Kijowski i KOD dowodzą, że ich marsze to już tylko pokaz pychy, egzaltacji i alienacji klasy próżniaczej III RP
Manifestacja pracowników służby zdrowia pokazała demonstrujących tego samego dnia zwolenników Komitetu Obrony Demokracji jako darmozjadów, próżniaków i zblazowanych sybarytów. Wprawdzie sobotnia (24 września 2016 r.) manifestacja przedstawicieli wszystkich zawodów medycznych momentami była bardzo teatralna, ale jednak pokazywała realne problemy i realne życie. Natomiast demonstracja KOD to kompletne oderwanie od realnego życia. Właściwie to trudno było się zorientować, o co chodzi demonstrantom spod znaku KOD, zgromadzonym na wyjątkowo rachitycznej imprezie 24 września. Podobno chodziło o „dość podziałów, jedną Polskę”, co zabrzmiało jak program partii Putina - Jedna Rosja, która kilka dni temu okazale wygrała wybory w Rosji.
Radomir Szumełda, szef pomorskich struktur KOD i „człowiek z bandażem” z niedawnego pogrzebu „Inki” i „Zagończyka” mówił o solidarności, jedności i generalnie był przeciw wszystkim (jak w słynnym grepsie z „Psów” Pasikowskiego, gdzie jeden z esbeków wznosił toast „na pohybel wszystkim”), czyli przeciw PiS, który z wszystkim mu się kojarzył. Przylepiony do KOD szef Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz bronił uczniów i nauczycieli przed jakimś strasznym zamachem PiS na szkołę, zaś gimnazja stały się opoką znakomitej szkoły, choć przed zapowiedzią ich likwidacji nikt tej ich wspaniałości jakoś nie dostrzegał. A piosenkarka Kayah, ubrana na czarno (w ramach tzw. czarnego protestu), wyraziła swoją jedność z jakimiś zagrożonymi „siostrami”. Z kolejnych wystąpień można było zrozumieć tylko tyle, że „nie ma zgody”, „choćby poszło z wami tysiąc Kukizów”. Odnaleźli się też na scenie Ludwika i Henryk Wujcowie (przemawiała tylko pani Wujcowa) jako reprezentanci KOR. Ludwika Wujec połączyła KOD z KOR. Nie tylko gdy chodzi o wyznawane ideały, ale też w związku z bitymi: w czasach KOR przez ZOMO, a obecnie wprawdzie nie przez władze, ale przez jakieś bojówki, które leją zamiast władzy i ku jej ukontentowaniu. Wodzirej imprezy (nie, nie był to Jerzy Stuhr) podsumował to hasłem: „Od KOR-u do KOD-u dla dobra narodu”. Płynące ze sceny dziwactwa można by cytować jeszcze długo, tylko nie ma w tym żadnego sensu, podobnie jak trudno było znaleźć sens w wypowiedziach mówców. Odnotuję tylko wyjątkowe zaangażowanie w obronę demokracji ze strony prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. I na pewno to jego zaangażowanie nie ma nic wspólnego z tym, że jego szachrajstwami z bardzo okazałym majątkiem zajmuje się prokuratura.
Już to, że demonstracja KOD rozpoczęła się pod siedzibą Trybunału Konstytucyjnego i po raz setny próbowała wmówić przeciętnym Polakom, że nie ma w Polsce ważniejszej sprawy niż samopoczucie Andrzeja Rzeplińskiego oraz jego ośmiu kolegów (wyróżnionych w ujawnionej korespondencji między sędziami), którzy stali się wyłącznie „mułłami” prawa, a nie sędziami - jak to trafnie przewidywał nieżyjący już sędzia Sądu Najwyższego USA Antonin Scalia. A jakby mało było kolejnego uwznioślania TK i prezesa Rzeplińskiego, demonstrujący 24 września kodowcy postanowili występować też jako rzecznicy sędziów. Tych samych sędziów, którzy na niedawnym nadzwyczajnym kongresie w Warszawie pokazali kompletne oderwanie zarówno od realnych problemów sądownictwa, jak i od kłopotów przeciętnych Polaków z sądami i sędziami. Już widzę te miliony przeciętnych Polaków porwanych do obrony dziewięciu „wypasionych kotów” z Trybunału Konstytucyjnego. Albo tych sędziów z nadzwyczajnego kongresu, dla których liczą się tylko polityka, kasa, wpływy i obrona własnej koterii, a nie służenie przeciętnym ludziom i powszechny dostęp do sprawiedliwości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Kijowski i KOD dowodzą, że ich marsze to już tylko pokaz pychy, egzaltacji i alienacji klasy próżniaczej III RP
Manifestacja pracowników służby zdrowia pokazała demonstrujących tego samego dnia zwolenników Komitetu Obrony Demokracji jako darmozjadów, próżniaków i zblazowanych sybarytów. Wprawdzie sobotnia (24 września 2016 r.) manifestacja przedstawicieli wszystkich zawodów medycznych momentami była bardzo teatralna, ale jednak pokazywała realne problemy i realne życie. Natomiast demonstracja KOD to kompletne oderwanie od realnego życia. Właściwie to trudno było się zorientować, o co chodzi demonstrantom spod znaku KOD, zgromadzonym na wyjątkowo rachitycznej imprezie 24 września. Podobno chodziło o „dość podziałów, jedną Polskę”, co zabrzmiało jak program partii Putina - Jedna Rosja, która kilka dni temu okazale wygrała wybory w Rosji.
