Andrzej Rozenek, niegdyś polityk od Palikota, przedtem SLD, a od zawsze dziennikarz urbanowskiego tygodnika „NIE”, opublikował w tymże periodyku artykuł o tym, jakoby gdzieś w Donbasie (oczywiście po ukraińskiej stronie) znajdowało się kilkunastu polskich komandosów z jednostki w Lublińcu, wysłanych tam (wraz z oficerem wojskowego kontrwywiadu) przez Antoniego Macierewicza. Co tam rzekomo robią – tego autor nie precyzuje, podkreśla natomiast, że wzięli z sobą po 2000 ostrej amunicji na głowę i sprzęt bojowy.
Tyle konkretów, poza tym sporo labidzenia o „prowokowaniu Rosji”. I te labidzenia, i ten tekst w wykonaniu gentlemana, który zapewne zdobyłby medalowe miejsce w konkursie na polskiego polityka najczęściej cytowanego przez kremlowskie media propagandowe, nie dziwią zupełnie.
Nie dziwią, ale jakaś granica została jednak przekroczona. I to niezależnie od tego, jaka jest prawda. Jeśli rzeczywiście polscy żołnierze pełnią jakąś tajną misję w Donbasie, to tekst Rozenka jest czymś w rodzaju naprowadzania na nich rosyjskich rakiet. A nawet jeśli wszystko to zostało zmyślone, to i tak mamy do czynienia z publicznym donosem na własny kraj i próbą postawienia go w arcy niezręcznej sytuacji. Tak czy tak mamy do czynienia z działaniem, mającym dopomóc Rosji w jej propagandowej wojnie z Ukrainą i Zachodem.
Uważam, że za swój postępek Rozenek powinien odpowiedzieć karnie. Z jakiego paragrafu? Z dowolnego, który dałoby się mu „przyszyć”. Otrzymać maksymalny wyrok, jaki ten paragraf przewiduje. A następnie odsiedzieć ten wyrok „od gwizdka do gwizdka”. W niespecjalnie luksusowych warunkach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/308658-rozenek-donosi-na-polskich-zolnierzy-czyli-ochotnicza-pomoc-dla-rosji