał Karnowski.
Drodzy rządzący, tak zatroskani o losy naszego kraju - trzeba stanąć przed lustrem i odpowiedzieć sobie, czy wolicie rządzić i, mimo oporów, wprowadzać zmiany, o których było tak głośno, czy może po prostu wrócić do wygodnych ław opozycyjnych i przez następne osiem lat gardłować, jak to niszczony jest nasz kraj. O drugi scenariusz jest naprawdę nietrudno. A winę za taki stan rzeczy zrzuci się na media - zwłaszcza te prawicowe, które nie stały murem, tylko szukały dziury w całym.
Najnowsza książka autorstwa Witolda Gadowskiego: „Lokal dla awanturnych”.
Pierwszy w dorobku znanego dziennikarza i reportera zbiór krótkich, publicystycznych migawek, w których przegląda się Polska na przestrzeni ostatnich kilku lat. Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/312100-dwa-powody-dla-ktorych-impreza-w-brukseli-to-swietny-symbol-kod-i-dwa-dla-ktorych-rzad-uprawia-za-duzo-publicystyki-zamiast-skupic-sie-na-pracy?strona=2