Radomir Szumełda, szef pomorskich struktur KOD i „człowiek z bandażem” z niedawnego pogrzebu „Inki” i „Zagończyka” mówił o solidarności, jedności i generalnie był przeciw wszystkim (jak w słynnym grepsie z „Psów” Pasikowskiego, gdzie jeden z esbeków wznosił toast „na pohybel wszystkim”), czyli przeciw PiS, który z wszystkim mu się kojarzył. Przylepiony do KOD szef Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz bronił uczniów i nauczycieli przed jakimś strasznym zamachem PiS na szkołę, zaś gimnazja stały się opoką znakomitej szkoły, choć przed zapowiedzią ich likwidacji nikt tej ich wspaniałości jakoś nie dostrzegał. A piosenkarka Kayah, ubrana na czarno (w ramach tzw. czarnego protestu), wyraziła swoją jedność z jakimiś zagrożonymi „siostrami”. Z kolejnych wystąpień można było zrozumieć tylko tyle, że „nie ma zgody”, „choćby poszło z wami tysiąc Kukizów”. Odnaleźli się też na scenie Ludwika i Henryk Wujcowie (przemawiała tylko pani Wujcowa) jako reprezentanci KOR. Ludwika Wujec połączyła KOD z KOR. Nie tylko gdy chodzi o wyznawane ideały, ale też w związku z bitymi: w czasach KOR przez ZOMO, a obecnie wprawdzie nie przez władze, ale przez jakieś bojówki, które leją zamiast władzy i ku jej ukontentowaniu. Wodzirej imprezy (nie, nie był to Jerzy Stuhr) podsumował to hasłem: „Od KOR-u do KOD-u dla dobra narodu”. Płynące ze sceny dziwactwa można by cytować jeszcze długo, tylko nie ma w tym żadnego sensu, podobnie jak trudno było znaleźć sens w wypowiedziach mówców. Odnotuję tylko wyjątkowe zaangażowanie w obronę demokracji ze strony prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. I na pewno to jego zaangażowanie nie ma nic wspólnego z tym, że jego szachrajstwami z bardzo okazałym majątkiem zajmuje się prokuratura.
Już to, że demonstracja KOD rozpoczęła się pod siedzibą Trybunału Konstytucyjnego i po raz setny próbowała wmówić przeciętnym Polakom, że nie ma w Polsce ważniejszej sprawy niż samopoczucie Andrzeja Rzeplińskiego oraz jego ośmiu kolegów (wyróżnionych w ujawnionej korespondencji między sędziami), którzy stali się wyłącznie „mułłami” prawa, a nie sędziami - jak to trafnie przewidywał nieżyjący już sędzia Sądu Najwyższego USA Antonin Scalia. A jakby mało było kolejnego uwznioślania TK i prezesa Rzeplińskiego, demonstrujący 24 września kodowcy postanowili występować też jako rzecznicy sędziów. Tych samych sędziów, którzy na niedawnym nadzwyczajnym kongresie w Warszawie pokazali kompletne oderwanie zarówno od realnych problemów sądownictwa, jak i od kłopotów przeciętnych Polaków z sądami i sędziami. Już widzę te miliony przeciętnych Polaków porwanych do obrony dziewięciu „wypasionych kotów” z Trybunału Konstytucyjnego. Albo tych sędziów z nadzwyczajnego kongresu, dla których liczą się tylko polityka, kasa, wpływy i obrona własnej koterii, a nie służenie przeciętnym ludziom i powszechny dostęp do sprawiedliwości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/309537-na-marszu-kod-adam-michnik-powiedzial-o-co-chodzi-zeby-bylo-tak-jak-bylo-tylko-bardziej