Ponadto rząd w Berlinie zarzucał swym wzorcowym przyjaciołom utrudnianie niemieckim koncernom działalności na francuskim rynku, bezpardonowy protekcjonizm Sarkozyego, interwencjonizm i łączenie firm w narodowe koncerny, jak np. Suez i Gaz de France. Gdy niemiecki koncern Siemensa chciał kupić bankrutujący Alstom, prezydent podstawił mu finansowe protezy i uniemożliwił transakcję. Wojnę podjazdową toczyły od lat m.in. koncerny energetyczne, jak niemiecki RWE i francuski GDF. Niemcy i Francuzi kruszyli kopie niemal w każdej dziedzinie gospodarki, od batalii o zmiany strukturalne i wpływy w spółce EADS, z której wyłoniony został później producent caracali Airbus Group, po kolidującą ofensywę obu krajów w branżach telekomunikacji, transportu, bankowości, czy techniki wojskowej. Po obietnicy Sarkozy
ego, że wymusi na unii zlikwidowanie limitów połowowych oraz zwiększenie dopłat dla francuskich rybaków, „Frankfurter Allgemeine Zeitung” porównał francusko-niemieckie stosunki do „najgorszego okresu w relacjach obu krajów”.
Można także przypomnieć późniejsze pretensje Niemców do Francuzów za zawarcie kontraktów zbrojeniowych z Libią, czy z Chinami, na budowę m.in. siłowni jądrowych i dostaw samolotów. Podczas gdy Merkel naraziła się Chińczykom za przyjęcie Dalajlamy w Urzędzie Kanclerskim (Pekin zareagował na to odwołaniem spotkań z politykami RFN), prezydent Francji uznał kwestię Tybetu i Tajwanu, czy stosowanie kary śmierci za wewnętrzną sprawę Chin i pochwalił je za „postępy w respektowaniu praw człowieka”. W efekcie tych politycznych zabiegów rywalizujący z Niemcami Francuzi zawarli umowy z Krajem Środka o wartości ponad 20 mld euro.
Nie spotkałem takie francuskiego, czy niemieckiego polityka, który występowałby przeciw interesom własnego kraju. Gdy pod koniec urzędowania kanclerza Schrödera doszło w Berlinie do uroczystego podpisania umowy o budowie omijającego Polskę Gazociągu Północnego na dnie Bałtyku, wówczas liderka chadeckiej opozycji Angela Merkel określiła to, jako „najwspanialszy dzień w historii stosunków Rosji i Niemiec… Ale to już inna sprawa.
Jak można było się spodziewać, odwołanie przyjazdu przez prezydenta Francji uskrzydliło… polską opozycję, dla której każdy pretekst do walki z rządem własnego kraju jest dobry. Nawet wtedy, gdy ewidentnie godzi to w nasze narodowe interesy. Były szef MON Tomasz Siemoniak skomentował rezygnację Polski z zakupu caracali z obłudną troską i złośliwością: „Obawiam się, że chodzi o pieniądze na spełnienie obietnic PiS, lub obrony terytorialnej, partyzantkę Macierewicza. To jest wielka kwota, na która minister finansów patrzy łakomym okiem”.
W jeszcze bardziej dramatyczne tony uderzyła Ewa Kopacz:
Stała się rzecz niewiarygodna. Chodzi o rzecz najważniejszą, o nasze bezpieczeństwo.
Jak stwierdziła była premier na użytek TVN24, chodzi o… „cyniczne, rozpaczliwe poszukiwanie pieniędzy” na pokrycie „rozdawnictwa” PiS.
Pomijam fakt, że w przypadku kuriozalnej umowy o zakupie francuskich caracali, podobnie jak np. rosyjskiego gazu po abstrakcyjnych, najwyższych i niespotykanych stawkach, skrajnym „rozdawnictwem” wykazał się akurat rząd PO-PSL - spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, która straciła władzę w cieniu niezliczonych afer. Nie będę powtarzał, że za równowartość ceny 50 sztuk caracali, wynegocjowanej przez te „spółkę”, Turcja zakupiła… 109 black hawk’ów.
