- Akt notarialny podpisano w mieszkaniu, które nie istniało, z udziałem notariusza, którego nie było. Mimo to prokuratura przeszła nad tym do porządku dziennego. Nie przesłuchała nawet lokatorów kamienicy przy ulicy Narbutta 60 w Warszawie, którzy poskarżyli się na oddanie ich domu w ręce rzekomych spadkobierców jego właścicieli. Postępowanie umorzono - relacjonuje informator Onetu, który ujawnił nowe fakty.
Portal pisze, że na historycznych zdjęciach z okresu powojennego pod warszawskim adresem Narbutta 58 jest tylko gruzowisko. A właśnie tu, w swoim mieszkaniu, w styczniu 1947 roku, właściciel sąsiedniej nieruchomości pod numerem 60 miał podpisać akt notarialny o jej sprzedaży. Tak wynika z tego aktu.
Wątpliwości jest jeszcze więcej. Podpisanego pod dokumentem Zygmunta Anyżewskiego nie ma w spisie asesorów sądowych z lat powojennych. A sprzedający i kupujący posłużyli się fałszywymi Kenkartami jeszcze z czasów okupacji. Mimo to zastępca dyrektora stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami Jerzy Mrygoń podpisał w maju 2014 roku decyzję o zwrocie nieruchomości
—dowiedział się Onet.
Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście nie dopatrzyła się jednak nieprawidłowości. Ponowne zbadanie sprawy zlecił Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro.
pc/onet.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/312096-ciag-dalszy-afery-reprywatyzacyjnej-akt-notarialny-podpisano-w-mieszkaniu-ktore-nie-istnialo-z-udzialem-notariusza-ktorego-nie-bylo