Można zarzucić PiS takie czy inne taktyczne błędy w awanturze o społeczną ustawę komitetu Stop Aborcji. Z pewnością sam finał, gdy odmówiono wysłuchania w Sejmie kogokolwiek, rozegrany został w złym stylu. Z pewnością padały z szeregów rządzącej prawicy wypowiedzi niezręczne i pełne dezynwoltury.
Ale też możliwość pogubienia się rządzącej formacji w sprawie tak trudnej i pełnej sprzeczności nikogo nie powinna dziwić. I co więcej nie przeceniałbym znaczenia poszczególnych zdarzeń „po drodze”. Naprawdę wierzycie, że odrzucenie na początku liberalnego projektu obywatelskiego a przesłanie do komisji konserwatywnego w jakiś istotny sposób pogorszyło sytuację prawicy? To prawda, trudniej się było tłumaczyć, że chodzi o poszanowanie dla inicjatyw społecznych, ale to ma znaczenie dla koneserów. Gdyby oba projekty powędrowały do komisji, protesty byłyby równie gwałtowne. Dylemat, jak się uchronić przed wizerunkiem partii, która krzywdzi kobiety w najtrudniejszej sytuacji, bynajmniej by nie zniknął.
A co najważniejsze, już po znanym nam finale debata opiera się na podstawowym kłamstwie – głoszonym pospołu przez radykalnych proliferów, polityków liberalnej opozycji i lewicowe media, nagle strasznie troszczące się o dobre samopoczucie przeciwników aborcji. – Oszukaliście frankowiczów, oszukaliście emerytów, teraz kolejną grupę – pokrzykiwał prezenter TVN Piotr Marciniak do posłanki PiS Mirosławy Różeckiej-Stachowiak.
Można się zgodzić, że rządząca prawica obwiesiła swoją kampanię obietnicami ekonomicznymi i socjalnymi. Ma dziś kłopoty z rozliczeniem się przynajmniej z częścią tych zapowiedzi. Ale proszę mi wskazać jedną wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego albo któregoś z ważnych polityków tego obozu obiecującą w kampanii zaostrzenie antyaborcyjnych zakazów. Otóż takiej wypowiedzi nie ma. Podobnie brak choćby wzmianek o kształcie aborcyjnej ustawy w kolejnych partyjnych programach.
Oczywiście jeśli słówko „okłamaliście” zastąpimy słowem „zawiedliście” odda to nastroje środowisk obrońców życia. Kierują się oni logiką wyrażoną wprost przez Wojciecha Cejrowskiego: skoro zbieraliście podpisy w kościołach, macie obowiązek realizować taki program. Ale jest przecież wiele powodów dla których ugrupowanie opowiadające się za cywilizacją życia nie musi koniecznie spieszyć się z nakazem rodzenia dla kobiet zgwałconych – opisałem je w moim poprzednim komentarzu.
Gdyby PiS miał do tego tematu stosunek jednoznaczny, zgłaszałby w poprzedniej kadencji własne projekty ustaw w tej sprawie. Tymczasem owszem, głosował za przesłaniem do komisji podobnych projektów obywatelskich. Ale nigdy nie podpisywał się pod nimi w całości. Inną sprawą jest nastawienie poszczególnych posłów ujawnione nawet w końcowym głosowaniu. I nastawienie części elektoratu, z którą trzeba się liczyć.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Można zarzucić PiS takie czy inne taktyczne błędy w awanturze o społeczną ustawę komitetu Stop Aborcji. Z pewnością sam finał, gdy odmówiono wysłuchania w Sejmie kogokolwiek, rozegrany został w złym stylu. Z pewnością padały z szeregów rządzącej prawicy wypowiedzi niezręczne i pełne dezynwoltury.
Ale też możliwość pogubienia się rządzącej formacji w sprawie tak trudnej i pełnej sprzeczności nikogo nie powinna dziwić. I co więcej nie przeceniałbym znaczenia poszczególnych zdarzeń „po drodze”. Naprawdę wierzycie, że odrzucenie na początku liberalnego projektu obywatelskiego a przesłanie do komisji konserwatywnego w jakiś istotny sposób pogorszyło sytuację prawicy? To prawda, trudniej się było tłumaczyć, że chodzi o poszanowanie dla inicjatyw społecznych, ale to ma znaczenie dla koneserów. Gdyby oba projekty powędrowały do komisji, protesty byłyby równie gwałtowne. Dylemat, jak się uchronić przed wizerunkiem partii, która krzywdzi kobiety w najtrudniejszej sytuacji, bynajmniej by nie zniknął.
A co najważniejsze, już po znanym nam finale debata opiera się na podstawowym kłamstwie – głoszonym pospołu przez radykalnych proliferów, polityków liberalnej opozycji i lewicowe media, nagle strasznie troszczące się o dobre samopoczucie przeciwników aborcji. – Oszukaliście frankowiczów, oszukaliście emerytów, teraz kolejną grupę – pokrzykiwał prezenter TVN Piotr Marciniak do posłanki PiS Mirosławy Różeckiej-Stachowiak.
Można się zgodzić, że rządząca prawica obwiesiła swoją kampanię obietnicami ekonomicznymi i socjalnymi. Ma dziś kłopoty z rozliczeniem się przynajmniej z częścią tych zapowiedzi. Ale proszę mi wskazać jedną wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego albo któregoś z ważnych polityków tego obozu obiecującą w kampanii zaostrzenie antyaborcyjnych zakazów. Otóż takiej wypowiedzi nie ma. Podobnie brak choćby wzmianek o kształcie aborcyjnej ustawy w kolejnych partyjnych programach.
Oczywiście jeśli słówko „okłamaliście” zastąpimy słowem „zawiedliście” odda to nastroje środowisk obrońców życia. Kierują się oni logiką wyrażoną wprost przez Wojciecha Cejrowskiego: skoro zbieraliście podpisy w kościołach, macie obowiązek realizować taki program. Ale jest przecież wiele powodów dla których ugrupowanie opowiadające się za cywilizacją życia nie musi koniecznie spieszyć się z nakazem rodzenia dla kobiet zgwałconych – opisałem je w moim poprzednim komentarzu.
Gdyby PiS miał do tego tematu stosunek jednoznaczny, zgłaszałby w poprzedniej kadencji własne projekty ustaw w tej sprawie. Tymczasem owszem, głosował za przesłaniem do komisji podobnych projektów obywatelskich. Ale nigdy nie podpisywał się pod nimi w całości. Inną sprawą jest nastawienie poszczególnych posłów ujawnione nawet w końcowym głosowaniu. I nastawienie części elektoratu, z którą trzeba się liczyć.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/311133-kiedy-prawo-i-sprawiedliwosc-obiecywalo-zmiane-ustawy-aborcyjnej-nigdy