Można rzec, że na marginesie odwołania przez Hollande’a przyjazdu do Polski „totalni opozycjoniści” z PO „stracili dobrą okazję do milczenia”. W kwestii formalnej, powiedział to swego czasu o zaprzyjaźnionym, polskim rządzie jakże zatroskany naszym zbiorowym dobrem współtwórca nowej osi Paryża, Berlina i Moskwy prezydent Francji Jacques Chirac. Vive la France, vive la Pologne…!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ponadto rząd w Berlinie zarzucał swym wzorcowym przyjaciołom utrudnianie niemieckim koncernom działalności na francuskim rynku, bezpardonowy protekcjonizm Sarkozyego, interwencjonizm i łączenie firm w narodowe koncerny, jak np. Suez i Gaz de France. Gdy niemiecki koncern Siemensa chciał kupić bankrutujący Alstom, prezydent podstawił mu finansowe protezy i uniemożliwił transakcję. Wojnę podjazdową toczyły od lat m.in. koncerny energetyczne, jak niemiecki RWE i francuski GDF. Niemcy i Francuzi kruszyli kopie niemal w każdej dziedzinie gospodarki, od batalii o zmiany strukturalne i wpływy w spółce EADS, z której wyłoniony został później producent caracali Airbus Group, po kolidującą ofensywę obu krajów w branżach telekomunikacji, transportu, bankowości, czy techniki wojskowej. Po obietnicy Sarkozy
ego, że wymusi na unii zlikwidowanie limitów połowowych oraz zwiększenie dopłat dla francuskich rybaków, „Frankfurter Allgemeine Zeitung” porównał francusko-niemieckie stosunki do „najgorszego okresu w relacjach obu krajów”.
Można także przypomnieć późniejsze pretensje Niemców do Francuzów za zawarcie kontraktów zbrojeniowych z Libią, czy z Chinami, na budowę m.in. siłowni jądrowych i dostaw samolotów. Podczas gdy Merkel naraziła się Chińczykom za przyjęcie Dalajlamy w Urzędzie Kanclerskim (Pekin zareagował na to odwołaniem spotkań z politykami RFN), prezydent Francji uznał kwestię Tybetu i Tajwanu, czy stosowanie kary śmierci za wewnętrzną sprawę Chin i pochwalił je za „postępy w respektowaniu praw człowieka”. W efekcie tych politycznych zabiegów rywalizujący z Niemcami Francuzi zawarli umowy z Krajem Środka o wartości ponad 20 mld euro.
Nie spotkałem takie francuskiego, czy niemieckiego polityka, który występowałby przeciw interesom własnego kraju. Gdy pod koniec urzędowania kanclerza Schrödera doszło w Berlinie do uroczystego podpisania umowy o budowie omijającego Polskę Gazociągu Północnego na dnie Bałtyku, wówczas liderka chadeckiej opozycji Angela Merkel określiła to, jako „najwspanialszy dzień w historii stosunków Rosji i Niemiec… Ale to już inna sprawa.
Jak można było się spodziewać, odwołanie przyjazdu przez prezydenta Francji uskrzydliło… polską opozycję, dla której każdy pretekst do walki z rządem własnego kraju jest dobry. Nawet wtedy, gdy ewidentnie godzi to w nasze narodowe interesy. Były szef MON Tomasz Siemoniak skomentował rezygnację Polski z zakupu caracali z obłudną troską i złośliwością: „Obawiam się, że chodzi o pieniądze na spełnienie obietnic PiS, lub obrony terytorialnej, partyzantkę Macierewicza. To jest wielka kwota, na która minister finansów patrzy łakomym okiem”.
W jeszcze bardziej dramatyczne tony uderzyła Ewa Kopacz:
Stała się rzecz niewiarygodna. Chodzi o rzecz najważniejszą, o nasze bezpieczeństwo.
Jak stwierdziła była premier na użytek TVN24, chodzi o… „cyniczne, rozpaczliwe poszukiwanie pieniędzy” na pokrycie „rozdawnictwa” PiS.
Pomijam fakt, że w przypadku kuriozalnej umowy o zakupie francuskich caracali, podobnie jak np. rosyjskiego gazu po abstrakcyjnych, najwyższych i niespotykanych stawkach, skrajnym „rozdawnictwem” wykazał się akurat rząd PO-PSL - spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, która straciła władzę w cieniu niezliczonych afer. Nie będę powtarzał, że za równowartość ceny 50 sztuk caracali, wynegocjowanej przez te „spółkę”, Turcja zakupiła… 109 black hawk’ów.
Można rzec, że na marginesie odwołania przez Hollande’a przyjazdu do Polski „totalni opozycjoniści” z PO „stracili dobrą okazję do milczenia”. W kwestii formalnej, powiedział to swego czasu o zaprzyjaźnionym, polskim rządzie jakże zatroskany naszym zbiorowym dobrem współtwórca nowej osi Paryża, Berlina i Moskwy prezydent Francji Jacques Chirac. Vive la France, vive la Pologne…!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/311252-prezydent-hollande-sie-boczy-ze-nie-chcemy-francuskich-karakanow-pardon-caracali-za-miliardy-oh-mon-dieu?strona=2