Formuła, za pomocą której złożył dymisję Paweł Szałamacha, przejdzie zapewne do historii polskiej polityki. „Wydarzenia przybrały obrót niekoniecznie wskazujący na możliwość kontynuowania mojej misji w Ministerstwie Finansów” – napisał dotychczasowy minister finansów w piśmie do premier Beaty Szydło. Trzeba docenić to poczucie humoru jak z Monty Pythona.
Teraz – nie jest to stwierdzenie odkrywcze, piszą to od jakiegoś czasu wszyscy komentatorzy – Morawiecki straci w końcu wytłumaczenie, dlaczego jego plan pozostaje w większej części nadal właśnie planem. A właściwie nawet nie tyle planem, co prezentacją zarysów planu. Ma przecież w ręku wszystkie instrumenty.
To jest obrót spraw jak najbardziej logiczny z punktu widzenia programu PiS i priorytetów władzy. Plan Morawieckiego pozostaje jedyną gospodarczą koncepcją tego rządu i wszystko zostało postawione na tę jedną kartę. Ludzie z kręgów władzy – ci niezwiązani ze starą gwardią PiS czy zakonem PC, a zarazem mający inklinacje liberalne – także jedyną szansę widzą w Morawieckim i jego koncepcjach. Ten wątek przewija się w każdej nieoficjalnej rozmowie: Morawiecki musi w końcu ruszyć, musi zacząć robić, co ma robić, bo jeśli nie on, to kto? Tu już nie ma alternatywy ani zastępstwa.
Jest także kwestia odpowiedzialności, która przy takim podejściu nie będzie rozmyta. Morawiecki, mając wszystkie instrumenty w ręku (bo przecież powstała jeszcze rada gospodarcza przy premierze), będzie również całkowicie odpowiedzialny za efekty swojej pracy. Nie można jednak zapominać, że ostateczną odpowiedzialność polityczną ponosi szef rządu, ale również – nawet jeśli nie formalnie, to faktycznie, i żadne wybiegi tego nie zmienią – lider większości, niekwestionowany przywódca swojej partii, kreator obecnej polskiej polityki i zarazem człowiek, który Morawieckiego wymyślił i powierzył mu ogromne kompetencje, czyli Jarosław Kaczyński.
Są zatem argumenty na rzecz połączenia w jednym ręku potężnego Ministerstwa Rozwoju i Ministerstwa Finansów, nawet jeśli nie oznacza to złączenia obu tych resortów w jeden. Minister rozwoju ma bezpośredni wgląd w księgi rachunkowe państwa, wie, na co można sobie pozwolić, wie, co jest priorytetem i sam może o tym decydować. Finanse państwa zostają ostatecznie podporządkowane naczelnemu planowi gospodarczemu.
Tak brzmi konkluzja optymistyczna. Ale są też zagrożenia.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Formuła, za pomocą której złożył dymisję Paweł Szałamacha, przejdzie zapewne do historii polskiej polityki. „Wydarzenia przybrały obrót niekoniecznie wskazujący na możliwość kontynuowania mojej misji w Ministerstwie Finansów” – napisał dotychczasowy minister finansów w piśmie do premier Beaty Szydło. Trzeba docenić to poczucie humoru jak z Monty Pythona.
Teraz – nie jest to stwierdzenie odkrywcze, piszą to od jakiegoś czasu wszyscy komentatorzy – Morawiecki straci w końcu wytłumaczenie, dlaczego jego plan pozostaje w większej części nadal właśnie planem. A właściwie nawet nie tyle planem, co prezentacją zarysów planu. Ma przecież w ręku wszystkie instrumenty.
To jest obrót spraw jak najbardziej logiczny z punktu widzenia programu PiS i priorytetów władzy. Plan Morawieckiego pozostaje jedyną gospodarczą koncepcją tego rządu i wszystko zostało postawione na tę jedną kartę. Ludzie z kręgów władzy – ci niezwiązani ze starą gwardią PiS czy zakonem PC, a zarazem mający inklinacje liberalne – także jedyną szansę widzą w Morawieckim i jego koncepcjach. Ten wątek przewija się w każdej nieoficjalnej rozmowie: Morawiecki musi w końcu ruszyć, musi zacząć robić, co ma robić, bo jeśli nie on, to kto? Tu już nie ma alternatywy ani zastępstwa.
Jest także kwestia odpowiedzialności, która przy takim podejściu nie będzie rozmyta. Morawiecki, mając wszystkie instrumenty w ręku (bo przecież powstała jeszcze rada gospodarcza przy premierze), będzie również całkowicie odpowiedzialny za efekty swojej pracy. Nie można jednak zapominać, że ostateczną odpowiedzialność polityczną ponosi szef rządu, ale również – nawet jeśli nie formalnie, to faktycznie, i żadne wybiegi tego nie zmienią – lider większości, niekwestionowany przywódca swojej partii, kreator obecnej polskiej polityki i zarazem człowiek, który Morawieckiego wymyślił i powierzył mu ogromne kompetencje, czyli Jarosław Kaczyński.
Są zatem argumenty na rzecz połączenia w jednym ręku potężnego Ministerstwa Rozwoju i Ministerstwa Finansów, nawet jeśli nie oznacza to złączenia obu tych resortów w jeden. Minister rozwoju ma bezpośredni wgląd w księgi rachunkowe państwa, wie, na co można sobie pozwolić, wie, co jest priorytetem i sam może o tym decydować. Finanse państwa zostają ostatecznie podporządkowane naczelnemu planowi gospodarczemu.
Tak brzmi konkluzja optymistyczna. Ale są też zagrożenia.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/310083-superminister-morawiecki-czyli-brak-planu-b