To się narobiło. Niemiecki europoseł uczy prezesa PiS… poczucia patriotyzmu. Nazywa się Manfred Weber, należy do bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU), a w Parlamencie Europejskim przewodniczy frakcji ludowców (EPL). Weber jest „kompletnie zaskoczony” postawą Jarosława Kaczyńskiego, który nie popiera kandydatury - jak to ujął - „polskiego obywatela na bardzo odpowiedzialne stanowisko w Europie”.
Chodzi o obywatela Donalda Tuska. Zdaniem Webera, szef Rady Europejskiej „wykonał w ciągu ostatnich dwóch lat fantastyczną robotę” i powinien pozostać w Brukseli. Niemiecki eurodeputowany dziwi się, że PiS mógłby nie poprzeć starań Tuska o prolongatę zatrudnienia na następne dwa i pół roku:
To nie jest patriotyczne podejście ze strony Kaczyńskiego
— skrytykował.
Z punktu widzenia Webera robota Tuska może była „fantastyczna”, z polskiego - nie bardzo. Nie chodzi nawet o różnice w ocenie pracy ekspremiera na posadzie szefa PE, lecz głównie o to, co zrobił i czego nie zrobił podczas sprawowania rządów w Polsce. To po pierwsze. Po drugie, „fantastyczny” Tusk jest jedynym szefem rządu, który tuż przed wyborami porzucił własny gabinet, partię, naród i kraj, i w atmosferze licznych afer i skandali czmychnął za granicę, aby - de facto - dzięki niemieckiej protekcji objąć bardziej lukratywne stanowisko w Brukseli. Takie są fakty, a z faktami się nie dyskutuje. I tu wyłania się następny problem. Gastarbeiter Tusk, który nie ma dziś pewności, czy uda mu się przedłużyć zatrudnienie w unijnym biurze, zastanawia się, co dalej. Nawet jeśli się uda, to co potem?
Z upływem czasu jego wizerunek jest w kraju coraz gorszy, coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że premier Tusk był konserwatorem i cerberem postkomunistycznych układów, rzeczywistym prowokatorem wojny polsko-polskiej i społecznych podziałów.
Rozpętana przez PO wobec przeciwników politycznych kampania nienawiści, szyderstwa i lekceważenia stanowiła podstawę utrzymywania się Tuska u władzy. Wola zdecydowanej większości narodu nie miała dla niego żadnego znaczenia; dla przypomnienia, po jego klęsce w 2005r., gdy wyborcy wyraźnie postawili na koalicję PiS z PO, mimo propozycji oddania partii Tuska przez partię Kaczyńskiego większości ministerstw, nakazał - co ujawnił później Jan Maria Rokita – przeciąganie negocjacji w nieskończoność, aby nie doszło do powstania wspólnego rządu. Manewr świetny, w konsekwencji dwa lata później Tusk mógł świętować sukces, PO zdobyła władzę.
Co było później, najlepiej ilustrują jego własne słowa tuż przed ucieczką do Brukseli, a także jego narzuconej następczyni, premier Ewy Kopacz z początku i końca jej urzędowania, oraz obecnego szefa PO Grzegorza Schetyny: …przepraszamy, …przepraszamy, …przepraszamy, …musimy odbudować społeczne zaufanie, …musimy odbudować zaufanie społeczeństwa, musimy odbudować zaufanie Polek i Polaków.
Być może, na pewno, mało słuchaliśmy ludzi, ale zapłaciliśmy za to wielką cenę: przegraliśmy wybory. (…) Niektórzy z nas po prostu zawiedli i za to muszę, i za to chcę w imieniu Platformy dzisiaj jeszcze raz powiedzieć: przepraszam
— bił się w piersi po raz „enty” przewodniczący Schetyna na niedawnym zjeździe PO.
Jacy „niektórzy” i w czym „zawiedli”? - nie ważne, głupiemu ludowi ma wystarczyć ten eufemizm, jacyś oni… Dla dobra ludu, lepiej żeby za wiele nie wiedział i nie rozpamiętywał, bo po co jątrzyć. Dlatego należy: pkt. 1 - rozwiązać Centralne Biuro Antykorupcyjne, pkt. 2 - zlikwidować Instytut Pamięci Narodowej, zaproponował szef PO.
Wprawdzie Schetyna nie lubi Tuska, ale w roli prezydenta może by go jakoś przełknął. W każdym razie w powrocie do kraju z tarczą pomagał mu za bardzo nie będzie. Sam Tusk chętnie wziąłby odwet za przegraną w wyborach prezydenckich z 2005r., najpierw jednak musiałby ponownie zaistnieć na scenie polskiej polityki. A są tacy, którzy na niego czekają. Życzliwe mu media już podgrzewają atmosferę. TVN zlecił sondaż na tę okoliczność, który Millward Brown przeprowadził na - cytuję - „ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie” słownie… jednego tysiąca i dwóch osób. 49 proc. tych „reprezentatywnych” poparłoby prezydenta Andrzeja Dudę, zaś 46 proc. Tuska.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To się narobiło. Niemiecki europoseł uczy prezesa PiS… poczucia patriotyzmu. Nazywa się Manfred Weber, należy do bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU), a w Parlamencie Europejskim przewodniczy frakcji ludowców (EPL). Weber jest „kompletnie zaskoczony” postawą Jarosława Kaczyńskiego, który nie popiera kandydatury - jak to ujął - „polskiego obywatela na bardzo odpowiedzialne stanowisko w Europie”.
