Dawno, naprawdę dawno nie było tak charakterystycznego symbolu działań Komitetu Obrony Demokracji, jak impreza Róży Thun i Mateusza Kijowskiego przy okazji nagrody, jaką KOD dostał od eurokratów w Brukseli.
Po pierwsze - jakże symboliczne, że oni bawią się w restauracji w Brukseli. Oderwani od codziennych problemów Polaków, wesoło śpiewają i dowcipkują. Nikt oczywiście nie odmawia zwolennikom KOD prawa do dobrej zabawy, ale jest w tym coś znamiennego - na jednym oddechu potrafią krzyczeć o zagrożonej demokracji nad Wisłą i łamanych przez dyktatora Kaczyńskiego prawach człowieka, a zarazem imprezować i popijać dobre wino gdzieś w wykwintnej knajpie w Brukseli.
Ten specyficznie nabożny stosunek do Brukseli i instytucji unijnych dobrze opisał w rozmowie z wPolityce.pl prof. Andrzej Nowak (krytykując za to samo PiS, gdy było w opozycji):
To kwestia, nad którą warto się zastanowić: czy rzeczywiście Bruksela i Strasburg to nie jest żadna zagranica? To z pewnością ciała ponadnarodowe, czy wciąganie tych instytucji w akcję polityczną wymierzoną w rząd polski, jest do pogodzenia z zasadami niepodległości, suwerenności?
Czy rzeczywiście przyjęcie tej postawy, którą reprezentuje poseł Lewandowski, a która sprowadza się do stwierdzenia, że obywatele polscy potrzebują dodatkowego nacisku, bo nie potrafią sami o sobie zadecydować, czy to jest do pogodzenia nie tylko z zasadą niepodległości, ale także szacunku dla polskiej wspólnoty politycznej? To myślenie w kategoriach: „Polacy, jesteście za głupi by o sobie decydować. Wybraliście źle, więc zwracamy się o pomoc do naszych sojuszników jak Verhofstadt, Timmermans czy ideolożki z partii Zielonych”. Nie dorośliśmy do demokracji - zdają się nam mówić - więc rządzić ma nami jakiś „Europejczyk”.
Po drugie - jakże symboliczne jest „wsparcie” dla marznących, protestujących przy olbrzymim ładunku emocjonalnym kobiet, gdy samemu biesiaduje się w gospodzie. I Róża Thun, i Mateusz Kijowski, i - zapewne - cała ta grupa osób ubiega się dziś o zaufanie i głosy wielu poirytowanych Polaków. Zdenerwowanych wciąż niskimi zarobkami, poziomem życia, słabością państwa, ale i postawą polityków. Nie ma co kryć - Platforma została wyrzucona ze stołków rządowych także z powodu afery taśmowej.
Nawet te dziewczyny i kobiety wykrzykujące brednie na czarnych protestach i przed domem Kaczyńśkiego są jakoś zdeterminowane, o coś im chodzi. Tutaj widać, że chodzi tylko o restaurację; i to w obu znaczeniach tego słowa. Thun, Kijowski i spółka z przyjemnością wykorzystają realną wściekłość Polaków, ale zarazem chcą, by działo się to obok nich. Taka impreza w Brukseli, jeśli odebrać ją nieco symbolicznie, koloryzując jej znaczenie - to ni mniej, ni więcej niż krzykliwy apel, by było tak, jak było.
O kabaretowych hasłach rzucanych przez zapiewajło Róży Marii Grafin von Thun und Hohenstein szkoda nawet pisać, ale warto odsłuchać. Nazwijmy to oględnie i delikatnie - bardzo charakterystyczny stan świadomości.
Ale ostatni tydzień przyniósł też kolejną porcję wydarzeń, wywiadów i wypowiedzi, z powodu których należy zwrócić na specyficzną mentalność ludzi dzisiejszej władzy. Nie czas i nie miejsce, by rozwodzić się nad każdym słowem o nauce jedzenia widelcem, choć to niezły przykład tego, o czym piszę.
A chodzi o to, że politycy rządzącej partii wciąż w zbyt dużej mierze są w mentalnej opozycji, uprawiając przy tym tanią publicystykę.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dawno, naprawdę dawno nie było tak charakterystycznego symbolu działań Komitetu Obrony Demokracji, jak impreza Róży Thun i Mateusza Kijowskiego przy okazji nagrody, jaką KOD dostał od eurokratów w Brukseli.
