Popadający w zapomnienie pupil Platformy tzw. Obywatelskiej, „człowiek z wazeliny”, rozżalony na cały świat były moderator Tomasz Lis z powodu wygnania ze studia TVP wzywa równie rozżalonych z politycznego autu do ulicznej konfrontacji z narodem. Marzy mu się wielka zadyma, jak to wcześniej zapowiadał „dyktaturze Kaczyńskiego - Majdan w Warszawie”…
„Już dziś wzywam wszystkich demokratów i przeciwników PiS do wielkiej mobilizacji i organizacji 11 listopada marsza pół miliona ludzi”
— ogłosił swój alert na Twitterze.
Na co liczy ów ekranowy frustrat? Nawet gdyby udało się zebrać te „pół miliona”, byłby to jedynie pokaz ich małości wobec prawie 38 mln społeczeństwa, które dokonało demokratycznego wyboru i pozbawiło ich władzy. Tę partię, którą porzucił nawet jej lider i w cieniu afer czmychnął za granicę; to fakt, którego nie podważy nawet skrajnie czołobitny Lis - Donald Tusk przeszedł do historii światowej polityki, jako pierwszy szef rządu, który tuż przed wyborami porzucił własny gabinet, naród i kraj dla bardziej intratnej fuchy gastarbeitera w Brukseli. Mniejsza z tym, choć w odezwie Lisa do „wszystkich demokratów i przeciwników PiS”, w skrócie „zakodowanych”, chodzi poniekąd również o Tuska, którego ci już widzą na miejscu prezydenta Andrzeja Dudy.
Apel Lisa nie jest wyłącznie takim żenującym spektaklem jak plucie na limuzynę polskiego prezydenta przez paru zacietrzewionych, żałosnych bezmózgowców podczas jego wizyty w USA. Jest czymś o groźniejszym. Tomasz Lis liczy na skuteczną prowokację, na uliczne burdy. Może wtedy niemieckie media znów poproszą go o wywiad, w którym pożali się na depczące demokrację pisowskie Hitlerjugend i Sturmabteilung, i zwróci się do wolnego świata z dramatyczną prośbą o izolację na arenie międzynarodowej i pomoc w odsunięciu tych faszystów od władzy.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Popadający w zapomnienie pupil Platformy tzw. Obywatelskiej, „człowiek z wazeliny”, rozżalony na cały świat były moderator Tomasz Lis z powodu wygnania ze studia TVP wzywa równie rozżalonych z politycznego autu do ulicznej konfrontacji z narodem. Marzy mu się wielka zadyma, jak to wcześniej zapowiadał „dyktaturze Kaczyńskiego - Majdan w Warszawie”…
„Już dziś wzywam wszystkich demokratów i przeciwników PiS do wielkiej mobilizacji i organizacji 11 listopada marsza pół miliona ludzi”
— ogłosił swój alert na Twitterze.
Na co liczy ów ekranowy frustrat? Nawet gdyby udało się zebrać te „pół miliona”, byłby to jedynie pokaz ich małości wobec prawie 38 mln społeczeństwa, które dokonało demokratycznego wyboru i pozbawiło ich władzy. Tę partię, którą porzucił nawet jej lider i w cieniu afer czmychnął za granicę; to fakt, którego nie podważy nawet skrajnie czołobitny Lis - Donald Tusk przeszedł do historii światowej polityki, jako pierwszy szef rządu, który tuż przed wyborami porzucił własny gabinet, naród i kraj dla bardziej intratnej fuchy gastarbeitera w Brukseli. Mniejsza z tym, choć w odezwie Lisa do „wszystkich demokratów i przeciwników PiS”, w skrócie „zakodowanych”, chodzi poniekąd również o Tuska, którego ci już widzą na miejscu prezydenta Andrzeja Dudy.
Apel Lisa nie jest wyłącznie takim żenującym spektaklem jak plucie na limuzynę polskiego prezydenta przez paru zacietrzewionych, żałosnych bezmózgowców podczas jego wizyty w USA. Jest czymś o groźniejszym. Tomasz Lis liczy na skuteczną prowokację, na uliczne burdy. Może wtedy niemieckie media znów poproszą go o wywiad, w którym pożali się na depczące demokrację pisowskie Hitlerjugend i Sturmabteilung, i zwróci się do wolnego świata z dramatyczną prośbą o izolację na arenie międzynarodowej i pomoc w odsunięciu tych faszystów od władzy.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/309841-scenariusz-z-chorej-wyobrazni-rozzalony-i-zdesperowany-lis-wzywa-do-ulicznej-konfrontacji-w-swieto-niepodleglosci