Nie sposób nie zgodzić się z dzisiejszą „Gazetą Wyborczą”, która orzekła na pierwszej stronie:
Europa nakłania PIS-owskie władze do ustępstw w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Ale zawstydzenie, główny instrument UE i Rady Europy, nie działa.
To cenne zdanie. Po pierwsze mamy otwarte przyznanie, że celem wielu działań Unii Europejskiej i pokrewnych jej instytucji nie jest forsowanie merytorycznych, racjonalnych rozwiązań, ale stosowanie przemocy. „Zawstydzanie” to przecież po prostu brutalne karcenie, przemoc symboliczna, jak powiedzieliby lewicowi ideolodzy. Tej szczerości nam brakowało, i można się tylko cieszyć, że wreszcie się pojawiła.
Po drugie, zawstydzanie rzeczywiście nie działa. To jest najważniejszy wniosek z wydarzeń ostatnich miesięcy. Z wizyt Komisji Weneckiej, z debat w Parlamencie Europejskim, z gróźb rezolucji i sankcji. Tego typu narzędzia w Polsce dzisiejszej trafiają w próżnię. W tym sensie, że nie robią większego wrażenia na publiczności, nie powodują sondażowego ani politycznego przesunięcia. Może kiedyś znowu zaczną być skuteczne, ale dziś nie są.
To jest pewne zaskoczenie. Przed wyborami skłonny byłbym przypisywać zewnętrznej presji większą skuteczność. W końcu odsunięty obóz rządzący przez całe dekady bezbłędnie eksploatował polskie kompleksy, to było niezwykle poręczne, perfekcyjnie wykorzystywane narzędzie. A po wyborach - klops, Polacy połajankami się nie przejmują. To znaczy wyborcy PO i Nowoczesnej oczywiście cierpią, ale pozostali wzruszają ramionami. Presja nie tworzy różnicy, o którą chodziło autorom nagonki na nasz kraj.
Ta zmiana ma u podłoża wiele źródeł. Lekkie zrównoważenie medialnej mapy uniemożliwia już kreowanie nagonek. Do tego skoro wyborcy wybrali Prawo i Sprawiedliwość oraz Andrzeja Dudę wbrew potężnym mediom, to znaczy, że dojrzeli do poważniejszej zmiany na wielu polach. Także w relacjach z Unią Europejską. Protekcjonalny ton przestał przerażać, zaczął drażnić. No i wreszcie nie bez znaczenia jest realny kryzys Unii, którego skutkiem był m. in. Brexit, a wcześniej zapaść euro.
Co to oznacza? Ratując prestiż, Unia może chętniej sięgać po realne sankcje, np. w sferze funduszy europejskich. Będą pojawiały się wypowiedzi takie jak Jeana Asselborna, ministra spraw zagranicznych Luksemburga, który wezwał do czasowego lub nawet ostatecznego wykluczenia Węgier ze wspólnoty.
Prób dyscyplinowania nie zabraknie, ale fakt pozostaje faktem: coś się skończyło. I to najbardziej przeraża te siły w Polsce, które marzyły, że za pomocą unijnej dźwigni powróci to, co było.
Nie udało się, przed nimi długa droga. I to jest powód smutku na tych twarzach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/308227-cos-sie-skonczylo-unijne-polajanki-juz-nie-robia-wrazenia-na-polakach-zawstydzanie-rzeczywiscie-nie-dziala