Pisałem w tygodniku „W Sieci” („CBA wszystko widzi”), że patologie „swoich” łatwiej się wykrywa i ściga, szczególnie w początkowym okresie rządzenia, gdyż są oni mniej przezorni, ostrożni, częściej popełniają błędy, mniej się ze wszystkim kryją niż ci, którzy są doświadczeni w korupcyjnym fachu. Osobom odpowiedzialnym od listopada 2015 r. za ściganie patologii lepiej są też znane różne powiązania „swoich”, co czyni łatwiejszymi działania operacyjne. Ci, którzy bezkarnie funkcjonowali po wyrzuceniu Kamińskiego i jego ludzi z CBA, zdążyli przez lata stworzyć liczne zabezpieczenia i systemy ostrzegania, wciągając w to prokuratorów i sędziów, co doskonale pokazano 21 września w TVP 1, w „Magazynie Śledczym” Anity Gargas poświęconym tzw. podkarpackiej ośmiornicy. Ci ludzie korzystają z doradztwa byłych policjantów w sztuce kamuflażu czy zabezpieczania się przed inwigilacją. Ci, którzy działają od niedawna ani nie mają zaplecza osłonowego, ani w większości nie używają zaawansowanych technik kamuflażu, dlatego łatwiej ich namierzyć. Poza tym liczy się także wola zwalczania wszelkich patologii, niezależnie od tego, kogo one dotyczą. W tym kontekście 10 miesięcy sprawowania władzy przez PiS to nie jest wcale dużo, zważywszy na metody pracy tajnych służb i tryb działania prokuratury, która przecież pod rządami Andrzeja Seremeta mocno się zautonomizowała, co niekoniecznie poprawiało jej efektywność.
Najważniejsze jest to, że władza wywodząca się z PiS, w tym tajne służby i organy ścigania nie chronią „swoich”, lecz ich przede wszystkim mają na oku. To poprzednia władza „swoich” chroniła, przez co patologie stały się prawdziwą gangreną. I znowu dowodem mogłoby być to, co pokazano w programie Anity Gargas, a co przecież jest tylko drobnym wycinkiem. Tam, gdzie są władza, wpływy i pieniądze, istnieje korupcyjny czy szerzej patologiczny potencjał. Chodzi tylko ot o, żeby te patologie nie stały się normalnością, żeby nie było świętych krów, aby nie ścigano tylko tych, którzy nie mają znajomości, układów, których nie stać na kupienie sobie bezkarności. Wprawdzie wtedy jest cicho o patologiach szeroko rozumianego obozu władzy, ale to nie znaczy, że ich nie ma. One są wszechobecne właśnie dlatego, że są bezkarne. I z punktu widzenia państwa oraz społecznego poczucia sprawiedliwości to sytuacja totalnie demoralizująca i deprawująca. Normalnie jest wtedy, kiedy o patologiach „swoich” się mówi i je ściga. Bo ludzie nie są aniołami, a najważniejszymi czynnikami odstręczającymi od korupcji i pokrewnych zachowań są strach przed schwytaniem czy wykryciem, niemożność liczenia na żaden parasol ochronny i nieuchronność kary (w różnych formach, niekoniecznie kodeksowych). Czymś absolutnie patologicznym jest udawanie, że jest dobrze, gdy służby powołane do ścigania patologii tylko pozorują pracę albo zajmują się płotkami. I gdy mają wdrukowane, że nie wolno się zajmować ważnymi figurami z obozu władzy.