Po pierwsze - jakże symboliczne, że oni bawią się w restauracji w Brukseli. Oderwani od codziennych problemów Polaków, wesoło śpiewają i dowcipkują. Nikt oczywiście nie odmawia zwolennikom KOD prawa do dobrej zabawy, ale jest w tym coś znamiennego - na jednym oddechu potrafią krzyczeć o zagrożonej demokracji nad Wisłą i łamanych przez dyktatora Kaczyńskiego prawach człowieka, a zarazem imprezować i popijać dobre wino gdzieś w wykwintnej knajpie w Brukseli.
Ten specyficznie nabożny stosunek do Brukseli i instytucji unijnych dobrze opisał w rozmowie z wPolityce.pl prof. Andrzej Nowak (krytykując za to samo PiS, gdy było w opozycji):
To kwestia, nad którą warto się zastanowić: czy rzeczywiście Bruksela i Strasburg to nie jest żadna zagranica? To z pewnością ciała ponadnarodowe, czy wciąganie tych instytucji w akcję polityczną wymierzoną w rząd polski, jest do pogodzenia z zasadami niepodległości, suwerenności?
Czy rzeczywiście przyjęcie tej postawy, którą reprezentuje poseł Lewandowski, a która sprowadza się do stwierdzenia, że obywatele polscy potrzebują dodatkowego nacisku, bo nie potrafią sami o sobie zadecydować, czy to jest do pogodzenia nie tylko z zasadą niepodległości, ale także szacunku dla polskiej wspólnoty politycznej? To myślenie w kategoriach: „Polacy, jesteście za głupi by o sobie decydować. Wybraliście źle, więc zwracamy się o pomoc do naszych sojuszników jak Verhofstadt, Timmermans czy ideolożki z partii Zielonych”. Nie dorośliśmy do demokracji - zdają się nam mówić - więc rządzić ma nami jakiś „Europejczyk”.
Po drugie - jakże symboliczne jest „wsparcie” dla marznących, protestujących przy olbrzymim ładunku emocjonalnym kobiet, gdy samemu biesiaduje się w gospodzie. I Róża Thun, i Mateusz Kijowski, i - zapewne - cała ta grupa osób ubiega się dziś o zaufanie i głosy wielu poirytowanych Polaków. Zdenerwowanych wciąż niskimi zarobkami, poziomem życia, słabością państwa, ale i postawą polityków. Nie ma co kryć - Platforma została wyrzucona ze stołków rządowych także z powodu afery taśmowej.
Nawet te dziewczyny i kobiety wykrzykujące brednie na czarnych protestach i przed domem Kaczyńśkiego są jakoś zdeterminowane, o coś im chodzi. Tutaj widać, że chodzi tylko o restaurację; i to w obu znaczeniach tego słowa. Thun, Kijowski i spółka z przyjemnością wykorzystają realną wściekłość Polaków, ale zarazem chcą, by działo się to obok nich. Taka impreza w Brukseli, jeśli odebrać ją nieco symbolicznie, koloryzując jej znaczenie - to ni mniej, ni więcej niż krzykliwy apel, by było tak, jak było.
O kabaretowych hasłach rzucanych przez zapiewajło Róży Marii Grafin von Thun und Hohenstein szkoda nawet pisać, ale warto odsłuchać. Nazwijmy to oględnie i delikatnie - bardzo charakterystyczny stan świadomości.
Ale ostatni tydzień przyniósł też kolejną porcję wydarzeń, wywiadów i wypowiedzi, z powodu których należy zwrócić na specyficzną mentalność ludzi dzisiejszej władzy. Nie czas i nie miejsce, by rozwodzić się nad każdym słowem o nauce jedzenia widelcem, choć to niezły przykład tego, o czym piszę.
A chodzi o to, że politycy rządzącej partii wciąż w zbyt dużej mierze są w mentalnej opozycji, uprawiając przy tym tanią publicystykę.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/312100-dwa-powody-dla-ktorych-impreza-w-brukseli-to-swietny-symbol-kod-i-dwa-dla-ktorych-rzad-uprawia-za-duzo-publicystyki-zamiast-skupic-sie-na-pracy