Chodzi o obywatela Donalda Tuska. Zdaniem Webera, szef Rady Europejskiej „wykonał w ciągu ostatnich dwóch lat fantastyczną robotę” i powinien pozostać w Brukseli. Niemiecki eurodeputowany dziwi się, że PiS mógłby nie poprzeć starań Tuska o prolongatę zatrudnienia na następne dwa i pół roku:
To nie jest patriotyczne podejście ze strony Kaczyńskiego
— skrytykował.
Z punktu widzenia Webera robota Tuska może była „fantastyczna”, z polskiego - nie bardzo. Nie chodzi nawet o różnice w ocenie pracy ekspremiera na posadzie szefa PE, lecz głównie o to, co zrobił i czego nie zrobił podczas sprawowania rządów w Polsce. To po pierwsze. Po drugie, „fantastyczny” Tusk jest jedynym szefem rządu, który tuż przed wyborami porzucił własny gabinet, partię, naród i kraj, i w atmosferze licznych afer i skandali czmychnął za granicę, aby - de facto - dzięki niemieckiej protekcji objąć bardziej lukratywne stanowisko w Brukseli. Takie są fakty, a z faktami się nie dyskutuje. I tu wyłania się następny problem. Gastarbeiter Tusk, który nie ma dziś pewności, czy uda mu się przedłużyć zatrudnienie w unijnym biurze, zastanawia się, co dalej. Nawet jeśli się uda, to co potem?
Z upływem czasu jego wizerunek jest w kraju coraz gorszy, coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że premier Tusk był konserwatorem i cerberem postkomunistycznych układów, rzeczywistym prowokatorem wojny polsko-polskiej i społecznych podziałów.
Rozpętana przez PO wobec przeciwników politycznych kampania nienawiści, szyderstwa i lekceważenia stanowiła podstawę utrzymywania się Tuska u władzy. Wola zdecydowanej większości narodu nie miała dla niego żadnego znaczenia; dla przypomnienia, po jego klęsce w 2005r., gdy wyborcy wyraźnie postawili na koalicję PiS z PO, mimo propozycji oddania partii Tuska przez partię Kaczyńskiego większości ministerstw, nakazał - co ujawnił później Jan Maria Rokita – przeciąganie negocjacji w nieskończoność, aby nie doszło do powstania wspólnego rządu. Manewr świetny, w konsekwencji dwa lata później Tusk mógł świętować sukces, PO zdobyła władzę.
Co było później, najlepiej ilustrują jego własne słowa tuż przed ucieczką do Brukseli, a także jego narzuconej następczyni, premier Ewy Kopacz z początku i końca jej urzędowania, oraz obecnego szefa PO Grzegorza Schetyny: …przepraszamy, …przepraszamy, …przepraszamy, …musimy odbudować społeczne zaufanie, …musimy odbudować zaufanie społeczeństwa, musimy odbudować zaufanie Polek i Polaków.
Być może, na pewno, mało słuchaliśmy ludzi, ale zapłaciliśmy za to wielką cenę: przegraliśmy wybory. (…) Niektórzy z nas po prostu zawiedli i za to muszę, i za to chcę w imieniu Platformy dzisiaj jeszcze raz powiedzieć: przepraszam
— bił się w piersi po raz „enty” przewodniczący Schetyna na niedawnym zjeździe PO.
Jacy „niektórzy” i w czym „zawiedli”? - nie ważne, głupiemu ludowi ma wystarczyć ten eufemizm, jacyś oni… Dla dobra ludu, lepiej żeby za wiele nie wiedział i nie rozpamiętywał, bo po co jątrzyć. Dlatego należy: pkt. 1 - rozwiązać Centralne Biuro Antykorupcyjne, pkt. 2 - zlikwidować Instytut Pamięci Narodowej, zaproponował szef PO.
Wprawdzie Schetyna nie lubi Tuska, ale w roli prezydenta może by go jakoś przełknął. W każdym razie w powrocie do kraju z tarczą pomagał mu za bardzo nie będzie. Sam Tusk chętnie wziąłby odwet za przegraną w wyborach prezydenckich z 2005r., najpierw jednak musiałby ponownie zaistnieć na scenie polskiej polityki. A są tacy, którzy na niego czekają. Życzliwe mu media już podgrzewają atmosferę. TVN zlecił sondaż na tę okoliczność, który Millward Brown przeprowadził na - cytuję - „ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie” słownie… jednego tysiąca i dwóch osób. 49 proc. tych „reprezentatywnych” poparłoby prezydenta Andrzeja Dudę, zaś 46 proc. Tuska.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/310996-cwierkanie-tuska-kto-by-pomyslal-krol-europy-prosi-kaczynskiego-o-wsparcie-w-powrocie-na-scene-polskiej-polityki