Zmiana władzy zawsze wiąże się z przylepieniem do zwycięskiego obozu wszelkiego rodzaju kanciarzy i geszefciarzy, zawsze jest próbą charakterów dla urzędników i polityków. Nie ma nic gorszego niż swobodne i bezkarne trwanie patologii czy wręcz uczynienie ich integralnym składnikiem systemu sprawowania władzy. A tak stało się przecież po wyrzuceniu Mariusza Kamińskiego z CBA i postawieniu przed sądem właśnie jego, a nie tych wszystkich kanciarzy, których ścigał. Normalne są mechanizmy kontroli, wykrywania i eliminowania patologii. A im bardziej dotyczą one „swoich”, tym w lepszej kondycji jest państwo i jego instytucje, tym większe panuje poczucie sprawiedliwości wśród przeciętnych ludzi.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pisałem w tygodniku „W Sieci” („CBA wszystko widzi”), że patologie „swoich” łatwiej się wykrywa i ściga, szczególnie w początkowym okresie rządzenia, gdyż są oni mniej przezorni, ostrożni, częściej popełniają błędy, mniej się ze wszystkim kryją niż ci, którzy są doświadczeni w korupcyjnym fachu. Osobom odpowiedzialnym od listopada 2015 r. za ściganie patologii lepiej są też znane różne powiązania „swoich”, co czyni łatwiejszymi działania operacyjne. Ci, którzy bezkarnie funkcjonowali po wyrzuceniu Kamińskiego i jego ludzi z CBA, zdążyli przez lata stworzyć liczne zabezpieczenia i systemy ostrzegania, wciągając w to prokuratorów i sędziów, co doskonale pokazano 21 września w TVP 1, w „Magazynie Śledczym” Anity Gargas poświęconym tzw. podkarpackiej ośmiornicy. Ci ludzie korzystają z doradztwa byłych policjantów w sztuce kamuflażu czy zabezpieczania się przed inwigilacją. Ci, którzy działają od niedawna ani nie mają zaplecza osłonowego, ani w większości nie używają zaawansowanych technik kamuflażu, dlatego łatwiej ich namierzyć. Poza tym liczy się także wola zwalczania wszelkich patologii, niezależnie od tego, kogo one dotyczą. W tym kontekście 10 miesięcy sprawowania władzy przez PiS to nie jest wcale dużo, zważywszy na metody pracy tajnych służb i tryb działania prokuratury, która przecież pod rządami Andrzeja Seremeta mocno się zautonomizowała, co niekoniecznie poprawiało jej efektywność.
Najważniejsze jest to, że władza wywodząca się z PiS, w tym tajne służby i organy ścigania nie chronią „swoich”, lecz ich przede wszystkim mają na oku. To poprzednia władza „swoich” chroniła, przez co patologie stały się prawdziwą gangreną. I znowu dowodem mogłoby być to, co pokazano w programie Anity Gargas, a co przecież jest tylko drobnym wycinkiem. Tam, gdzie są władza, wpływy i pieniądze, istnieje korupcyjny czy szerzej patologiczny potencjał. Chodzi tylko ot o, żeby te patologie nie stały się normalnością, żeby nie było świętych krów, aby nie ścigano tylko tych, którzy nie mają znajomości, układów, których nie stać na kupienie sobie bezkarności. Wprawdzie wtedy jest cicho o patologiach szeroko rozumianego obozu władzy, ale to nie znaczy, że ich nie ma. One są wszechobecne właśnie dlatego, że są bezkarne. I z punktu widzenia państwa oraz społecznego poczucia sprawiedliwości to sytuacja totalnie demoralizująca i deprawująca. Normalnie jest wtedy, kiedy o patologiach „swoich” się mówi i je ściga. Bo ludzie nie są aniołami, a najważniejszymi czynnikami odstręczającymi od korupcji i pokrewnych zachowań są strach przed schwytaniem czy wykryciem, niemożność liczenia na żaden parasol ochronny i nieuchronność kary (w różnych formach, niekoniecznie kodeksowych). Czymś absolutnie patologicznym jest udawanie, że jest dobrze, gdy służby powołane do ścigania patologii tylko pozorują pracę albo zajmują się płotkami. I gdy mają wdrukowane, że nie wolno się zajmować ważnymi figurami z obozu władzy.
Zmiana władzy zawsze wiąże się z przylepieniem do zwycięskiego obozu wszelkiego rodzaju kanciarzy i geszefciarzy, zawsze jest próbą charakterów dla urzędników i polityków. Nie ma nic gorszego niż swobodne i bezkarne trwanie patologii czy wręcz uczynienie ich integralnym składnikiem systemu sprawowania władzy. A tak stało się przecież po wyrzuceniu Mariusza Kamińskiego z CBA i postawieniu przed sądem właśnie jego, a nie tych wszystkich kanciarzy, których ścigał. Normalne są mechanizmy kontroli, wykrywania i eliminowania patologii. A im bardziej dotyczą one „swoich”, tym w lepszej kondycji jest państwo i jego instytucje, tym większe panuje poczucie sprawiedliwości wśród przeciętnych ludzi.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/309233-im-wiecej-patologii-wsrod-swoich-wykrywa-wladza-pis-tym-lepiej-to-o-niej-swiadczy?strona=2